Chapter 9. I'm Charlotte

1.5K 94 16
                                    

Pocałunek był bardzo powolny i ostrożny. Obydwoje nie byliśmy na tyle siebie pewni. Poza tym był to nasz pierwszy taki epizod, który niestety szybko został przerwany przez czyjeś pukanie do drzwi gabinetu.
Jako pierwsza odsunęłam się od mężczyzny z szybkością, jakiej nie powstydziłby się sam lampart.

-Proszę.- odezwał się swoim aksamitnym głosem, który często przyprawiał mnie o dreszcze.

Drzwi się otworzyły, ukazując szczupłe sylwetki dwóch dziewczyn. W jednej rozpoznałam wcześniej poznaną Alice, natomiast druga była dla mnie prawdziwą zagadką. Obok ciemnowłosej stała równie piękna, a nawet mogłam pokusić się o stwierdzenie, że dużo piękniejsza dziewczyna. Była wyższa od swojej towarzyszki, niezwykle szczupła, obdarowana idealnymi kształtami. Posiadała długie, mieniące się włosy w kolorze płynnego złota i oczy w tym samym kolorze, a jej twarz była bardzo łagodna, mimo sporego podkreślenia makijażem. Patrząc na Alice i jej towarzyszkę, można było wręcz zobaczyć sporawe różnice między nimi. Podczas gdy chochlikowopodobna była niezwykle infantylną osobą, złotowłosa wydawała się być stonowaną, spokojną dziewczyną. Ciszę w pokoju przerwała właśnie ona.

- Carlisle musimy porozmawiać. Teraz.- spojrzała na mnie przepraszająco. Wyglądała tak, jakby wiedziała co miało miejsce niecałe dwie minuty wcześniej, choć było to technicznie niemożliwe. Zrozumiałam aluzję. Posłałam blondynowi nieśmiały uśmiech i zostawiłam ich samych.

- Alice miała wizję...- usłyszałam zanim drewniana powłoka zdążyła się za mną zamknąć.

Wizję? Czyżby czarnowłosa była jasnowidzką? Nie, to nie wchodziło w grę. Szybko przestałam się nad tym rozwodzić, zdając sobie sprawę, że to nie moja sprawa. To była ich prywatna rozmowa, której usłyszałam początek, a nie powinnam.

Westchnęłam, siadając na pobliskim krzesełku. Zaczęłam przyglądać się ludziom. Lepsze to, niż wgapianie się w pobliską ścianę. Przeczesałam długie kosmyki włosów ręką i doszłam do wniosku, że są już za długie. Ostatnio zaczęły mi strasznie przeszkadzać. Zanim zdążyłam wyobrazić sobie, jak będę wyglądać w krótszej czuprynie, z gabinetu wyszła cała trójka.

Carlisle wydawał się być zamyślony, ale tylko gdy mnie zauważył, posłał w moim kierunku jeden z tych swoich uśmiechów. Od razu odetchnęłam z ulgą. Podeszli do mnie, przez co wstałam z krzesełka i nerwowo wygładziłam swoją koszulę.

- Wybacz, że tak to wyszło i musiałaś wyjść i poznajesz mnie w takich okolicznościach, ale było to na prawdę ważne.- oznajmiła z nikłym uśmiechem złotowłosa i podała mi dłoń, którą lekko niezgrabnie uchwyciłam. Była strasznie zimna, tak jak ta doktora.- Charlotte.

W tamtym momencie stało się dla mnie jasne kim była. Kolejna adopotowana córka Carlisle'a. Mentalnie walnęłam się w czoło. Przecież mi o niej opowiadał.

- Elizabeth.- odmruknęłam, lekko się uśmiechając.

- Och, wiem. U nas w domu często się o tobie słyszy.- popatrzyła wymownie w stronę blondyna, mierząc go apodyktycznym spojrzeniem. Złotooki wywrócił oczami jak nastolatek.- Będziemy się zbierać. Jasper gdzieś mnie porywa, a Alice ma randkę z małą Carlie. - zachichotała pod nosem.- Do zobaczenia, Elizabeth.- dodała i pomaszerowała ku windzie.

- Tak między nami... będziesz świetnie wyglądać w krótszych włosach. Tylko nie przesadzaj, szkoda by było je zmarnować!- oświadczyła Alice, patrząc na mnie lekko mętnym wzrokiem, a następnie mrucząc słowa pożegnania niemal pobiegła za oddalajacą się siostrą. Tym razem nie zdziwiło mnie zachowanie czarnowłosej. Była dość dziwna, ale nie przeszkadzało mi to wcale. Dzięki temu była oryginalna i posiadała swój własny urok.

Gdy obie dziewczyny zniknęły za drzwiami windy, Carlisle przeniósł na mnie spojrzenie przenikliwych oczu.

- Dostałem za zadanie przyprowadzić cię na obiad w Sobotę.- powiedział, kręcąc głową na boki z delikatnym uśmiechem. Zaśmiałam się, przygryzając delikatnie wargę.

- O której?

To be normal ♤ Carlisle CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz