Chapter 8. A kiss with the head physician

1.5K 94 33
                                    

Emeryt szybko wyszedł z gabinetu, gdyż jego obrażenia nie były aż tak poważne. Wystarczyły mniejsze opatrunki i szwy na przedramieniu, na które się przewrócił.

- A więc? Mów co się stało, że miałaś minę jak na ścięcie.- odezwał się Cullen, krzyżując ręce na klatce piersiowej, tylko gdy drzwi trzasnęły za starszym mężczyzną.

- Masz strasznie nieprofesjonalny zespół, Carlisle.- westchnęłam, kręcąc głową.- Zauważyłeś, że załoga nie jest ze sobą w ogóle zżyta? Panują podziały na poszczególne grupki i jedni, głównie ci młodsi, patrzą krzywo na innych? Ja rozumiem, że to kwestia spornych bądź kolidujących ze sobą charakterów, ale panuje doprawdy napięta atmosfera.

- Co znowu zrobiła doktor Rodriguez i jak się domyślam... doktor Pierre?

- Trafne spostrzeżenie Carlisle, ale co ja ci będę mówić. Zapewne sam wiesz, albo chociaż podejrzewasz co się dzieje za twoimi plecami.- machnęłam ręką i wróciłam do moich notatek z tamtego dnia.

- Masz rację. Są trudni i faktycznie rozwalają grupę, ale to najlepsi specjaliści w okolicy...

- Rozumiem to, dlatego pomyślałam, że można by było urządzić jakieś wyjście integracyjne.- wtrąciłam, obserwując go kącikiem oka znad zeszytu. Przygryzłam wargę. W tamtej chwili nie mogłam myśleć o niczym innym, jak o tym, że wygląda bardzo dobrze poprawiając swoje niemal złote włosy z wyrazem głębokiej konsternacji na idealnie alabastrowej twarzy. Po chwili jego czujne spojrzenie wylądowało na mojej osobie, przez co wyraźnie się speszyłam i spuściłam wzrok. Może to jednak nie był najlepszy pomysł?

- Wiesz, twoja propozycja jest na prawdę świetna, Liz.- uśmiechnął się, gdy gwałtownie uniosłam głowę, bardzo mocno uderzając się o szafkę z kartotekami.- Uważaj.- dorzucił, jednak za późno. W bardzo szybkim tempie znalazł się tuż obok mnie. Zaczął oglądać tył mojej głowy.- Już formuje ci się krwiak na kości ciemieniowej. Masz zakaz schylania się, dźwigania i szybkiego wstawania, przynajmniej dzisiaj i jutro.- oznajmił apodytktycznie.- A nawet pojutrze.- dodał, patrząc na mnie z lekka protekcjonalnie.

- Świetnie. Marzyłam o tym.- odburknęłam jedynie, będąc rozdrażniona po tym, jak sprawdzał moje oczy za pomocą latarki medycznej.
Poniekąd wynagrodził mi to swoim kolejnym czynem. Spojrzał mi głęboko w oczy. Jak zwykle barwa płynnego złota pochłonęła mnie bez reszty. Niemal odruchowo poprawiłam uciążliwe pasmo jego blond włosów, wpadających mu na twarz, a zaraz po tym lewa dłoń mężczyzny wylądowała na moim biodrze, gdyż drugą wciąż trzymał mój zapewne lekko zaróżowiony policzek.
Gdy nasze twarze znajdowały się milimetry od siebie w mojej głowie pojawiła się myśl.
Przecież masz narzeczonego.
Mimo że nie kochałam Patrick'a, nie mogłam mu tego zrobić. Był za dobry. Nie zasługiwał na takie coś.

- Carlisle...- wyszeptałam, widząc co ma zamiar zrobić blondyn. Też tego chciałam, całą sobą jak tam stałam, ale nie mogłam tak. Oszukiwałabym nie tylko rodzinę i Patrick'a, ale też samą siebie. Położyłam łagodnie dłonie na jego ramionach i delikatnie odepchnęłam złotookiego.

- Przepraszam Elizabeth. Myślałem, że też tego chcesz.- odezwał się kręcąc głową. Odparł się dłońmi o biurko i spuścił wzrok na idealnie posortowane dokumenty.
Patrzenie na jego smutną minę sprawiło mi ból. Właśnie wtedy zadecydowałam. Dość rządzenia moim własnym życiem. Nie myśląc dłużej, podeszłam do niego i chwyciłam za rękę. Jak zwykle była lodowata, ale nie zraziło mnie to. Zaczęłam się przyzwyczajać. Stanęłam na palcach. Mimo to, był sporo wyższy, dlatego pociągnęłam go minimalnie w dół, po czym złączyłam nasze usta.

To be normal ♤ Carlisle CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz