Chapter 17. Date and Elizabeth confession

1.3K 83 10
                                    

Tak jak Carlisle obiecał, o godzinie siedemnastej punkt stanął pod drzwiami domu dziadków. Gdy zapukał popędziłam do drzwi krzycząc, że to do mnie. Nie chciałam żeby matka mu otworzyła i co gorsza coś, nie daj Boże, nawtykała. Zgarnęłam na szybko ciepłą, nieprzemakalną kurtkę, ubrałam tenisówki i wybiegłam z domu, przy okazji wpadając wprost na blondyna.

- Cześć.- wyszczerzyłam się jak głupia, unosząc głowę do góry, tak że nasze spojrzenia się spotkały.

- Hej Lizzy. Niecodzienne powitanie.- odezwał się uwcześnie całując mnie w nos. Zarumieniłam się aż po cebulki włosów.

- Nie narzekaj.- fuknęłam, wyplątując się z jego mocnego uścisku, jednak szybko zostałam pociągnięta z powrotem. Chciałam zaprotestować, ale mężczyzna szybko zamknął mi usta pocałunkiem. Smakował dość dziwnie, lekko metalicznie. Dlatego szybko się od niego odsunęłam.

- Byłeś na polowaniu?- zmarszczyłam śmiesznie brwi, na co roześmiał się perliście.

- Chciałem mieć pewność, że nie rzucę się na ciebie niespodziewanie. Pachniesz dziś szczególnie apetycznie. Wyczułem cię już wychodząc z domu.- oznajmił, wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi. Robił się coraz bardziej śmiały w stosunku do mnie i bardzo mi się to podobało.
Chwycił mnie delikatnie za rękę i pociagnął w kierunku pobliskiego lasu. Szybko zniknęliśmy za granicą drzew. Niespodziewanie mężczyzna podniósł mnie i zaczął biec w wampirzym tempie. Z wrażenia zaniemówiłam. Był szybszy od wyścigowego auta. Z ogromną precyzją i gracją omijał drzewa, krzewy i inne rośliny. Tak jakby wcale tam nie rosły. Zapewne widział też lepiej otaczającą nas naturę, co było ułatwieniem. Niestety ja podczas tego biegu zdołałam dostrzec tylko lekkie zarysy, więc szybko zrezygnowałam z podziwiania "widoków" i skupiłam się na profilu Carlisle'a. Był taki idealny i skupiony na drodze. W dodatku wiatr nawet nie ruszył jego włosów o milimetr. Wpatrywałam się w niego zafascynowana.

- Jesteśmy.- oznajmił po chwili cicho.- Musiałem biec trzy razy szybciej, żeby wilki mnie nie wyczuły. To ich teren.- dodał, delikatnie odstawiając mnie na ziemię. Zdziwiłam się. Blondyn nigdy nie łamał zasad.

- Czy to ja mam na ciebie taki zły wpływ, ordynatorze?- uśmiechnęłam się, patrząc na niego spod rzęs. Wzruszył ramionami i ostrożnie skierował moją głowę na rozpościerajacy się przed nami krajobraz. Jeśli wcześniej zaniemówiłam, to w tamtej chwili mnie zatkało. Znajdowaliśmy się na bardzo wysokim klifie, o który roztrzaskiwały się spienione fale. Niecałą minutę później słońce wyszło zza chmur, oświetlając skórę Carlisle'a niczym setki diamentów. Nie mogłam oderwać od niego wzroku.
Na szczęście szybko się otrząsnęłam, ale wampir zdołał już zobaczyć mój dziwny stan. Wiedziałam, że będzie mi to kiedyś wypominał. A jak nie on, to Edward, który najpewniej wyczyta to z jego myśli.

- Carlisle ja... my... Musimy porozmawiać.- wykrztusiłam wreszcie, a na twarz mężczyzny wstąpił niepokój.

Opowiedziałam mu o wszystkim. Nie pominęłam żadnego szczegółu. Nie zataiłam niczego.
Ku mojemu zdziwieniu, był bardzo opanowany i przyjął to na spokojnie. Co jakiś czas zadawał pytania, ale jednak to ostatnie szczególnie utkwiło mi w pamięci.

- Zastanowiłaś się czy wybranie go nie byłoby dla ciebie lepsze? Wiążąc się ze mną wiele ryzykujesz i będzie to miało swoje konsekwencje.- wiedziałam, że miał na myśli to, że nie będę miała dzieci, które ubóstwiałam i niewątpliwie nierozstrzygniętą kwestię mojej przemiany. Mimo to, byłam zdecydowana.

- Carlisle, zapamiętaj to co ci teraz powiem.- delikatnie położyłam dłoń na jego mieniącym się policzku.- Nie pragnę niczego innego, niż życia z tobą. Jestem tego pewna. Kocham cię. Kocham cię już od tamtej chwili w gabinecie, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy.- oznajmiłam. Mężczyzna uśmiechnął się czule i delikatnie musnął moje usta.
Cieszyłam się jak dziecko, że zrozumiał, że nie miał mi za złe.

- Mamy mały problem.

- Jaki ordynatorze?

- Pokochałem cię znacznie szybciej niż ty mnie.- oznajmił cicho. Spojrzałam na niego pytająco.- Pamiętam ten dzień bardzo dobrze. Było to kilka dni przed tym jak trafiłaś do szpitala. Byłem wtedy na polowaniu. Wyczułem twój zapach z promienia dwudziestu kilometrów. Dotarł do mnie wraz z wiatrem. To był pierwszy raz, gdy się nie powstrzymałem. Pobiegłem.- uśmiechnął się na to wspomnienie.- Zobaczyłem cię czytającą książkę na leśnej polanie i już wtedy wiedziałem. W dodatku Alice nie dała mi żyć, bo od tamtego dnia zaczęła mieć dość częste wizje głównie z twoim udziałem. Często cię odwiedzałem, patrzyłem jak spałaś. Ale z końcem lata wyjechałaś pozostawiając po sobie jedynie swój słabnący zapach niemalże w całej okolicy.

- Ale teraz jestem i nie zamierzam nigdzie znikać. Już nigdy. Co nie zmienia faktu, że będziemy musieli zmierzyć się z kilkoma przeszkodami.

- Jakimi?- westchnął wtulając twarz w moje włosy. Wyglądało to odrobinę śmiesznie. Jego metr osiemdziesiąt dziewięć wzrostu lekko kontrastowało z moim metrem siedemdziesiąt. Rozumiałam jego nastrój. Mógł mieć już dość przeciwności losu po tym całym zamieszaniu wokół Amber i wcześniejszych problemach z Charlotte i Jasperem. Nie wiedziałam co się wtedy stało, ale moje problemy przy ich wydawały się być naprawdę bardzo błache.

- Głównie tymi związanymi z moimi rodzicami...

_______________________________________

Rozpieszczam was normalnie. Dwa rozdziały. Mam nadzieję, że się podobają♡

To be normal ♤ Carlisle CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz