Chapter 5. Coffee and weird waiter

1.7K 99 38
                                    

Moja następna wizyta w szpitalu miała miejsce dopiero kilka dni później. Wchodząc do środka budynku przeżyłam niemały szok, widząc Carlisle'a stojącego wraz z niską brunetką niewiele młodszą ode mnie, przy recepcji. Wygladali na odrobinę zniecierpliwionych, dopóki nie przekroczyłam drzwi. Tak jakby na mnie czekali.
Podeszłam do nich przywdziewając na twarz jeden z moich najładniejszych uśmiechów. Usłyszałam jeszcze jak blondyn mówi do brunetki, by mnie nie wystraszyła, po czym ich spojrzenia znów wylądowały centralnie na mojej osobie.

- Witaj Elizabeth. Chciałbym ci przedstawić moją córkę...- zanim mężczyzna zdążył dokończyć, dziewczyna podobna do chochlika już trzymała mnie w żelaznym uścisku. Zdziwiłam się. Skąd w takiej małej istotce drobnej postury tyle siły?

- Hej, jestem Alice. Carlisle nie kłamał. Serio jesteś śliczna.- odezwała się uważnie mierząc mnie wzrokiem, zakończywszy mnie "dusić".

- Ah tak? Mi także o tobie opowiadał.- odparłam z uśmiechem.- Lecz nigdy nie wspomniał, że jesteś tak silna.- uśmiechnęłam się szerzej, o ile to możliwe, patrząc wymownie na złotookiego.- Elizabeth, ale możesz mówić jak ci się podoba.- podałam jej dłoń, którą uścisnęła z wielkim wyszczerzem. Jej skóra była tak samo zimna, jak ta jej przybranego ojca.

-  Wiedziałam, że cię polubię. Jak dobrze, że jednak nic ci nie jest. Martwiliśmy się.- oznajmiła z zatroskaną miną.- Zwłaszcza Carlisle.- dodała, nachylając się wprost do mojego ucha.

Kompletnie nie miałam pojęcia o co chodziło brunetce, choć na jej ostatnie zdanie, moje policzki przybrały na pewno delikatnie różowego odcieniu. Z boku musiałam wyglądać śmiesznie. Z miną, której nie powstydziłaby się największa idiotka pod słońcem i różowymi polikami. Wewnętrznie zapadłam się pod ziemię, choć miałam wrażenie, że takie akcje w wykonaniu Alice nie są jednorazowe. Dodatkowo przeczucie mi mówiło, że dziewczyna jeszcze nie raz wytnie mi taki numer.
Chwilę później młoda Cullen pożegnała się z nami i popędziła w stronę wyjścia mrucząc coś o pomocy przy dziecku.

- O co jej chodziło?- spytałam blondyna, gdy zostaliśmy sami i kierowaliśmy się do pomieszczenia z USG, w którym mieliśmy sprawdzić stan młodej pacjentki w zaawansowanej ciąży z bliźniakami. Niestety nastąpiły drobne komplikacje i dziewczyna będzie musiała mieć zrobioną cesarkę.  Mężczyzna zatrzymał się tuż przed drzwiami i położył mi dłonie na ramionach. Był blisko. Za blisko. Wtedy jeszcze bardziej była widoczna różnica wzrostu między nami, choć moje sto siedemdziesiąt osiem centymetrów było, jak dla mnie, całkiem optymalne.

- Powiedz mi, czy coś niepokojącego stało się przedwczoraj, gdy wracałaś do domu?- udzielił mi niepokojącej odpowiedzi, uważnie lustrując mnie swoimi złotymi oczami.

No i bylam w kropce. Co miałam mu powiedzieć? Raczej nie to, że się zagapiłam myśląc o nim, a potem zobaczyłam monstrualnego wilka. Poza tym, miałam nikomu o tym nie mówić. Ale gdy patrzyłam w jego cudowne, złote oczy, coś wewnątrz mnie zabroniło mi go okłamać, co i tak w moim przypadku było niemożliwe. Nigdy nie umiałam kłamać. Nawet jeśli bym spróbowała, Carlisle od razu zauważyłby to z jego momentami dziwnymi zdolnościami.

- Miałam mały wypadek. To znaczy nie wypadek, bo nic mi nie jest poza siniakiem na skroni jak widzisz, ale...- jąkałam się, równocześnie spuszczając wzrok na zamek w kurtce, którym nieustannie się bawiłam. Wyrobiłam sobie taki tik nerwowy.

Zupełnie niespodziewanie zostałam przyciągnięta do jego torsu. Nie powiem, zrobiło mi się bardzo przyjemnie i przynajmniej mogłam przestać gadać te głupoty, ale wciąż gdzieś z tyłu głowy siedziała mi myśl, że mężczyzna o wszystkim wiedział.

- Alice miała swego rodzaju... przeczucie, że coś ci się stało.- rzekł, puszczając mnie.

Podniosłam brew w wyrazie niezrozumienia, lecz zanim zdążyłam skomentować jego wypowiedź, blondyn zdążył otworzyć drzwi, za którymi czekała pacjentka. Z cichym westchnięciem powłóczyłam nogami za jego śladem. Było mi odrobinę smutno, bo zdawałam sobie sprawę, że mężczyzna nie powiedział mi wszystkiego. Myślałam, że ma do mnie zaufanie. W większym lub mniejszym stopniu, ale ma.

- Lizzie, co byś powiedziała, gdybym zaprosił cię na kawę?- usłyszałam, gdy złotooki pomagał założyć mi płaszcz. Szybko odwróciłam się w jego stronę. Widząc jego niepewny wyraz twarzy, wprost nie mogłam się nie uśmiechnąć.

- Czy mam potraktować to jako zaproszenie?

- Możesz.- oznajmił z uśmiechem, wzruszając ramionami.

- W takim razie z chęcią, panie doktorze.- odparłam, a blondyn szybko założył swoją granatową kurtkę i podał mi ramię, które niepewnie przyjęłam.
Razem wyszliśmy z gabinetu i skierowaliśmy się do wyjścia ze szpitala. Po drodze minęliśmy kilka osób z personelu medycznego i Betty, która patrzyła na nas zdumionym wzrokiem. Posłałam jej jedynie uśmiech, a ta w odpowiedzi poruszyła dziwnie brwiami i powiedziała bezgłośnie: Potem mi opowiesz. Taka już była pani McCartney. Uwielbiała ploteczki.

Na parkingu Carlisle otworzył mi drzwi swojego czarnego Mercedesa S55  AMG, po stronie pasażera. Dzięki pasji mojego narzeczonego i ojca, umiałam rozpoznawać chociażby marki samochodów, choć zdarzało mi się zapamiętywać ciekawsze modele.
Ostrożnie wsiadłam do środka, uważając by nic nie zniszczyć dzięki mojej niezdarności. Zaraz po mnie w aucie znalazł się Cullen, który odpalił pojazd.
Podczas jazdy dużo rozmawialiśmy, jak zwykle. Mieliśmy z mężczyzną dużo tematów, głównie przez nasze wspólne zainteresowania.
Tak jak przewidywałam, blondyn wybrał cichą, nie rzucającą się w oczy kafejkę. Wchodząc, zrozumiałam dlaczego jego wybór padł akurat na to miejsce. Było niezwykle zaciszne, bez tłumu ludzi i posiadało niewytłumaczalny dla mnie urok. Po prostu chciało się przebywać w tym ciepło urządzonym pomieszczeniu z cichą, przyjemną dla uszu muzyką.
Cullen zaprowadził mnie do jednego z wolnych stolików przy panoramicznym oknie, z świetnym widokiem na pobliski las.

- Po twojej minie wnioskuję, że podoba ci się to miejsce.- rzekł, odsuwając mi drewniane krzesełko z pikowanym brzoskwiniowym  materiałem po środku. W odpowiedzi jedynie pokiwałam energicznie głową i zajęłam miejsce, co zaraz po mnie uczynił także podśmiewywujący się pod nosem, zapewne z mojej reakcji, mężczyzna.

- Jak znalazłeś ten lokal?- spytałam wreszcie spoglądając na niego spod wachlarza moich niezwykle ciemnych i długich rzęs.

- Mieszkając przez kilka lat w danym mieście, da się poznać wszystkie jego walory.- puścił mi oczko. Czy to był podtekst? Pokiwałam głową, pozwalając by na chwilę zabrały mnie moje własne myśli.

- Co dla państwa?- usłyszałam męski głos po swojej lewej stronie, gdzie niemal natychmiast przeniosłam swój wzrok. Kelner, niewiele starszy ode mnie, czarnowłosy chłopak, wyraźnie znudzony i zmęczony spojrzał na mojego towarzysza, a następnie na mnie. Widziałam ten błysk w jego oku i wcale mi się nie spodobał.
Carlisle złożył zamówienie za nas oboje, widząc że nie mam zamiaru się odezwać. Gdy nietuzinkowy facet odszedł, niemal od razu poczułam się swobodniej.

- Coś nie tak, Lizbeth?- jak zawsze czujny blondyn, wyłapał moje chwilowe roztargnienie.

- Nie, po prostu coś mi nie pasuje w tym chłopaku. Chyba ten jego wzrok.- odezwałam się w końcu, wciąż oglądając się czy czarnowłosy nie wraca z zamówieniem.- Ale to zapewne tylko moje urojenia. Nie przejmuj się.- posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił.

Chwilę później wrócił kelner z naszymi kawami. Carlisle grzecznie podziękował, podczas gdy ja tępo wpatrywałam się w widok za oknem. Zaczęło padać.
Spojrzałam na moją filiżankę, pod którą znajdowała się mała karteczka z numerem telefonu i napisem: Zadzwoń.
Uśmiechnęłam się i wciąż czując na sobie wzrok chłopaka, który stanął za ladą, dyskretnie pokazałam skrawek papieru blondynowi, który zaczął się cicho śmiać, tak jak i ja.

- Widzisz? Nie ma się czym przejmować. Po prostu mu się spodobałaś. Nie dziwię mu się.- powiedział ściszonym głosem, udając kaszel, gdy zaczał się głośniej podśmiewywać.
Subtelnie odwróciłam głowę i napotkałam ciekawskie spojrzenie piwnych oczu kelnera. Speszona odwróciłam wzrok i zamoczyłam usta w napoju, który okazał się wyjątkowo smaczny. Zaczęłam się też zastanawiać o co chodziło Carlisle'owi. Nie dziwię mu się. Czyżby on także coś do mnie czuł? Szybko zaprzeczyłam tej niedorzecznej myśli. Nawet jeśli, byłam przecież zaręczona.

To be normal ♤ Carlisle CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz