Obudziłam się w akompaniamencie cichego męskiego chichotu i uczucia znajomego chłodu. Było mi strasznie przyjemnie, nie miałam ochoty wstać. Jednak, gdy poczułam na twarzy promienie słońca, a chwilę później ponownie usłyszałam czyjś śmiech, gwałtownie podniosłam się do siadu. Byłam pewna, że na mojej twarzy doskonale wymalowała się złość.
- Carlisle?- zapytałam głupio, patrząc na uśmiechniętego blondyna, na którym chwilę wcześniej zapewne leżałam.
- Robisz momentami śmieszne miny przez sen.- oznajmił z psotnymi iskierkami w oczach.
- Doprawdy?- mruknęłam przeciągle.- I właśnie dlatego się ze mnie śmiałeś, równocześnie mnie wybudzając z cudownego snu?- założyłam ręce na piersi, podczas gdy mężczyzna wzruszył ramionami.
- Mój śmiech działa na ciebie pobudzająco?- uśmiechnął się jak rasowy pedofil. Oczywiście z całego zdania wyłapał tylko ten fragment. Westchnęłam i rzuciłam w niego poduszką.- Zapamiętam.- oświadczył, odrzucając poduszkę w moją stronę. Złapałam ją w ostatniej chwili.
- Ej, uważaj! Ja nie mam takiego refleksu jak ty.- udawałam obrażoną. Nie wyszło mi, gdyż sekundę później śmialiśmy się do rozpuku.
- Uwielbiam twoją małą infantylność, Lizzy.- rzekł niespodziewanie. Szybko zmienił swoją pozycję. Zawisł nade mną, a nasze twarze dzieliły dosłownie mikrometry. Byłam w stanie dostrzec każdy detal jego cudownych, złotych oczu.
- A ja kocham twoje oczy.- mruknęłam, skutecznie niwelując jakąkolwiek przestrzeń między nami. Bardzo podobał mi się wygląd blondyna. Co się dziwić. Był bardzo atrakcyjny. Wyglądał lepiej niż niejeden hoollywodzki aktor. Kochałam jego oczy, ale to jednak usta ubóstwiałam najbardziej, czego wiedzieć oczywiście nie musiał, prawda?
Mężczyzna śmiało pogłębił pocałunek, który zaczęłam. Namiętność między nami zaczęła przybierać na sile. Odruchowo zaczęłam odpinać zamek polara blondyna, który dość szybko wylądował na podłodze. Ręce mężczyzny błądziły niemal po całym moim ciele, a jego usta przeniosły się na moją szyję. Mimowolnie jęk opuścił moje usta, gdy lekko przygryzł strategiczne miejsce. Raptem odskoczył ode mnie jak poparzony. Złapałam się za klatkę piersiową. Miałam strasznie nierównomierny oddech. Zapewne przez długi, nieprzerwany pocałunek.
- Nie mogę.- oznajmił, po czym w wampirzym tempie wyskoczył przez okno.
Wyleciałam z łóżka jak z procy, ale blondyna nie było już w zasięgu wzroku. Usiadłam pod ścianą. Zaczęłam się zastanawiać co zrobiłam nie tak.
Nie podobało mu się? Ja mu się nie podobam?Te wszystkie myśli spowodowały u mnie dość depresyjny nastrój. W końcu niecodzinnie dowiadujesz się, że mężczyzna który jest centrum twojego wszechświata, nie chce się z tobą kochać.
Łzy poleciały mi po zgrzanych policzkach. Wstałam i mozolnie doczłapałam się do łazienki, zgarniając po drodze pierwsze lepsze ubrania. Stanęłam przed lustrem. Tym samym, przed którym miesiąc wcześniej obcięłam sobie włosy. To też zrobiłam głównie dla niego. Chciałam mu się podobać, ale najwyraźniej mi nie wyszło.
Zaczęłam się myć i ubierać w zwolnionym tempie.
Gdy skończyłam rozczesywać wciąż długie włosy, wzięłam piżamę w dłoń i cicho wróciłam do mojej sypialni.
Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam siedzącego na łóżku wampira. Widząc, że przyszłam, natychmiast się podniósł i zanim zdążyłam zarejestrować, stał tuż obok, przyciskając mnie mocno do swojej klatki piersiowej.
- Przepraszam, Lizzy.- mruknął w moje włosy, wciąż mnie tuląc. Choć ograniczał mi dostęp do powietrza, nie narzekałam.- Nie chcesz mnie?- spytałam prosto z mostu, odsuwając sie od niego na dobre kilkanaście centymetrów.
- Co ty mówisz, Liz?- parsknął, łapiąc mnie delikatnie za dłonie.- Najchętniej skończyłbym to co zaczęliśmy, nawet tu i teraz, ale nie mogłem się powstrzymać.- spuścił głowę.- Skrzywdziłbym cię. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo chciałem spróbować twojej krwi, gdy wyczułem jak płynie w twojej szyi, gdy przyspieszyło ci tętno... Nigdy tak nie miałem, Elizabeth.- stwierdził, patrząc mi smutno w oczy.- Nawet po przemianie.
Nie czekając, przytuliłam go mocno. Nie chciał mi zrobić krzywdy. Czuł się winny, a ja go posądziłam o to, że... Momentami kompletnie nie myślę.
- Nic się nie stało.- uśmiechnęłam się i pogładziłam lekko jego policzek.
- Ale mogło. Liz, ty nawet nie zdajesz sobie sprawy ile dla mnie znaczysz. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby..
Przerwałam mu pocałunkiem. Nie chciałam aby się zadręczał. Był taki dobry.
- Carlisle, wszystko okej.- mruknęłam w przerwach między pocałunkami. Mężczyzna w odpowiedzi przyciągnął mnie bliżej, o ile takowa możliwość istniała. Byliśmy na tyle zajęci sobą, że nie zwracaliśmy uwagi na zewnętrzne bodźce. Blondyn ostrożnie się ode mnie oderwał, wciąż mocno tuląc do swojego boku. Dał mi niemalże niewidoczny sygnał ruchem głowy. Zrozumiałam o co mu chodziło dopiero po chwili. W drzwiach stał dziadek z założonymi rękoma. Westchnęłam. Nie miałam ochoty na sprzeczkę.
- Następnym razem zamknijcie drzwi na klucz.- mruknął i z nikłym uśmiechem odszedł.
- Też to widziałeś, prawda?- spytałam. Gdy mężczyzna przytaknął, wyraźnie odetchnęłam. Myślałam już, że coś ze mną nie tak. Dziadek mnie miło rozczarował. Byłam zaskoczona jego niecodziennym zachowaniem.
To był duży krok w naszej relacji z Carlislem. Staruszek chyba w końcu go zaakceptował.
CZYTASZ
To be normal ♤ Carlisle Cullen
VampireGdzie Elizabeth Murphy zakochuje się w pewnym blondwłosym doktorze i zostaje mimowolnie wciągnięta w świat wampirów...