Chapter 26. Beautiful bride and a gift from grandparents

1.2K 85 8
                                    

Nadszedł upragniony przez wszystkich dzień ślubu. O dziwo, nie stresowałam się wcale jak dzień wcześniej, w przeciwności do Trish, babci i Alice, która wpadła do mojego pokoju o ósmej rano, wrzeszcząc że mamy mało czasu, dlatego mam iść się migiem kąpać.
W rzeczywistości miałyśmy go aż nadto, bo ceremonia miała rozpocząć się dopiero o jedenastej. Przynajmniej ja tak uważałam, bo Alice została poparta przez moją siostrę, Lotte i Rosalie.

Kolorem przewodnim wesela był niebieski, dokładnie taki sam odcień jaki miał szafir w moim pierścionku. Chochlik uparł się, żeby wszystkie najbliższe mi kobiety ubrały się w sukienki o tym tonie.
Nie powiem, śmiesznie mi się patrzyło na narzekania Rose i Amber. Mojej babci było to obojętne, chciała bym to ja była szczęśliwa i była gotowa zrobić wszystko by mi w tym pomóc. Widziałam, że Trish nie miała z tym większego problemu. Od zawsze lubiła się stroić, a w jej szafie można było odnaleźć sukienki każdego koloru. Nawet takiego, który jej nie pasował.
Charlotte była wniebowzięta, gdyż bardzo lubiła ten kolor, który jak stwierdziła idealnie podkreśla jej złoty odcień włosów. Sam fason sukienki, którą kupiła dla niej brunetka także leżał idealnie na jej figurze klepsydry. Byłam pewna, że Jasper nie oderwie od niej wzroku przez cały wieczór.
Ze wszystkich moich towarzyszek prezentowała się najlepiej.

Najpierw oporządziły się dziewczyny, żeby potem pomóc mnie. Było to dobrym układem, gdyż zyskałyśmy trochę czasu. Podczas gdy Rosalie, babcia i Amber starały się okiełznać moje włosy, Alice, Trish i Lotte zajmowały się moim makijażem. W międzyczasie Charlotte co chwilę odrywała się od "pracy" i wybierała dla każdej z nas zestaw biżuterii, którą sama zaprojektowała. Muszę przyznać, były to prawdziwe cudeńka.
Po kilku godzinach mogłam wreszcie zobaczyć ich dzieło.

Moje włosy zostały delikatnie zakręcone, choć nie wiem czy w tym wypadku słowo pofalowane nie byłoby bardziej odpowiednie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Moje włosy zostały delikatnie zakręcone, choć nie wiem czy w tym wypadku słowo pofalowane nie byłoby bardziej odpowiednie. Kilka pasm babcia splotła w maleńkie warkoczyki i upięła z tyłu. Makijaż zrobiły mi delikatny, taki jak chciałam– z podkreśleniem moich oczu, które uznawałam za jeden z największych atutów.
Nadszedł czas na suknię ślubną, której założenie nie trwało zbyt długa ze względu na to, że była w stylu boho.
Rękawy były luźniejsze, podczas gdy góra sukienki była bardziej opięta, stopniowo rozchodząc się w dół w delikatnej i przyjemnej w dotyku tkaninie. Na stopy wsunęłam baleriny. Zważając na mój stan, Alice zdecydowała się mnie nie katować szpilkami, co Amber chyba dla rozluźnienia atmosfery przyjęła z głośnym "Ty mendo, mi kazałaś!".
Całość dopełniły drobne kolczyki z minimalistycznymi szafirami i delikatny wianek z malutkich bladoniebieskich kwiatów- niezapominajek, hortensji, ułudek wiosennych i ostróżek.
Wyglądałam naprawdę dobrze i tak... naturalnie, dokładnie jak chciałam.
Wyrobiłyśmy się w niecałą godzinę przed czasem.

Alice, Rose, Lotte i Amber wyszły przygotować samochody, którymi miałyśmy się dostać do domu Cullen'ów. W pomieszczeniu zostałam tylko ja, Trish i babcia, która nie mogła ukryć łez wzruszenia, patrząc na mnie.

- Wyglądasz cudownie, kwiatuszku.- odezwała się po chwili, gładząc mnie po policzku. Ufnie wtuliłam się w jej dłoń. Nie wytrzymała i mnie przytuliła.

- Ej! Tak beze mnie?- pisnęła Trish i dołączyła do uścisku. Zaśmiałyśmy się we trzy, podczas gdy ktoś zapukał.

- Proszę.- moim oczom ukazał się dziadek. Elegancki jak nigdy. Pierwszy raz widziałam go w garniturze.

- Ślicznie wyglądasz Lizzy.- było pierwszym co powiedział, po przekroczeniu progu.

- To ja pójdę sprawdzić czy z autami wszystko w porządku.- oznajmiła z uśmiechem moja siostra i wyszła. Wiedziała, że chcę zostać ze staruszkami sam na sam. Zauważyła i to dawno, że miałam z nimi niespotykaną często więź, podczas gdy ona była bliżej z rodzicami.

- Mamy dzisiaj z babcią rocznicę związku.- uśmiechnął się.

- I dlatego mamy coś dla ciebie.- wtrąciła babcia i wyjęła z kieszeni dziadka małą wsuwkę do włosów z dość sporym kwiatkiem z niebieskiego kamienia.- Była pierwszym prezentem od dziadka. Nosiłam ją przy sobie prawie sześćdziesiąt lat, a teraz przekazuje ją tobie. Jesteś dla nas jak ten kwiat, symbolizujesz miłość.

Nie mogę uwierzyć. Wychodzę za mąż w dniu ich rocznicy.

- Dziękuję wam.- odparłam ze łzami w oczach.

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że wychodzisz za tego krwiopijcę.- pokręcił głową z uśmiechem staruszek, gdy jego żona wpinała mi we włosy drogocenną wsuwkę.

- Dziadku...

- Wiem, że będziesz z nim bezpieczna i przemieni cię gdy nadejdzie pora. Ale obiecaj mi jedno, kochanie. Nigdy nie spróbujesz ludzkiej krwi, dobrze?

Pokiwałam głową, będąc niezdolna by coś powiedzieć. Sekundę później tkwiłam w silnym uścisku dziadka i matczynym babci. Mogłam stać tak nawet i całą wieczność. Otulona ciepłem najbliższych mi osób.

To be normal ♤ Carlisle CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz