Chapter 11. Silence and phone conversation

1.3K 87 11
                                    

Cisza. To jedyne co zastałam po powrocie do domu. Przerywał ją jedynie mój głośny oddech i szybko bijące serce w nierównomiernie opadającej piersi.

- Babciu?! Dziadku?!- zawołałam, gdy zdołałam uspokoić swoje emocje. Nie otrzymałam jednak odpowiedzi. Był to zdecydowanie zły znak. Zaczęłam się martwić. Nie kłopocząc się zdejmowaniem butów, włączyłam światło i zaczęłam biegać po całym domu jak szalona. Sprawdziłam każde pomieszczenie, łącznie z sypialnią staruszków. Nie było ich. Zrezygnowana i wciąż zmartwiona pomaszerowałam do kuchni, w której znajdował się telefon, z którego mogłabym zadzwonić na policję.
Jakież było moje zdziwienie, gdy na aneksie kuchennym zastałam małą białą karteczkę, których babcia często używała do sporządzenia listy zakupów.

   Poszliśmy na randkę. Wrócimy późno.
                               
                                       Babcia

Po przeczytaniu wiadomości odetchnęłam z ulgą, a chwilę później wybuchłam niepochamowanym śmiechem. Czasem nie mogłam uwierzyć jak niemądrym stworzeniem byłam.
Dodatkowo cieszyłam się z powodu randki dziadków, gdyż od dwóch dni mieli tak zwane "ciche dni". Kompletnie nie miałam pojęcia o co poszło, ale zapewne dziadek wymyślił randkę odpowiednią do sytuacji, gdyż on był prowoderem ostrej wymiany zdań między nimi. Jasne jak słońce było to, że chciał ją jakoś udobruchać.
Moja krótka radość została zmącona przez dzwoniący telefon. Odetchnęłam głęboko, po czym podniosłam słuchawkę.

- Słucham?

- Wszystko w porządku Lizbeth?- po drugiej stronie rozbrzmiał łagodny, a zarazem zatroskany głos Carlisle'a.

- Tak, okej.- odparłam wymijająco.- Dopiero co się widzieliśmy. Już zdążyłeś zatęsknić?- zaśmiałam się, słysząc krótki chichot blondyna w słuchawce.

- Może.- odpowiedział zdawkowo. Mogłam wyobrazić sobie ten jego lekko figlarny uśmiech i tlące się w złotych oczach iskierki rozbawienia.- Chciałem ci podziękować za dzisiejszy dzień.

- Było miło. Bardzo dobrze się z wami czułam, serio.- wtrąciłam, wstawiając czajnik na palnik gazowy. Nagle nabrałam ochoty na herbatę z cytryną.

- Poza tym Alice naciskała żebym sprawdził czy wszystko dobrze.

Na mojej twarzy ponownie namalował się wielki uśmiech od ucha do ucha. Bardzo polubiłam rodzinę Cullen'ów, a w szczególności tego ciemnowłosego chochlika. Alice miała w sobie taki wyjątkowy urok. Nie dało się jej nie lubić.

- Uściskaj ją ode mnie.- powiedziałam, nalewając wrzątku do uroczego, pudrowo różowego kubka z płaskorzeźbą psa. Prezent od taty. Dobiegł mnie zduszony głos chochlika. Zapewne stała dość daleko telefonu i krzyczała. Kazała mnie także uściskać i zapewniła jeszcze, że poniedziałkowy egzamin zaliczę na najwyższą ocenę. Nie dociekałam skąd o nim wiedziała. Byłam pewna, że nie doczekam się odpowiedzi. Gdy skończyła swoją tyradę, Carlisle się pożegnał, życząc przy okazji spokojnej nocy i zakończył rozmowę.

W doskonałym humorze i z kubkiem gorącej herbaty poszłam do swojego pokoju pouczyć się na wcześniej wspomniany egzamin.

To be normal ♤ Carlisle CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz