Od dziesięciu minut siedziałam niezmiennie w tej samej pozycji na przednim siedzeniu, tuż obok Carlisle'a- mężczyzny, któremu do tamtej chwili ufałam bezgranicznie, w którym byłam zakochana od naszego pierwszego spotkania, który dodawał mojemu życiu więcej barw niż tylko schematyczny czarny i biały, których postrzegać nauczyli mnie rodzice.
Nie mogłam uwierzyć, że przez ten cały czas ukrywał przede mną tak drastyczną prawdę, że wszyscy ją ukrywali. W moich oczach wezbrały się łzy, ale kurczowo trzymałam się postanowienia, by nie dać im wypłynąć.
Wciąż do mnie nie docierało, że taka osoba jak Carlisle mogłaby być potworem, jak to określił sam blondyn. Znałam go, jak widać nie tak dobrze, lecz wiedziałam że jest dobry, że mnie nie skrzywdzi. Poczucie bezpieczeństwa, które zawsze przy nim czułam nie zniknęło, a nawet nie osłabło.
Z drugiej strony to wyjaśniało ich dziwne zachowanie, wygląd i rzeczy, które działy się wokół, gdy Carlisle przy mnie był.W końcu oderwałam wzrok od granicy drzew i przeniosłam go na twarz mężczyzny, który wpatrywał się we mnie smutnymi oczami. Nie miałam mu tego za złe. Nie chciał mnie stracić, zrozumiałam to patrząc w złote tęczówki. Byłabym hipokrytką, gdybym mu nie wybaczyła. Sama również miałam sekret, o którym mu nie powiedziałam. On wciąż nie wiedział o Patrick'u.
- Carlisle ja... ufam ci. Wiem, że mnie nie skrzywdzisz.- wydukałam, zmniejszając dystans między nami. Przez jego twarz przemknął cień uśmiechu. Wiedziałam, że w tamtej chwili mnie potrzebował, dlatego delikatnie przycisnęłam swoje usta do jego. Całował tak delikatnie jak jeszcze nigdy, ale podobało mi się to. Zaczynałam się przyzwyczajać do tego, że dla mnie był po prostu idealny, odpowiedni. Cokolwiek zrobił, jaki by nie był. Carlisle był moją bratnią duszą, o której marzyłam jako dziecko.
- Jesteś pierwszą osobą, przy której moja samokontrola jest na granicy. Nigdy nikogo tak nie pragnąłem jak ciebie.- wyznał, gładząc lodowatą dłonią mój ciepły policzek. Wiedziałam, że moją twarz oblał soczysty rumieniec, ale w tamtej chwili nie miało to dla mnie większego znaczenia. Przy blondynie zapomniałam o wszystkim. W jego obecności czułam się tak cholernie dobrze. Jakbym wreszcie była na odpowiednim miejscu, tak jakbym została stworzona by powoli się w nim zakochiwać aby ostatecznie być przy nim. Jak się okazało na wieczność.
Po godzinie, gdy omówiliśmy sobie wszystko, mężczyzna odwiózł mnie do dziadków. Zdziwiłam się, widząc przed domem już sprawne auto. Upewniło mnie to w przekonaniu, że Rosalie wiedziała co robi. Zdecydowanie nie wyglądała na fankę motoryzacji, a jednak.
Carlisle chcąc udowodnić swoje uczucia, osobiście zaniósł mnie aż do mojego pokoju, nie przejmując się wrogim spojrzeniem dziadka. Widząc ich mini konfrontację, schowałam twarz w koszuli blondyna, nie chcąc wybuchnąć śmiechem. Mój humor miał wpływ na Cullena, który niestety nie powstrzymał się od delikatnego uśmiechu, który bardziej rozsierdził staruszka.
Blondyn był zdecydowanie zaciekawiony wystrojem mojego pokoju. Według mnie był on dość skromny. Nie widziałam innej opcji dla pomieszczenia ulokowanego na poddaszu, więc właśnie tak je urządziłam.
Gołębio szare ściany idealnie wpasowywały się w klimat deszczowego miasteczka, a drewniane, rzeźbione meble zrobione przez przyjaciela dziadków miały swój niepowtarzalny urok, zwłaszcza po tym jak lekko je odświerzyłam białą farbą. Oczywiście nie mogło zabraknąć także roślin. Postawiłam na białe storczyki, które przyozdabiały głównie komodę.Przyglądając się mężczyźnie z zagryzioną wargą, czekałam na werdykt. Po jego mimice twarzy dostrzegłam, że podoba mu się wnętrze, mimo że nie było do końca w jego stylu.
- Weź ciepły prysznic, cała przemokłaś.- oznajmił czule na mnie spoglądając.
- Ale z ciebie romantyk.- prychnęłam, wyciągając froterowane, długie skarpety i ciepłą piżamę z szafy.
Więcej się nie odezwałam. Nie chciałam psuć chwili swoim głupim gadaniem. Odwróciłam się do niego przodem. Uśmiechał się.- Zejdę do twoich dziadków i wyjaśnię im co tu robię. Chyba nie byli zbyt zadowoleni z mojej niespodziewanej wizyty.- oznajmił odpychając się od ściany, o którą chwilowo się oparł.
- Dziadek na pewno. Nie mam pojęcia dlaczego was tak nie lubi.- zmarszczyłam brwi skonsternowana i nie patrząc więcej na mężczyznę pomaszerowałam do łazienki.
Prysznic okazał się dla mnie zbawienny. Nie dosyć, że zrelaksowałam się po ciężkim dniu, to jeszcze miałam dość czasu by przemyśleć parę kwestii. Głównie zastanawiałam się nad tym, dlaczego dziadek nie może się wyzbyć swojej awersji do Cullenów. Zaczęłam łączyć fakty i postanowiłam spytać Carlisle'a czy moja teoria była słuszna. Jakby nie było, będąc wampirem musiał sobie liczyć więcej lat niż wyglądał, więc zapewne wiedział więcej, niż nie jeden mędrzec.
Gdy wróciłam do pokoju, na nieboskłon wstąpił już księżyc, oświetlając niemalże całe pomieszczenie. Wszystko wyglądało inaczej w jego świetle. Zapewne dlatego, że byłam bardziej świadoma pewnych rzeczy niż poprzedniego dnia, choć mógł się do tego także przyczynić oglądający moje notatki w kącie pomieszczenia przystojny wampir.
- Długo cię nie było.- odezwał się, odkładając notes. Jego uwaga skupiła się dokładnie na mojej osobie. Bardzo lubiłam czuć na sobie jego wzrok. Nawet, gdy wyglądałam jak siedem nieszczęść. Wiedziałam wtedy, że moja osoba go interesuje.
- Musiałam pomyśleć, choć poukładanie tego wszystkiego zajmie mi sporo czasu.
- Czyli z oświadczynami muszę zaczekać?- zażartował. Mi do śmiechu wcale nie było.
Odmruknęłam coś niewyraźnie i wskoczyłam pod ciepłą kołdrę. Mężczyzna podał mi kubek jeszcze parującej herbaty, której nie zauważyłam wcześniej i usadowił się tuż obok. Przez jego słowa znowu zaczęłam myśleć o rodzinie. W dodatku przyjazd Patrick'a zbliżał się nieubłaganie. Musiałam się od tego oderwać, dlatego wtuliłam się w zimne ciało blondyna, który dodatkowo objął mnie bardzo delikatnie ramieniem i szczelniej opatulił kołdrą. Nie zabrakło też przelotnego buziaka w czoło.- O czym myślisz?- z jego ust padło pytanie, które ledwo wychwyciłam przez zamyślenie.
- Czy oprócz wampirów istnieją inne istoty nadprzyrodzone?- zadałam w końcu nurtujące mnie pytanie, zgrabnie wymigując się od niewygodnej odpowiedzi.
- Tak.
- Czy...żyją w Forks?- dodałam opróżniając kubek do dna. Wiedziałam, że nie za bardzo może mi odpowiedzieć tak jakbym tego chciała. Mężczyzna spojrzał na mnie wzrokiem typu: Wiesz, że nie mogę. Pokiwałam jedynie głową i oddałam mu już puste naczynie, które odstawił na mały, stary stolik nocny. Ponownie mnie objął i zaczął kreślić jakieś niezidentyfikowane wzorki na moim ramieniu. Było mi tak dobrze i ciepło, że zaczęłam odpływać.
Zasnęłam z postanowieniem poważnej rozmowy z dziadkami.
CZYTASZ
To be normal ♤ Carlisle Cullen
VampireGdzie Elizabeth Murphy zakochuje się w pewnym blondwłosym doktorze i zostaje mimowolnie wciągnięta w świat wampirów...