Rozdział 6

880 46 3
                                    

-Oczywiście, że nie! - krzyknęłam. Już za chwilę miałam gorzko pożałować swoich słów. Czułam w gardlę gulę, której nijak nie mogłam się pozbyć. Patrzyłam teraz na Eliego, ukłoniliśmy się sobie. Stałam lekko bokiem wystawiając prawą rękę bardziej przed siebie. W jego oczach dostrzegłam pewien błysk ale również niezdecydowanie. Próbowałam się skupić na tym aby przez przypadek nie potknąć się o własne kończyny i nie runąć jak długa. To by było upokarzające. Rozległ się gwizd.

Niebieskooki ruszył na mnie wymierzając kopnięcie w powietrzu. Mało mnie dziwiło to, że atakował pierwszy. Tak przecież brzmiało motto tego dojo, prawda?

"Strike first, Strike hard. No Mercy"

Już na samym początku wylądowałam na gumowej macie. Dostałam w klatkę piersiową, chwilowo czułam pewien dyskomfort przy oddychaniu ale szybko wstałam. Płuca piekły mnie, a serce waliło jak szalone. Obraz lekko mi się rozmazywał ale szybko się z tym uporałam

-Punkt. Przestań się powstrzymywać Hawk. - powiedział spokojnie sensei.

Słucham? Powstrzymywać się?! Ledwo oddycham. On mnie zaraz zabije jeśli czegoś nie zrobię. Jeszcze go rozgryzę... W tym czasie chłopak znów ruszył w moim kierunku wykonując uderzenia pięściami. Udało mi się kilka z nich zablokować. Nie mogłam znaleźć odpowiedniego momentu na atak. Skup się Amber! Jeśli będziesz się tylko bronić to nic z tego nie będzie. Byłaś w grupie sportowej, musisz coś umieć. Tym razem to ja pierwsza zaatakowałam. Eli nie spodziewał się odzewu z mojej strony ale udało mu się obronić tylko po to aby kontrować z dobrze wyćwiczonymi już ruchami. Zauważyłam, że bardziej polegał na ataku co mogło być zgubne jeśli jego przeciwnik miałby solidną technikę obronną. Przez cały czas trwał sparing. O milimetry udało mi się uniknąć zaciśniętej pięści sunącej w kierunku twarzy. Schyliłam się by podciąć mu nogi i uderzyć go w twarz. On jednak spodziewał się tego i z wyskoku próbował mnie kopnąć. Odsunęłam się w bok i uderzyłam go w brzuch. Uśmiechnęłam się promienie.

-Punkt. Decydującą runda, macie remis. - powiedział Johny

Znów rozległ się gwizd. Chłopak atakował szybko. Za szybko. Było to ryzykowne ale z tak niedoświadczonym przeciwnikiem jak ja się sprawdzało. Nienadążałam bronić się a co dopiero oddać. Moje rozwiane myśli nie pomagały w skupieniu się. Wiedziałam, że on chce wygrać ale nie chciałam się poddać już na samym początku. Wysunęłam prawą nogę w przód aby z rozmachu kopnąć go lewą nogą. Ale moje plany legły w gruzach. Nie miałam czasu na przemyślane ruchy. Do tego znałam tylko te pozycje, które poznałam na rozgrzewce. Byłam zła na siebie. Chwila roztargnienia zadecydowała o wyniku. Kiedy ja próbowałam bronić się od uderzeń, Eli z pół obrotu wyprowadził kopnięcie w brzuch, którego nie udało mi się zablokować. Poleciałam w tył i wylądowałam na plecach. Poczułam tępy ból w dosłownie każdej części mojego ciała. Próbowałam jeszcze odsunąć się ale Eli usiadł na mnie okrakiem i uniósł zaciśniętą pięść do góry. Byłam gotowa na uderzenie i szczerze zdziwiona gdy ciężar z mojego brzucha uniósł się. Niebieskooki stał teraz nade mną z wysuniętą dłonią. Chwyciłam ją, a on pomógł mi wstać. Ukłoniliśmy się sobie, a on miał a na twarzy ten swój uśmieszek.

-Hawk wygrywa, nieźle. Wracajcie do reszty. - powiedział sensei patrząc na mnie uważnie.

Usiadłam obok mojej czarnoskórej koleżanki. Ta trąciła mnie ramieniem i poruszyła sugestywnie brwiami.
Przewróciłam oczami i spojrzałam w bok. Nie rozumiem z czego się tak cieszyła. Przegrałam.

Dostaliśmy dwie minuty przerwy na napicie się. Ruszyłam więc do szatni ale ktoś mnie zatrzymał. To był Hawk.

-Jak na pierwszą lekcję idzie ci dobrze, ale ze mną nie masz szans - powiedział ale czuć było, że się zgrywa. Z jego osoby biła taka pewność siebie. Tu zachował się zupełnie inaczej niż w gronie znajomych. Tutaj był bardziej zdystansowany i wszystkim posyłał groźne spojrzenia, podczas gdy ze znajomymi był uśmiechnięty. Oczywiście jego pewność siebie i chęć dominacji objawiała się we wszystkim co robi. Poczynając od kupna piwa po hierarchię w dojo.

Już od samego początku gdy weszłam do tego miejsca widać było, że najlepsi byli Miguel, Eli i Aisha. Nikt z nich nie żartował i patrzył na nich z pewną dozą szacunku. Jeden z uczniów, nazywał się chyba Mitch, przezwał mnie nerdem ale gdy złapałam go za przód karateki i zaczęłam grozić przestał się głupio śmiać. Nigdy więcej tak na mnie nie powiedział. Ruszyłam do szatni by się napić. Poprawiłam włosy i schyliłam się do worka na podłodze. Poczułam ukłucie bólu w prawej stronie żeber. Podwinęłam bluzkę i zobaczyłam świeży fioletowo-czarno-żółty siniak o średnicy dłoni. Dzięki Eli. Naprawdę bardzo mi to ułatwi dalsze ćwiczenia.
Wyszłam z szatni i szłam właśnie do grupy znajomych gdy odezwał się Sensei

-Spóźniłaś się, trzydzieści pompek - zaczęłam protestować, to tylko minuta! - Dobrze więc pięćdziesiąt. Na kostkach. Nie dostaniesz taryfy ulgowej bo jesteś nowa. Przyzwyczaj się. - fuknęłam z irytacji i ustawiłam się przy bocznej ścianie. Inni w tym czasie ćwiczyli z workami i linkami. Kończyłam właśnie trzydziestą pompkę gdy moje mięśnie zaczeły odmawiać mi posłuszeństwa. Ponownie zakodowałam sobie w pamięci aby znów zacząć ćwiczyć na siłowni. Opadłam ciężko na brzuch gdy skończyłam odrabiać tą bezsensowną karę. Oddychałam nie miarowo i znów czułam jak każdy mięsień i kawałek ciała niemiłosiernie boli. Po chwili otworzyłam zmęczone oczy i zobaczyłam nad sobą Johnego. Wstałam więc i poczęłam trenować z Aishą. Była bardzo dobrze wytrenowana, pokazała mi skuteczne techniki obronne. Zastanawiałam się tylko gdzie jest Demetri?

-Aisha, gdzie jest Demetri?

-On nie ćwiczy w cobra kai. Znaczy próbował ale gdy zdenerwował senseia Johnego to trochę oberwał i już nie wrócił. Od tego czasu on i Eli mają napięte stosunki. Byli kiedyś najlepszymi przyjaciółmi. Eli i Demetri byli najbardziej narażeni na krzywdy Kylera i jego bandy. Przez długi czas znęcano się nad nimi. Wyzywano od nerdów a z Eliego śmiano się przez bliznę. Ja byłam bardziej narażona na dogryzanie Yasmine. Potem jednak doszedł Miguel i stał się pierwszym uczniem Johna. Potem doszłam ją bo miałam dosyć... Udało mu się namówić chłopaków do dołączenia ale podczas gdy Demetri odszedł już na początku to Eli mimo początkowej niechęci do tego miejsca, zmienił styl i stał się pewnym siebie. Ale to wiesz bo mówiłam Ci to wszystko w kanionie. - byłam zdziwiona bo nie zauważyła aby Demetri był gorzej traktowany przez Eliego oraz nie wiedziałam, że tak bardzo mieli kiedyś ciężko. Postanowiłam te myśli zostawić na kiedy indziej i wróciłam do treningu. Przyszła pora na ćwiczenie bocznego uderzenia nogą w parach. Z przykrością muszę stwierdzić, że moja koleżanka zostawiła mnie. Musiała już się zbierać bo miała do zrobienia projekt na biologię. Miguel ćwiczył z Elim, a ja rozglądałam się za kimś z kim mogłabym ćwiczyć. Pomoc zaproponował mi sensei.

-Jak widzę nie masz z kim dobrać się w parę. Poczekaj chwile tylko wezmę ochraniacze. - patrzyłam jak szedł do małego kantorka i bierze czarne, duże ochraniacze.

-Wal. - powiedział i uniósł lekko w górę ręce. Stanęłam pewnie i przyłożyłam nogą. Mężczyzna zachwiał się lekko i uniósł ręce wyżej. Kiwnął głową na znak i znów kopnęłam. Powtarzaliśmy to do samego końca treningu.

-Na dzisiaj koniec, powoli się zbierajcie - krzyknął na całą sale. - Powiem ci, że masz potencjał i to spory, jak każdy mój uczeń. Dobrze by było gdybyś nadal trenowała. Mogę doprowadzić cię na szczyt tak jak Miguela lub Aishe ale musisz sama się zaangażować. Przyda mi się ktoś kto będzie mógł wystąpić w turnieju. Jak narazie pewny jestem tylko jastrzębia, panny Robinson i Miguela, może Mitch może Bert. Ale ja potrzebuje pewników, a trzech mi nie wystarczy. - zastanowiłam się nad jego słowami. Trening mi się spodobał i zamierzałam przychodzić tu nadal.

Po chwili poszłam do szatni bo wszyscy już opuścili dojo. Napiłam się i przejrzałam w telefonie. Poprawiłam lekko włosy i zabrałam swoje rzeczy. Wyszłam z budynku i zobaczyłam chłopaków czekających na mnie. Sądziłam, że już poszli do domu.

-Dzięki, że poczekaliście. Zbieramy się? Co powiecie na...

-Chce Ci przedstawić Moon, chyba się jeszcze nie znacie? - przerwał mi Eli. Dopiero teraz zauważyłam szczupłą szatynkę stojącą za jego plecami. W myślach skrzywiłam się na jej widok z poczucia zazdrości. Wiedziałam, że nie powinnam bo czyjaś uroda nie powinna być moim powodem do zazdrości. Ale gdy widziałam tak piękne dziewczyny jak Moon to trudno było nie myśleć o tym jak wiele ci brakuje do takiego ideału.

-Nie, jeszcze nie mieliśmy sposobności się poznać. Jestem Amber - podałam jej rękę i nawet się uśmiechnęłam...

Złote Kimono |E.M|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz