Rozdział 28

546 35 37
                                    

Obudziłam się zlana potem, dysząc. Koszmary z Derekiem nasilały się. Były coraz bardziej realne, coraz bardziej miałam wrażenie, że się spełnią. Wizja tego, że wyjdzie z więzienia jest moim największym lękiem. On nie odpuszcza, nie daruje mi tego. Znajdzie mnie i w najlepszym wypadku zabije na miejscu. Jest kurewsko szalony. Chory manipulant, który nie zniesie, że jego "własność" miała czelność uciec.

Rozstrojona emocjonalnie zasnęłam dopiero o godzinie szóstej. Kompletnie niewyspana wstałam i poszłam do łazienki wziąć zimny przysznic. Zjadłam przygotowane przez mame śniadanie i szybko uszykowałam się do szkoły. Dziś znów wyjechała w sprawach pracy i nie wróci przez najbliższy tydzień. W puszce przy lodówce zostawiła mi sporo pieniędzy z karteczką, że mam wydać na jedzenie i potrzebne rzeczy. Po dotarciu do szkoły podeszłam do swojej szafki i wyciągnęłam odpowiednie książki. Po chwili zostałam pociągnięta w czyjeś silne ramiona. Po postawie rozpoznałam, że jest to dziewczyna.

-Cześć kochana. - mruknęłam również ją obejmując.

-To co dzisiaj imprezka?-rozległ się głos Miguela, który pojawił się nagle obok mnie.

-Co?- spytałam zdziwiona.

-O rany! Ty zawsze jesteś jakaś wycofana.- sarknęła Aisha.

-Ktoś z szkoły organizuje. Zaproszeni są wszyscy.- odparła patrząc na mnie.

-Nieee ja dzisiaj nie idę. Źle sie czuje. - odpowiedziałam spokojnie.

-Zostać z tobą? - spytała mnie przyjaciółka. Spojrzałam na nią i choć chciałam to nie mogłam. Martin na pewno będzie na tej imprezie, niech spędzą ten czas razem.

-Nie. Idzcie po prostu beze mnie. Nic sie nie stanie, naprawdę. - powiedziałam już lekko zirytowana gdy patrzyli na mnie niezbyt przekonani. Usiedliśmy przy klasie, a ja próbowałam zapomnieć o nasilających sie koszmarach.

***

Po lekcjach nie miałam siły siedzieć sama w domu. Eli i reszta już zbierali się na tą ich imprezę, a ja nie mogłam, a raczej nie chciałam zostać sama. Gdyby tak się stało to zbyt dużo bym myślała, zbyt bardzo martwiła. Postanowiłam uciec do miejsca gdzie jest jedyna moja odskocznia od problemów. Wsiadłam w samochód i szybko odpaliłam. Już po chwili otwierałam szklane drzwi i byłam w bardzo dobrze mi znanym budynku. Czarna mata, białe ściany i puchary na półkach. Zza ściany gabinetu błysnęła blond czupryna.

- Co tu robisz Amber? - spytał sensei.

-Też cie miło widzieć.- burknęłam. -Wszyscy poszli na imprezę a mi się nudzi, więc przyszłam wcześniej.

- Wcześniej o cztery godziny? - dopytywał.

-Nie miałam siły na kolejną imprezę w tym tygodniu. - westchnęłam. Było to po części prawdą.

- Co na dzisiaj zaplanowałeś?- spytałam siadając na jego fotelu.- Wygodny- wyszczerzyłam sie w jego kierunku widząc jego zmarszczone brwi.

-Spodoba wam się. Ale rozkuwrwie ich wszystkich jak przyjdą pijani na trening. - mruknął jakby do siebie. -Będą sapać ze zmęczenia taki im wtedy wycisk dam. -warknął i założył ręce na klatce

-Nie są na tyle głupi. - odparłam. Mężczyzna spojrzał na mnie z politowaniem.- Chyba - dodałam i poszłam na mate najpierw zdejmując buty. Usiadłam na podłodze i trzymając rękami za prawą kostkę dotykałam głową kolana. I tak na zmianę. Po chwili wstałam i zrobiłam kilka innych ćwiczeń na rozciąganie. Lekko zziajana podeszłam do worka treningowego. Ćwiczyłam tak znienawidzone przeze mnie uderzenia nóg. W głowie cały czas miałam koszmar z dzisiejszego dnia. Trochę zbyt mocno uderzyłam stopą i straciłam równowagę. W nadgarstku poczułam jednak mocny ucisk, którzy nie pozwolił mi się przewrócić.

Złote Kimono |E.M|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz