Rozdział 35

650 31 17
                                    

Zapakowałam wszystkie rzeczy, które mogłyby mi być potrzebne w dojo i na turnieju na tylne siedzenia mojego samochodu. Ostatni raz wypuściłam powietrze z płuc i pewnie wsiadłam do samochodu. Z lekkim piskiem opon ruszyłam pod dojo.

-No to jazda...- szepnęłam do siebie i popchnęłam drzwi. Weszłam do jasnego pomieszczenia i powoli sie rozglądałam. Tak samo białe ściany, lustra i czarne motto wgryzły się już w moją pamięć. W dojo był już Johnny, Miguel, Mitch i Aisha. Podeszłam do przyjaciółki i puknęłam ją w ramię. Z przerażeniem popatrzyłam w jej zakrwione i zmęczone oczy. Z tempie ekspresowym pociągnęłam ją w bardziej odległy kąt pomieszczenia.

-Co ci się stało? Naćpałaś sie? - syknęłam do niej.

-Ciiiszej, małe... problemy z Martinem. - mruknęła zmieszana.

-Chcesz o tym porozmawiać. - powiedziałam bardziej stwierdzając widząc jej postawę. Nie lubię się chwalić ale jestem doskonałym obserwatorem. A ona stała zgarbiona i lekko pochylała głowę w bok. Patrzyła w podłogę, unikała mojego wzroku. Ręce trzymała za sobą aby prawdopodobnie ukryć przyszłe kłamstwo. W duszy uśmiechnęłam się gdy nauki mojej mamy nie poszły w las.

-Wkurza go to, że spędzam w dojo i z wami tyle czasu.

-Przecież on też dużo trenuje. - powiedziałam dziwiąc się jak można być takim debilem. Chociaż patrząc na mnie to powód mojej i Eliego kłótni nie jesteśmy lepsi.

-No i weź mu to wytłumacz.- prychnęła -Ale dosyć o mnie. TY wyglądasz jeszcze gorzej. Co się dzieje? - spytała mnie.

-A co to jakieś kółko pomocy społecznej? - powiedziałam próbując zmienić temat. Ale widząc wzrok Aishy podniosłam w geście obronnym ręce. - Dobraaa już mówię. Wynikła... pewna sytuacja. Potrzebowałam wsparcia Eliego więc zadzwoniłam czy mógłby przyjechać. Zgodził sie. Czekałam na niego kilka godzin. Byłam zdenerwowana i na siebie naskoczyliśmy. Dalej to już poszło. -powiedziałam prawie na jednym oddechu. Zapanowała między nami cisza. Obserwowałam jak patrzy na mnie lekko zdziwiona.

-Eli był wczoraj na imprezie? - spytała a ja zaczynałam się obawiać jaki jest motyw tego pytania.

-Tak... a co? -dopytywałam podejrzliwie.

-Nie nic. - odpowiedziała z uśmiechem i ciągnąc mnie za ramie prowadziła mnie do reszty. -Nie przejmuj sie Elim. Wszystko się ułoży. Dołączyliśmy do sporych rozmiarów grupki ludzi żywo dyskutującej o czymś.

-Nie to musi być Miguel.- powiedział Mitch przekrzykując reszte.

-To powinna być Amber!- odpowiedział mu Bert.

-O co chodzi? - spytałam zdziwiona słysząc moje imię.

-Wybieramy na kogo najbardziej stawiamy dzisiejszy turniej. Zadanie jest takie aby na przykład taki Bert gdyby wiedział, że nie da rady pokonać przeciwnika to jego zadaniem jest go osłabić aby taki np. Miguel nie miał z tym problemu.

-To głupie. I to bardzo. Nie możecie stawiać na szali własnej wygranej dla nas. To powinna być sprawiedliwa walka. Jeśli uda się mi, Aishy, Miguelowi lub komukolwiek innemu dojść do finału to raczej nie chcemy aby ktoś zakwestionował naszą WYŁĄCZNĄ wygraną. Dajcie z siebie wszystko abyśmy mogli pokazać jak silne jest Cobra Kai!- powiedziałam a wszyscy zawturowali radosnym okrzykiem. Uśmiechnęłam się do nich. Usłyszałam szczęk zamykanych drzwi. Jak gdyby nigdy nic odwróciłam się mimo że wiedziałam kogo tam zobaczę. Stał tam w swoim nieśmertelntm fryzie i z zawadiackim uśmiechem. Przejechał po mnie wzrokiem i momentalnie zrobiło mi się zimno. Zmusiłam się aby nie zrobić grymasu i w pełni nad sobą panując odwróciłam się znów do reszty. W myślach zrobiłam młynka oczami i uśmiechnęłam się.

Złote Kimono |E.M|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz