Rozdział 52

185 7 6
                                    

Kilka tygodni później.

Spakowałam te kilka rzeczy, które mama i znajomi zdążyli mi przywieźć przez ten czas pobytu w szpitalu. Kostkę miałam usztywnioną grubą opaską zapinaną na rzepy. Podciągnęłam torbę sportową na łóżko i wrzuciłam w nią kosmetyczke, kubek i książke. Z szafki wyjęłam słuchawki i dwie bluzki. Zapięłam suwak torby i wyszłam z sali. Podeszłam do recepcji, stała tam już moja mama i rozmawiała z moim lekarzem prowadzącym. Stanęłam po jej prawej stronie i przysłuchiwałam się słowom lekarza.

-Musi na siebie uważać bo następne takie pobicie może skutkować pęknięciem narządów wewnętrznych. Masz także zespół stresu pourazowego. Pani córka potrzebuje dużej dozy wsparcia i zrozumienia. Proponuje leki uspokajająca oraz w stanach wyjątkowych leki usypiające. Córka skarżyła się na koszmary senne i przykre myśli naszej oddziałowej psycholog ds. traumatycznych. Życzę dużo zdrowia i do NIE zobaczenia. Miłego dnia. - odpowiedział miło i odebrał od pielęniarki kartoteki podpisane czarnym markem imieniem i nazwiskiem. Rozumiałam, że musi teraz zająć się innymi pacjentami. Rodzicielka szybko załatwiła mi wypis. Idąc z izby przyjęć do wyjścia zobaczyłam wychodzącego z sali z torbą Eliego. Uśmiechnął się do mnie.

-Widzimy się w szkole Amber. To już za kilka dni. Cieszysz sie?- spytał idąc już wyprostowany. Spod czarnej koszuli widać było liczne bandaże.

-Nie. Mam zwolnienie od ćwiczeń na miesiąc!- burknęłam i włożyłam zrezygnowana ręce w kieszenie. Mama powiedziała krótkie czekam w samochodzie i odeszła.

-Ciesze sie, że z twoją kostką już coraz lepiej.- powiedział miło i objął mnie w talii. Czułam od niego zapach mocnych perfum. Ułożyłam głowę na jego ramieniu i wdychałam pełnią płuc kojący zapach.

-A ty jak sie czujesz? - spytałam.

-Jest coraz lepiej ale nie mogę nic dzwigać ani ćwiczyć. Przez długo. Co dwa miesiące mam przychodzić na kontrolę. Miałem dużo szczęścia.

-Wiesz, że czekają na nas w dojo? - spytał

-Tak, Johnny do mnie pisał. - odparłam i wzięłam w ręke torbe. Ramię w ramie z Elim szliśmy w kierunku wyjścia.

-On umie używać telefonu? Wysyłać SMS'a?- spytał zdziwiony. Parsknęłam w dłoń i spojrzałam na niego rozbawiona. Pokręciłam zrezygnowana głową.

-Idzie mu całkiem nieźle. Pani Diaz dobrze dba o niego.- kiwnęłam z uznaniem. Obserwowałam jego usta powoli formujące się w "O".

-Nie żartuj... Oni?- spytał zdziwiony.

-Tak, widziałam ich wczoraj jak przyszli mnie odwiedzić. Trzymali się za ręce. Nie dokuczaj jednak Miguelowi z tego powodu.- przewróciłam oczami.

-No nawet sobie nie żartuj. To będą jaja stulecia. Mówie ci! O cholera naprawde bym się tego nie spodziewał.-Wyszliśmy przed szpital i dostrzegałam obok, na parkingu moją mamę tkwiącą w odpalonym aucie. Malowała szminką usta patrząc w lusterko. Odstawiłam torbe na bruk i popatrzyłam na chłopaka. On zrobił to samo.

-Wiesz, że i tak będziemy sie jeszcze widzieć dziś?- spytał czując nadchodzące pożegnanie.

-Wiem.

-Będziemy musieli porozmawiać - powiedział jakby czytając mi w myślach. Kiwnęłam głową i odeszłam biorąc materiał w ręce. Wpakowałam szybko rzeczy na tył samochodu i nie patrząc na odchodzącego nastolatka ruszyliśmy do domu.

Weszłam do mieszkania i wzięłam głęboki oddech. Tęskniłam za tym miejscem. Usłyszałam szybkie kroki z góry i po chwili w korytarzu stał też Tristan. Uściskał mnie mocno przez co matka zdzieliła go ręką krzycząc obelgi.

Złote Kimono |E.M|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz