Rozdział 26

575 31 12
                                    

Wysiadłam z samochodu i u drzwi domu zobaczyłam uśmiechniętą Sam. Wolnym krokiem szłam przez brukowaną ścieżkę do jej mieszkania. Brunetka przepuściła mnie w progu. Zdjęłam buty i położyłam torbe ze spakownym na wszelki wypadek strojem do karate. Sam zaprowadziła mnie do salonu. W pokoju obok, który wyglądał jak kuchnia siedział młodo wyglądający mężczyzna. Miał na sobie białą koszulę i czarne spodnie.

-Dzień dobry. Nazywam się Amber Blare, jestem koleżanką Sam. - rzekłam chcąc być miła. Mężczyzna przeniósł na mnie swój wzrok i uśmiechnął się ale miałam wrażenie, że nie było to szczere.

-Miło mi cię poznać Amber. Jestem Daniel LaRusso.- odparł wstając od stołu.

-Zaprosiłam Amber na trening kata.- wyjaśniła z uśmiechem Sam.

-Ahh więc trenujesz karate?- spytał zaciekawiony.

-Tak. W cobra kai. Idzie mi coraz lepiej.- odrzekłam radośnie. Momentalnie uśmiech mężczyzny znikł i pojawił sie mało dostrzegalny grymas.

-Chodź, tu jest toaleta. Przebierz się i chodźmy do ogrodu.- mruknęła Sam ciągnąc mnie za ręke widząc napiętą atmosferę.

-Potem zobaczę jak wam idzie.- krzyknął jeszcze za nami ojciec Sam.

***

Przebrałam się w moją starą, białą gi i wyszłam na taras. Choć z zewnątrz nie wygląda to ich ogród był naprawdę pokaźny, dosłownie w każdym kącie i przy małym zbiorniku wodnym rosły rośliny wszelakich kolorów. W małym stawie na środku pływał drewniany okrąg z drewna. Z lewej strony stał również wykonany z drewna podest, a po prawej zielona pusta przestrzeń. Dokładnie tam czekała na mnie ubrana w białe gi Sam. Miała związane włosy w kucyk oraz gołe stopy. Stanęłam przed nią niepewna co mam robić.

-Wiesz czym jest kata? - spytała siadając na trawie. Usiadłam po turecku obok niej i zaprzeczyłam jej słowom.

-Kata jest ciągłym doskonaleniem swoich własnych umiejętności. Pomaga nam doskonalić równowagę, koncentracje, panować nad swym oddechem czy nad koordynacją naszych ruchów. Wszystkie kata muszą mieć swój rytm, tak zwany timing. Jedne ruchy są wolne, inne zaś szybkie i mocne, odzwierciedlające szybki atak czy też obronę i przemieszczenie. Dobry karateka nigdy nie zaczyna walki jako pierwszy. -Odparła sugestywnie patrząc na mnie przy ostatnim zdaniu. -Kata zaczyna zawsze się w pozycji obronnej oraz kończy takim samym ruchem jakim się zaczęło. Ten trening ma wyglądać jak gdybyśmy walczyły z kilkoma przeciwnikami na raz. Nie martw się na początku to wszystko brzmi kosmicznie. Nie jest to jednak nic trudnego. Opiera się na podstawach karate. Dlatego gdy czujemy się niezbyt dobrzy lub nie panujemy nad sobą to trening kata świetnie pomaga ukoić nerwy. To głównie praca z oddechem i schematycznymi ruchami. -po tych słowach wstała, a ja wciąż obserwując patrzyłam jak zamyka oczy. Złączyła swoje dłonie w pionie tuż obok swojej klatki piersiowej rozkładając łokcie na boki. Wyraźnie widziałam jak biorąc oddech wciąż złączone ręce wolno przekręca do poziomu i wyprowadza w przód. Wraz z oddechem wolnym ruchem machneła dłońmi ustawiając sie w pozycji którą bardzo dobrze pamiętałam z pierwszych zajęć w Cobra kai. Dziewczyna z wolna kreśliła stopą kółka po trawie rytmicznie wykonując harmonijne ruchy rękami. Kucając na jedną nogę wykonała szybki ruch dłońmi w przód. Wstając widziałam jej głęboki wdech, a gdy złączyła na nowo ręce w krzyż wypuściła powietrze.

-To prosty przykład tego jak wygląda kata. - powiedziała z uśmiechem. Podała mi ręke, którą chwyciłam i już po chwili stałam z nią ramie w ramię.
Staliśmy w odstępie półtorej metra. Dziewczyna znów powiązała swoje ręce tuż przy klatce. Naśladując jej ruchy zgrabnie poruszałam się po trawie co chwila uderzając lekko dłońmi w powietrzę. Czułam jak wszystkie moje problemy spływają po mnie jak niczym woda. Obkręcając swoje ciało wykonałam serię ruchów. Zamykając oczy wsłuchiwałam się w dźwiek wody i ptaków. Powolny wdech i unik, wydech i atak. Pozwoliłam aby intuicja przejęła mój umysł, rzadko daje swojej chłodnej logice odejść w tył. Jestem realistką.

-Idzie wam całkiem nieźle. -odparł głos z boku nas. Kończąc na skrzyżowanych dłoniach i wydechu równocześnie spojrzałyśmy w bok. Stał tam pan LaRusso wyraźnie zadowolony.

-Dzięki tato ale oszczędź sobie gadki o tym jak powinno to wyglądać według ciebie. Ja, a szczególnie Amber chodzimy własnymi ścieżkami.- odrzekła zaczepnie.

-Pozwolisz, że coś ci pokaże? - spytał mężczyzna z uśmiechem. Popatrzyłam na niego z konsternacją i lekko pokiwałam głową. Podszedł krok bliżej do mnie i stał teraz naprzeciw mnie.

-Uderz mnie.- odparł bijąc się lekko się w klatkę.

-Co?- spytałam zdziwiona.

-Po prostu to zrób. No dalej.- ponagliła Sam

Wymierzyłam cios z pięści w kierunku jego ramienia. Lecz on zręcznie zablokowała ruch płynnie machając dłońmi. Prawą dłonią lekko przekierował moją dłoń w bok i kierując drugą ręką odsunął moje palce od swojego ciała. Spróbowałam uderzyć go drugą ręką ale tym razem zrobił ten sam ruch ale od innej strony. Popatrzyłam na niego z uśmiechem i nie małym zdziwieniem.

-Łał co to za technika? - spytałam z uśmiechem patrząc na jego uśmiechniętą twarz.

-Technika bębenka. Nauczyłem się jej od pana Miyagi z Okinawy. -odparł z dumą pan LaRusso

-To musiał być genialny człowiek. -dodałam z uśmiechem.

-Mogę cię kiedyś nauczyć. -odparł cicho pan LaRusso. Po chwili siedziałam już z rodziną LaRusso w jadalni.

-Powiedz Amber, jak długo trenujesz już karate? - spytał Daniel.

-Codziennie od 3 tygodni, wcześniej spory czas spędziłam w szpitalu, a jeszcze wcześniej byłam kilka razy w dojo. Nie jest to długi czas, raczej bardzo krótki.- odparłam.

-Istotnie, jednak twoje umiejętności są imponujące na tak krótki czas.

-Dziękuję. Biorę udział w turnieju karate w dolinie. Dlatego tak zależy mi na treningach, a dzięki Sam wiem czym jest kata co mam nadzieję wykorzystać na turnieju. Jednak równowagę osiagłam już na początku przygody z karate. Moją równowagą jest Cobra kai, a raczej ludzie, którzy w tym dojo są. Są moją ostoją i spokojem. Traktujemy sie jak rodzina, działamy razem, bierzemy winę na NAS bo nikt nie jest w tym dojo samotny.- mruknęłam lekko.

-To bardzo ciekawe, nie spotkałem się z niczym takim wcześniej. Sam w dzieciństwie bardzo lubiła karate, teraz trenuje rzadko. -odparł zawiedzony.

-Tato... -mruknęła Sam

***

-Dziękuje i naprawdę muszę już iść. -parsknęłam gdy mama dziewczyny chciała we mnie wcisnąć trzecią dokładkę sushi. Pożegnałam się z państwem LaRusso i ubrałam buty. Po chwili siedziałam już w swoim samochodzie. Była 17:30 i nie zdążyłabym już i tak na trening. Postanowiłam więc zadzwonić do trenera, że się spóźnię. Wybrałam odpowiedni numer i przyłożyłam telefon do ucha.

-Halo? Cześć Johnny.- od jakiegoś czasu nie pozwalał mówić na siebie per pan tylko chciał abyśmy mówili mu po imieniu.- Spóźnię się około 20 minut okej?- spytałam wiedząc co teraz nastanie.

-Jasne, zrobisz siedemdziesiąt pompek na kostkach i nie ma problemu.- dosłownie czułam jak sie uśmiecha! Prowadząc samochodem nadal rozmawiałam z tym sarkastycznym mężczyzną.

-Jesteś okropny! Zamęczysz mnie, ja mam obolałe dłonie- dodałam udając płacz.

-Nie marudź, jesteś cobrą.-odparł ze śmiechem.

-Zbyt często powtarzasz mi tę mantre. Stresujesz się turniejem? - spytałam zmieniając temat.

-Wierzę w was. Jesteście zdolne dzieciaki, a twoja paczka znajomych przypomina mi mnie w dzieciństwie. Tylko że my nie do końca zawsze postępowaliśmy dobrze.

-Nie żyj przeszłością bo liczy sie tu i teraz. - odparłam powtarzając jego słowa sprzed kilki dni.

-Widzę, że załapałaś. Dobrze jest słuchać cię gdy nie jesteś rozstrojona emocjonalnie, to do ciebie nie pasuje.- powiedział zdecydownym głosem.

-Chyba tak... widzimy sie w dojo.- zakończyłam i odłożyłam telefon na drugie siedzenie. Skupiłam się na drodzę i powoli jechałam w kierunku Cobra kai. Tym razem głęboko w torbie miałam owijki. Tak na wszelki wypadek.

☆Rozdział wrzucony wcześniej dzięki AYA-FuriaKitzu

Złote Kimono |E.M|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz