Rozdział 12

741 47 27
                                    

Moja przyjaciółka została na noc u mnie bo nie opłacało jej się już wracać do domu w nocy. Dlatego miłym zaskoczeniem był widok mamy przynoszącej nam stertę kanapek z szynką i serem.

Podniosłam się z grubego koca z podłogi na którym spałam. Oczywiście Aisha spała jeszcze w nienaturalnej pozycji na moim łóżku. Postanowiłam trochę zabawić się jej kosztem i zaczęłam ją zawzięcie łaskotać. Ta z histeryczym śmiechem szybko się obudziła i lekko zaspana zrzuciła mnie z łóżka.

-To bolało. - warknęłam cicho. Jednak nie mogłam udawać poważnej na widok nieogarniętej przyjaciółki. Rzuciłam w nią poduszką i podałam herbatę, wcześniej przyniesioną przez mamę. W tym czasie poszłam szybko pod prysznic, a potem ubrałam się w obcisłe dżinsowe spodnie i przylegającą bluzkę na ramiączka. Do tego szara narzutka w kratę. Tak ubrana dołączyłam do dziewczyny i zabrałam jej z przed nosa ostatnią kanapkę. Posłałam jej wredne spojrzenie.

W szkole

Podjechaliśmy pod szkołę. Udało mi się zaparkować blisko bramy. Byliśmy bliskie spóźnienia więc prawie biegiem wpadliśmy do szkoły. Obok naszych szafek stali chłopacy i wyraźnie na nas czekali. Szybko pobiegłam w ich kierunku i przytuliłam się z każdym z osobna.
Z uśmiechem popatrzyłam na ich twarze.

-Tęskniliście?

-No raczej kretynko. - odparł ze śmiechem Miguel i poczochrał mi włosy.

Po drugiej lekcji zrobiło mi się trochę duszno więc postanowiłam przejść się w tak bardzo lubiane mi miejsce. Czyli obok szkolnej fontanny. Był tam spory cień i miejsce aby usiąść. Spostrzegłam jednak, że siedzi tam Demetri. Usiadłam więc naprzeciw niego i przyglądałam się co robi. Miał jakieś dziwnie wyglądające karty.

-Co to? - spytałam zaciekawiona

-Karty z marvela. - odparł nawet na mnie nie patrząc. Pochwyciłam w palce kawałek papieru przedstawiający Czarną panterę. Miała po bokach ładne, złote zdobienia. Odłożyłam kartę na bok.

-Lubisz marvela? Jaka jest Twoja ulubiona postać?

-Wanda... - odpowiedział Demetri.

-Uuu lubię tą postać, moją jest Loki lub ewentualnie Bucky. - odparłam zawieszając niesforny kosmyk za ucho.

-Jak idą ci treningi w Miyagi-do? - spytałam gdy zrobiła się niezręczna cisza.

-Samantha jest naprawdę miła, a Daniel, mój nauczyciel jest świetny.

Cała długa przerwa minęła nam na rozmowie i mogłam stwierdzić, że naprawdę polubiłam Demetriego. Może był trochę zacofany ale przyjaciel był z niego świetny.

P.O.V. Eli

Wyszedłem ze szkoły wkurzony. Oparłem się o drzewo przed szkołą i próbowałem się uspokoić. Przede mną obok fontanny siedziała Amber z Demetrim. Po ich minach widać było, że cieszą się swoim towarzystwem. Patrzyłem jak szatynka z uśmiechem zakłada pasemko włosów za swoje ucho co nie umknęło uwadze mojemu koledze. Na jego twarzy kwił nikły uśmiech. Pokazywał jej coś na kartce, a ich głowy stykały się aby zasłonić kartkę przed promieniami słońca. Amber zaśmiała się perliście i uderzyła Demetriego w ramie. Obserwowałem to wszytko z ubocza i nie mogłem pohamować ukłucia zazdrości w mojej głowie. Jeszcze bardziej wściekły ruszyłem do budynku nie chcąc patrzeć jak ten nerd zagaduje do Amber.

P.O.V Amber

Po skończonych lekcjach skierowałam się jeszcze do sali gimnastycznej. Ponieważ przed trafieniem do szpitala zapisałam się na kółko z WF-u. Do tych zajęć dodatkowych poza moimi przyjaciółmi należało jeszcze kilku dzieciaków z pierwszej klasy. Ale nie prowadzili zajęć z nami.
Weszłam do szatni i przebrałam się w dużą białą podkoszulkę i niebieskie krótkie spodenki. Poszłam na hale, a tam czekała na mnie reszta. Dziś mieliśmy wolną rękę. Trener miał ważny telefon i kazał nam wybrać sami trening. A padło na biegi. Tak bardzo ucieszyłam się na tą wieść. Ale nic po sobie nie pokazałam.

-Ustalmy pary. Mitch biegnie z Aishą, Miguel z Demetrim, a Amber z Elim. - powiedział Bert, który miał zamiar sędziować. - Dystans wynosi 350 metrów.

Byłam troche oszołomiona chaosem jaki teraz nastał. Wszystko działo się tak szybko. Wizja biegów mi się podobała. Dystans już nie. Mój organizm przyzwyczajony jest do długich maratonów, a nie krótkich biegów. Byłam sceptycznie nastawiona na wynik tych biegów. W duszy przewróciłam oczami i usiadłam na podłodze. Obok mnie usiadł Eli, a trochę dalej Miguel. Na pierwszy ogień miała pójść moja przyjaciółka. Z zaciekawieniem patrzyłam jak startują z pozycji dolnej, a Mitch szybko wychodzi na prowadzenie. W połowie jednak mocno już zdyszany musiał znacznie zwolnić, natomiast dziewczyna, która dotychczas biegła truchtem ruszyła sprintem. Dzięki jej sprytowi w ostatnich sekundach udało jej się wygrać. Krzyknęłam głośno i klaskałam. Z uśmiechem przytuliłam przyjaciółkę. Wiedziałam jednak, że w starciu z nią wygrałabym.

Następni mieli być Miguel i Demetri. Na dźwięk gwizdka wystartowali, szybko i pewnie. Byłam zdziowna szybkością Demetriego ale technika Diaza okazała się lepsza. Z frustracją wypuściłam powietrze i poważnie zaczęłam się zastanawiać nad moimi szansami. Gdybym z nim biegła miałabym poważny problem. Następnie biec miałam ja i Hawk.

-Powtórka z rozrywki? - zaśmiałam się do niebieskookiego

-Tym razem nie dam ci wygrać kochanie. - powiedział z tym swoim uśmiechem. O nie ty mały skrzeczący gnomie na kółkach. To JA wygram.

-Zakład? - tym razem to z mojego głosu biła ta cholerna pewność siebie i cieszyłam się widząc zdziwienie na jego twarzy. - O wyzwanie. Jeśli wygram to ja dam ci wyzwanie a jeśli to ty wygrasz, rola się odwróci. - wysunęłam do niego prawą dłoń, a ten po chwili zamysłu ją uścisnął.

-No proszę państwa zaczynamy się rozkręcać! - krzyknął Miguel z Aisha. Przewróciłam oczami i ustawiłam się na białej lini. Bert przykładał gwizdek do ust, a po chwili rozległ się gwizd. Nie miałam czasu tak jak zwykle na maratonach aby zbierać siły i pokazać szybkość na ostatniej prostej. Teraz musiałam pokazać na co mnie stać przez cały dystans. A wiedziałam, że jeśli przegram to stracę pewna dozę honoru. Z irytacją musiałam stwierdzić, że mnie wyprzedził. Przyspieszyłam kroki i czułam jak nogi zaczynają piec mnie, a ręce tną powietrze jak nożyk. Krzyknęłam ze złości gdy dosłownie o kilka setnych sekundy dotarłam później do mety.
Przegrałam.

-Wygrałem. - odrzekł z dumą. Podałam mu rękę i uścisnęłam z uśmiechem. To była zdrowa rywalizacja.

Po skończonym treningu wszyscy oprócz mnie i Eliego wyszli z hali. Mieliśmy schować gwizdek i zasłonić kotary na wielkich oknach.

-Wygrałeś więc masz prawo do wyzwania. Słucham więc. - odrzekłam i pomogłam mu przy zasuwaniu bardzo skrzypiącej już kotary. Nasze dłonie musnęły się. Stał teraz bardzo blisko mnie, a nasze twarze dzieliły centymetry. Serce biło mi jak szalone i z niecierpliwością czekałam na to co powie. On jednak złapał mnie za rękę i przyparł do ściany. Spojrzał mi przez chwilę w oczy i złączył nasze usta w jedno. W brzuchu czułam motylki a ciało przeszył dreszcz. Położyłam jedną dłoń na jego klatce. Złapał mnie w tali i mocniej do siebie przycisnął, a mi wyrwał się cichy jęk. Dosłownie czułam jak się uśmiecha! Dlatego nie chciałam być tą jedyną i lekko przygryzłam jego warge i tym razem to on cicho westchnął. Całował czule i delikatnie stopniowo dając upust zachłanności. Jego ręka znajdowała się teraz na moim biodrze a druga w okolicach piersi, które delikatnie ścisnął. Jęknęłam, a on wykorzystał okazję do pogłębienia pocałunku. Pieprzony cwaniak. Nasze języki walczyły o dominację. Ze smutkiem przyjęłam fakt, że przerwał pocałunek. Patrzyłam teraz na niego i byłam pewna, że moje oczy błyszczą. Nogi miałam jak z waty i musiałam przyznać, że całował rewelacyjnie. Próbowałam unormować oddech i ten dziwny, przyjemny ucisk w podbrzuszu. Wiedziałam już, że nie ma odwrotu i wypieranie się uczucia wobec niego jest głupie. Może masz szansę Amber. Gdyby nie to dlaczego by cię całował? Jednak w jego oczach dostrzegłam... strach.

-Zapomnij. Zapomnij o tym co sie stało, o pocałunku. To moje wyzwanie Amber. - patrząc mi w oczy powiedział te kilka słów łamiąc mi doszczętnie serce. Z bólem patrzyłam jak szybko wychodzi z hali pozostawiając mnie samą.

Złote Kimono |E.M|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz