Rozdział 38

341 20 5
                                    

-Możesz przestać mnie denerwować Tristan?-warknęłam do chłopaka i schowałam głowę w poduszke. Wyplułam dawke przekleństw w puchowy przedmiot i ze zmęczoną miną spojrzałam na kuzyna. -Nie ma mowy.-pokręciłam przecząco głową.

-Proszę no nie daj sie prosić! Taka okazja trafia się raz do roku w tej zapyziałej dziurze- jęknął z frustracji. Od trzydziestu minut próbował namówić mnie abym poszła z nim oraz członkami Cobry do wesołego miasteczka które otwierało sie z powodu regionalnego święta. Raz do roku wszyscy zbierali się i bawili na okolicznej łące. Obok niej była przyjemna plaża z dostępem do jeziora.
Według przesądów to w ten dzień ludzie godzili się i mówiło się prawdę.

-Święto szczerej duszy. Nie sądzisz że to oklepane?-mruknełam zrezygnowana.

-Możliwe ale musze z tobą zwiedzić te wszystkie atrakcje! Amber no nie daj sie prosić! Obiecuje, że kupie ci tyle bananów w białej czekoladzie ile będziesz chciała.- oczy zaświeciły mi się z radości i wreszcie... Uległam. Zgodziłam sie na to wyjście. Wymierzyłam sobie solidny policzek za taką nagłą zmiane z powodu łakoci ale w duchu uśmiechałam sie na myśl spędzenia czasu ze znajomymi. Nawet mi dawało w kość to izolowanie sie.

-Teraz już nie możesz sie wycofać -uśmiechnął sie uradowany i złączył ręce na karku. Z jego postawy aż biła pewność siebie. Nie mogłam się powstrzymać i połaskotałam go po brzuchu przez co chłopak pisknął i zgiął się w pół. Spojrzał na mnie zdenerwowanym wzrokiem.

Przewróciłam oczami i wstałam od stołu aby wziąć torbe sportową by razem z nim pojechać na trening. Wsiedliśmy do samochodu i już po chwili byliśmy przed dojo. Weszłam, pchając ciężkie drzwi i zdałam sobie sprawę jak chłodno jest w środku. Na zewnątrz panował skwar, równe 29° widoczne były na termometrze. Uśmiechnęłam się błogo i rzuciłam torbe w kąt szatni. Przebrałam się w kimono i wyszłam na mate. Byliśmy pierwsi. Widziałam, że Johnny krząta sie energicznie po swoim gabinecie więc nie chcąc mu przeszkadzać zaczełam się rozgrzewać. Usłyszałam śmiechy i po chwili drzwi otworzyły sie, a przez nie wlała sie ciepła fala powietrza oraz moi koledzy z zespołu.

-Amber jak zwykle na czas- powiedział Miguel i zbił ze mną mocnego żółwika. Uśmiechnełam sie nikle i wróciłam do okładania worka prostymi ciosami. Wyrzuciłam z głowy myśli, że Aisha patrzyła na mnie smutno i mocniej tylko uderzałam w bezbronny worek.

-Może spróbuj mniej odchylać lewą noge?- spytał głos za mną. Odwróciłam się, oddychając przy tym ciężej. Przede mną stał mężczyzna który w dzień turnieju odwiedził nas w dojo. Miał drapieżne oczy i ostre rysy twarzy. Siwizna okalała jego głowę, a ramiona okrywało ciemne kimono, bardzo podobne do mojego.

-Tak pan myśli?- spytałam z powątpiewaniem. Nie znałam tego człowieka i nie czułam bym musiała słuchać jego rad. On tylko uśmiechnął się i cofnął o krok. Wystawił w górę ręce i mruknął-

-Uderz.

Bez zastanowienia uderzyłam w jego dłoń. Lecz on szybko wymierzył cios w moją lewą noge przez co upadłam jak długa na podłoge nie czując czucia w nodze. Byłam w szoku. Stałam sie kompletnie bezbronna. Nie mogłam ruszyć nogą, a co dopiero wstać.

-Jak... Jak pan to zrobił? Nie czułam swojej nogi!- powiedziałam zdziwiona powoli wstając z podłogi.

-Ten cios wymaga dużego skupienia i techniki. Ty wystawiając na cios twoją podstawe do bycia na macie, przegrywasz. Jeśli złamią twe nogi nie wrócisz na mate rozumiesz? Musisz być czujna, patrzeć na niewidoczne i unikać niespodziewanego. Jesteś cobrą, nie daj się podejść.

-Ma racje.- powiedział głos za nim i już po chwili widziałam blond czupryne obok mnie. Zauważyłam, że wszyscy są już przebrani i patrzą zaciekawieni na starszego mężczyznę. Wróciłam do reszty uczniów i ustawiłam się w szeregu.

Złote Kimono |E.M|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz