JEŚLI CHCECIE COŚ O MNIE WIEDZIEĆ LUB PRZECZYTAĆ O MOICH POGLĄDACH W STOSUNKU DO RÓŻNYCH SPRAW TO ZAPRASZAM NA WYZWANIE OD LUVJSMITH, A MIANOWICIE 'NOTHING WRONG' W MOICH PRACACH!
~~
− Michael Gordon Clifford, zbieraj swój tyłek i chodź tutaj natychmiast!
Michel wzdrygnął się, starając zapomnieć o wykładzie i karze.
− Przyszedłem, mamo – wymamrotał, idąc w stronę kuchni, gdzie jego rodzice czekali na niego.
Serce chłopaka rozwaliło się w kawałeczki, gdy jego mama popatrzyła na niego zła, a tata posłał spojrzenie pełne rozczarowania. Michael czuł się gorzej, patrząc na rozczarowanie ojca.
− Gdzie byłeś zeszłej nocy? – zapytała mama, zaplatając ręce pod biustem.
Michael przełknął ślinę i wzruszył ramionami, próbując ukryć dyskomfort.
− Na zewnątrz.
− Gdzie? Zdajesz sobie sprawę, że nie przez przypadek zapisaliśmy cię na terapię? Wyszedłeś i…
− Nie uprawiałem wczoraj seksu, okej? – warknął, tracąc kontrolę nad wypełniającą go złością. – To, że wczoraj nie było mnie na noc, nie znaczy, że spałem z kimś! Jezu, czemu ci tak zależy? Zawsze jesteście zbyt zajęci pieprzonymi meczami koszykówki Erin, żeby zapytać mnie jak minął mi dzień lub jak się czuję. Nie obwiniaj mnie za to gówno!
Rodzice Michaela popatrzyli na niego z szokiem, a on na nich z wściekłością.
− Nie wiedzieliśmy, że tak się czujesz, synu – wymamrotał ojciec, posyłając smutne spojrzenie.
− Ja też nie – powiedział cicho, będąc lekko zakłopotany po jego wybuchu.
− Rozumiemy, że jesteś zdenerwowany, ale to nie usprawiedliwia cię do wychodzenia wieczorem i wracania następnego dnia, nie mówiąc nam nic. Wiemy, że mogłeś być u jakiejś dziewczyny i mogłeś…
− Jezu Chryste, mamo! Powiedziałem, że nie zrobiłem nic złego!
Jego mama westchnęła.
− Jak mamy ci wierzyć?
− A dałem wam jakiś powód żebyście mi nie ufali? – pozostała cicho, a Michael wiedział, że w końcu ją na czymś złapał. – Wybaczcie mi, ale idę pieprzyć dziewczynę, która właśnie myśli, że nie mam kutasa.
Rodzicie obserwowali go w mieszance zdumienia i podziwu, kompletnie ignorując jego wulgarny komentarz. Dopiero potem chcieli nakrzyczeć na niego i spuścić mu lanie, niestety Michael był już daleko od mieszkania.
Wyciągnął telefon i wybrał numer Devon. Odebrała po trzecim sygnale, brzmiała, jakby była zażenowana i zmartwiona.
− Michael, wszystko w porządku? Jesteś cały?
− Ta, ale moi rodzice prawdopodobnie teraz mnie nienawidzą − mruknął, kopiąc żwir na chodniku. – Nigdy nie mogę z nimi wygrać. Właściwie to teraz nawet nie wiem, gdzie idę.
− Przyjdź, zanim będziesz miał atak paniki, Shakespeare. Przyjdź szybko bo dzisiaj będzie impreza, a zostałam zaproszona. Jeśli chcesz to chodź ze mną – powiedziała, rozłączając się bez żadnego słowa.
Michael nie chciał iść, ale jego dziewczyna szła, więc w pewien sposób był zmuszony jej towarzyszyć. Poczłapał w kierunku jej mieszkania, ignorując otaczający go świat. Tak było, dopóki w metrze nie usłyszał dziwnie znajomego głosu.
− Yo, Calum! – zawołał głos. Chłopak, siedzący z prawej strony, zirytowany odwrócił głowę.
− Co? – warknął.
Michael zamyślił się, próbując przypomnieć sobie, dlaczego imię Calum brzmi znajomo. W końcu przypomniał sobie opowieść Devon z poprzedniej nocy. To był gwałciciel, a zarazem jej pierwszy chłopak. Jak dużo osób o jego imieniu może mieszkać w Nowym Jorku?
− Wybierasz się do Brunstein? – zawołał chłopak, nieświadomy, że reszta ludzi w wagonie, słucha ich wymiany zdań.
− Nie mogę tego przegapić! Będzie dużo gorących lasek i wódki. Kurwa, jest tutaj policja? Kurwa, miałem na myśli… uh, Żydów. Będzie dużo Żydów. To społeczność Żydów i…
− Zamknij się, bo brzmisz jak idiota – powiedział przyjaciel Caluma, potrząsając głową i śmiejąc się. Obserwował ich zmęczonymi oczami. Prawdopodobnie mówią o tej samej imprezie, na którą on idzie z Devon.
I właśnie to dało do zrozumienia Michaelowi, że po prostu musi jej towarzyszyć na imprezie ‘pełnej żydów’. Musiał ją chronić przed potworami siedzącymi koło niego.