− Jestem w domu! - ogłosił, rzucając torbę na kanapę i wchodząc do kuchni.
Jego mała siostra Erin, siedziała przy stole, mlaskając jabłko, kiedy on usiadł na stołku obok niej. Ledwo odlepiła oczy od telefonu komórkowego.
− Erin! - wrzasnął jej do ucha, powodując, że podskoczyła zaskoczona i popatrzyła w jego kierunku.
− Co do cholery, Michael? Za co to? - warknęła, zabierając telefon i zeskakując ze stołka. Ugryzła kawałek jabłka, przed rzuceniem do kosza. Trochę brakowało, a by nie trafiła.
− Chciałem się przywitać i przysięgam, twój telefon zrujnuje ci życie - powiedział spokojnie.
Erin przewróciła oczami.
− Wychodzę, aby spędzić miło czas i teraz czuję się, jakbyś mnie atakował.
− Cokolwiek to znaczyło?
Przerzuciła włosami przez ramię, zbiegając po dwóch schodach na raz. Michael oparł łokcie na blacie, pocierając skronie, dopóki pewien pomysł nie wpadł mu do głowy. Chciał odwiedzić jego dziewczynę, Charlotte, po prostu Charlie.
Michael i Charlie umawiali się od około dziewięciu miesięcy i żaden z nich nie chciał się rozstawać przez najbliższy czas. Charlie była niską, pewną siebie dziewczyną z brązowymi włosami sięgającymi do ramion i olśniewającymi piwnymi oczami. Michael myślał, że jej oczy były prawdziwymi perłami, kiedy po raz pierwszy w nie spojrzał. I nie było wątpliwości, że ona była dla niego tą jedyną.
Wysłał jej krótką wiadomość, czy będzie w porządku, jeśli wpadnie. Odpowiedziała, że tak.
Zapadł już zmrok, gdy przejechał trzy stacje metrem na południe. Wychodząc z podziemia, słońce ledwo widoczne było na horyzoncie a lampy uliczne oświetlały ruchliwe drogi.
Biegł do jej apartamentu, który był tylko jeden budynek za metrem. Wjechał windą na trzecie piętro, zatrzymał się przy mieszkaniu c315 i zapukał pośpiesznie do drzwi.
A kiedy Charlie otworzyła drzwi, uśmiech rozjaśnił twarz Michaela.
− Char! - wykrzyknął, otaczając ją ramionami.
Charlie zachichotała i również go przytuliła.
− Co w ciebie wstąpiło, Mike? Widzimy się dwa razy w tygodniu.
− Tęskniłem za tobą, to wszystko - Michael posłał jej bezczelny uśmiech, kiedy zamknęła drzwi, wpuszczając go do środka. - Nie zgadniesz, co stało się dzisiaj na terapii.
Charlie opadła na kanapę, a za nią Michael.
− Oh, ta, jak było?
− Ta dziwka krytykowała mnie, bo ty jesteś jedyną osobą, z którą to robię. Ona nas nie rozumie.
Michael spojrzał w dół i wziął jej twarz w dłonie, łącząc ich usta.
− Ona nie rozumie miłości - wyszeptał, między pocałunkami. Charlie jęknęła, chcąc uciec.
Nieświadomie zaczął ciągnąć za gumkę od jej spodni dresowych, starał się pociągnąć Charlie za biodra, lecz jej małe dłonie go zatrzymały. Charlie wyrwała się i spojrzała w jego zielone oczy.
− Nie możemy - wyszeptała.
− Czemu nie? Rodzice nas nie zatrzymają. To, że wysłali mnie na leczenie, nie oznacza, że muszą wiedzieć - Michael nie był świadomy swoich słów, ograniczył się do pożądania i euforii.
− Co jeśli zajdę w ciążę, Michael? Co wtedy?
− Zawsze się zabezpieczamy.
− Kondomy są efektywne tylko na 97%, wiesz to, racja?
− Wiem, mogłabyś brać tabletki i....
− Słyszysz się? - Charlie przerwała, popychając Michaela, by mogła spod niego wyjść. - Nie możemy uprawiać seksu w każdy dzień, w którym się widzimy. To wszystko czego chcesz? Czy ty w ogóle mnie kochasz?
Michael zmarszczył brwi.
− Oczywiście, że cię kocham, skarbie. Zapomnij o tym, wyleczę się dla ciebie bo cię kocham. Kocham cię mocniej, niż mogłabyś to sobie wyobrazić.
Uśmiech pojawił się na twarzy Charlie, kiedy Michael cmoknął ją w usta.
− Też cię kocham.
Ale Michael nie mógł sobie pomóc, zastanawiał się, dlaczego podczas ich rozmowy nie mógł wyrzucić ze swojego umysłu Devon.