[15,0] - Anteny przekaźnikowe

324 32 25
                                    

Pierwsza z anten, która przy dobrych wiatrach zapewniłaby całkiem niezłą łączność nie tylko ludziom Raisa, ale nam wszystkim, znajdowała się tuż za blokowiskiem na północ od garnizonu. Między budynkami kręciło się sporo zarażonych, którzy jeszcze kilka tygodni temu byli właścicielami lub najemcami mieszkań na tym osiedlu. Zombie przechadzały się też po pobliskim placu zabaw, który musieliśmy minąć, żeby dotrzeć pomiędzy szeregi garaży, które oddzielały bloki mieszkalne od anteny. Okolica nie należała do najprzyjemniejszych, przypominając mi trochę panoramę Prypeci z pierwszego lepszego filmu o wybuchu elektrowni w Czarnobylu. Jednak nauczony doświadczeniami z mojego krótkiego, aczkolwiek intensywnego pobytu w Harranie, wiedziałem, że zawsze mogło być gorzej.

- Uważaj - mruknął nagle Taehyung, przytrzymując mnie w miejscu. Mieliśmy stamtąd doskonały widok na kilka niskich zabudowań dzielących nas od przekaźnika. Zerknąłem na niego, prosząc niemo, żeby kontynuował, bo najgorszym, co mógł zrobić, było trzymanie mnie w niepewności. - Na dachu tej klitki tuż pod anteną stoi ropuch.

- Co tam stoi? - spytałem, mrużąć bardziej oczy, żeby w mocnym słońcu dostrzec to, o czym mówił Kim.

- Ropuch, jeden z wariantów zarażonych. Pluje toksycznym śluzem nawet na odległość dziesięciu metrów. Raz widziałem, jak udało się takiemu kogoś trafić i facetowi wyżarło mięśnie aż do kości.

- Fantastycznie - westchnąłem sarkastycznie, na co mężczyzna prychnął cichym śmiechem.

- Są raczej wolne i niezdarne, dlatego odwrócisz jego uwagę, a ja zajdę go od tyłu i zabiję. W budynku, na którym stoi, pewnie są jakieś przełączniki zasilania do anteny, a te właściwe na samej wieży przekaźnikowej, więc jeśli będzie martwy, to pójdzie nam o wiele łatwiej - wyjaśnił szybko i przemknął za drugi szereg garaży, nie dając mi szansy na odpowiedź.

Jak niby miałem zwrócić na siebie jego uwagę i nie dać się opluć? Pomachać mu tarczą do strzelania z łuku i zachęcić, żeby spróbował trafić w dziesiątkę?

Rozejrzałem się szybko za czymś, co mogłoby mnie osłonić przed ewentualnym śluzem wyplutym w moją stronę, jednak jedynym, co udało mi się znaleźć wzrokiem, była ogromna, metalowa blacha, którą zapewne byłoby mi nawet ciężko unieść. Jęknąłem cicho zrezygnowany, oglądając się jeszcze raz, żeby sprawdzić, czy żaden zarażony się za nami tutaj nie przywlókł. Kiedy obróciłem się z powrotem przodem do anteny, gdzieś między garażami mignęła mi sylwetka Tae, który bezszelestnie przemieszczał się w stronę ropucha.

Piaszczysta droga pomiędzy dwoma rzędami garaży była szeroka i na pewno dłuższa niż dziesięć metrów, co teoretycznie powinno w jakiś sposób chronić mnie przed atakami zarażonego. Dlatego też ostatecznie wyszedłem zza budynku i pomachałem kilka razy rękoma, by przeciwnik na pewno mnie zauważył.

Ropuch, jak na mój gust, wyglądał bardziej obrzydliwie, niż przeciętny zarażony. Był niższy, ale o wiele szerszy, a spomiędzy fałd pomarszczonej, zgniło-zielonej skóry, wysuwały się fragmenty nabrzmiałych jelit. Jego ryk brzmiał bardziej jak bulgotanie, które wydał z siebie, gdy tylko spostrzegł mnie na ziemi niedaleko swojego rewiru. Nie czekał aż się zbliżę, tylko od razu zwymiotował kulę toksycznej flegmy, która z naprawdę duża siłą poszybowała w moją stronę, utwierdzając mnie w przekonaniu, że zasięg jego ataku był znacznie większy niż dziesięć metrów.

Cofnąłem się szybko, gdy zielono-żółta kula upadła prawie pod moimi nogami, rozbryzgując się na ziemi i tworząc syczącą, parującą kałużę. Podniosłem wzrok tylko po to, by zobaczyć, jak zarażony ponownie zaczął zbierać flegmę, wywołując odruch wymiotny. Kolejna porcja toksycznej substancji poleciała w moim kierunku, więc znowu uciekłem kilka kroków do tyłu i w bok. Przygotowałem się już do wykonania kolejnego uniku, ale wtedy dostrzegłem coś dziwnego, co chyba przez przypadek musiał wypluć ropuch.

Dying Light | JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz