[4,0] - Wirale

368 39 14
                                    

Spuściłem się po linie najciszej, jak tylko się dało, starając się bezgłośnie opaść na podwieszane, metalowe korytarze, rozciągające się nad hangarem. Jungkook już na wstępie wskazał mi kilku ludzi Raisa, którzy z naszej perspektywy wyglądali jak mrówki z pomarańczowymi emblematami na strojach. Poczułem lekki przypływ adrenaliny, gdy udało mi się dostrzec, że prawie każdy z nich dzierżył w dłoniach karabin maszynowy. Może i byli daleko, ale wciąż wizja bycia na muszce ich wszystkich na raz wcale mi się nie uśmiechała.

Jeon szturchnął mnie delikatnie, a gdy zwróciłem na niego uwagę, podsunął mi pod nos mapę hangaru. Budynek był podzielony na dwie części - dość wąski korytarz, ciągnący się przez całą długość budynku, oraz ogromny hol, w którym stały nieużywane wagony. Na planie były zaznaczone wszystkie przejścia i ważniejsze miejsca, takie jak panele sterujące bocznymi i głównymi drzwiami hangaru. Po chwili Jungkook wcisnął mi kartkę w ręce i poprawił torby, które miał przewieszone przez ramię, po czym bezszelestnie ruszył w stronę drabiny, która była najbardziej oddalona od skupisk strażników magazynu.

Zanim sam poszedłem w jego ślady, spojrzałem raz jeszcze w dół. Oprócz masy wagonów, w głównym pomieszczeniu stała niezliczona ilość skrzyń, beczek i pudeł. Któreś z nich musiały zawierać fiolki z antyzyną, a przynajmniej na to liczyliśmy. Tylko jak Jeon wyobrażał sobie, że przeszukamy je wszystkie? Po kolei? Przecież to zajmie nam całe wieki. A do tego tych najcenniejszych skrzyń na pewno pilnowali strażnicy. Mieli pieprzone karabiny! Jak niby mieliśmy z nimi walczyć z pustymi rękami, a do tego (przynajmniej ja) z praktycznie zerowymi umiejętnościami?

Jungkook znalazł się już na samym dole, gdy zebrałem się wreszcie na zawieszenie się na zardzewiałych szczeblach drabiny. Od razu poczułem nieprzyjemną, szorstką fakturę pod dłońmi i mimowolnie się skrzywiłem. Starałem się schodzić jak najciszej, uważając, by przy okazji nie przegapić jakiegoś stopnia i nie zakończyć żywota z połamanym kręgosłupem.

Do ziemi miałem jakieś sześć, siedem metrów, gdy noga omsknęła mi się na jednym ze szczebelków. Przytrzymałem się mocniej rękoma, chcąc odzyskać równowagę, przez co szarpnąłem się nieco. Drabina wydała dość niepokojący szczęk i niebezpiecznie się zachwiała. Błyskawicznie odnalazłem stopą przeoczony stopień i już miałem odetchnąć z ulgą, gdy drabina wydała kolejny dźwięk. I kolejny. I jeszcze jeden.

- Nie, nie, nie... - zajęczałem pod nosem, gdy poczułem, że razem z drabiną lecę do tyłu. Zamknąłem oczy, z całych sił trzymając się szczebli.

- Jimin, skacz! - krzyk Jungkooka dotarł do mnie w ostatniej chwili, gdy byłem już gotowy na śmierć, która zapewne spotkałaby mnie, gdybym został przygnieciony kilkunastometrową drabiną do torowiska magazynu. W pewnym momencie jednak mój lot zakończył się gwałtownym hukiem, a szarpnięcie zrzuciło mnie na ziemię.

Syknąłem z bólu, kiedy mój tyłek spotkał się z twardym betonem, ale ze zdziwieniem zarejestrowałem też, że wciąż żyłem i nic nie przyciskało mnie do ziemi bardziej, niż siła grawitacji. Zerknąłem w górę i omal nie popłakałem się ze szczęścia, gdy zobaczyłem drabinę opartą o jeden z wagonów. To właśnie zderzenie drabiny z nim zrzuciło mnie na dół. Szczęśliwie byłem na tyle nisko na drabinie, by nie uderzyć w dach wagonu.

Powoli usiadłem, szukając wzrokiem Jeona. Nie musiałem czekać długo - brunet prawie od razu znalazł się obok mnie. Złapał mnie gwałtownie za ramię, zaraz zaczynając gorączkowo wypowiadać słowa, które ledwo do mnie docierały. W uszach mi dudniło, a kość ogonowa pulsowała nieprzyjemnie, nie pozwalając się skupić na zdenerwowanym chłopaku.

- Jesteśmy głęboko w dupie, musimy stąd spierdalać zanim-

- Kurwa, co to było? - w środku wypowiedzi Jungkooka usłyszeliśmy łamany angielski jakiegoś mężczyzny z oddali.

Dying Light | JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz