Gdy wyszliśmy z gabinetu Sugi, miałem wrażenie, że wszyscy po kolei zabijali mnie wzrokiem. No tak, szedłem z przewieszonym przez ramię, kontuzjowanym Jeonem, który był gwiazdą tej społeczności. Pewnie wielokrotnie dokonał tutaj już czegoś bohaterskiego, a tu nagle pojawiłem się ja i to przeze mnie Jungkook prawie pożegnał się z życiem. Drugi raz zresztą. Jak mieli mnie niby polubić?
Sam Min również był zły, ale bardziej na Jeona, niż na mnie. Mimo tego, obaj zostaliśmy uraczeni kazaniem o uważaniu na siebie, a zaraz potem odesłani do Jina. Dlatego właśnie prowadziłem bruneta na piętro szpitalne, gdzie przywitał nas zmęczony życiem lekarz.
- Znowu ratowałeś jakąś księżniczkę w opresji? - zaśmiał się na widok kulawego Jeona Jin.
- Tym razem to księżniczka uratowała mnie - uśmiechnął się krzywo w odpowiedzi, przy okazji puszczając mi oczko, czym jeszcze bardziej rozbawił lekarza. Ja natomiast poczułem dziwne gorąco na policzkach. Nie byłem pewien czy ze złości czy ze zwyczajnego zawstydzenia.
- No, proszę - Jin odszedł swobodnie w stronę aneksu, jakby rozmawiał z sąsiadem o pogodzie, a nie z chłopakiem z dziurą w stopie, którzy potrzebował natychmiastowej pomocy. - Połóż się i spróbuj zdjąć buta. Jimon, pomóż mu.
- Hyung, on ma na imię Jimin - brunet poprawił lekarza, który grzebał w jednej z szafek. Ten zerknął na mnie i wzruszył ramionami, rzucając tylko beztroskie "Jak zwał tak zwał".
Jungkook nie powiedział już nic więcej, pochylając się i zaczynając rozwiązywać sznurówki ciężkich butów. Natychmiast złapałem go za rękę, przez co zostałem obrzucony skonsternowanym spojrzeniem.
- Połóż się, ja ci to zdejmę - zarządziłem, mając nadzieję, że mnie posłucha. Brunet oczywiście nie ruszył się nawet o milimetr, patrząc na mnie, jak na skończonego idiotę.
- Poradzę sobie. Stopy śmierdzą mi gorzej niż kanaliza, wątpię żebyś miał ochotę wąchać - wywróciłem oczyma na jego słowa.
Popchnąłem go delikatnie w stronę leżanki, zauważając przenikliwy wzrok Jina. Mężczyzna niepozornie przypatrywał nam się spod grzywki, przygotowując jakieś strzykawki i tym podobne. Uważnie śledził każdy mój ruch, tak jakbym był potencjalnym wrogiem. Miałem wrażenie, że za chwilę zmrozi mi krew w żyłach od tego nieprzychylnego spojrzenia, dlatego też bez zbędnych ceregieli posadziłem Jeona na szpitalnym łóżku i klęknąłem przed jego nogą.
- Wiem, jak to jest się spocić, daj spokój. Za to nie mam pojęcia, co znaczy przebić sobie nogę na wylot drutem o średnicy prawie trzech centymetrów i nie mam ochoty się dowiadywać, dlatego nie marudź i daj sobie pomóc - warknąłem, bardzo delikatnie odchylając język buta. Nie chciałem mu przy okazji zerwać skóry, która na pewno już przykleiła się na krew do glana i skarpetki.
Poczułem delikatny uścisk na ramieniu. Odwróciłem głowę, napotykając czarne oczy lekarza. Nie widziałem już w nich tej nieufności i pogardy co kilka sekund temu. Uśmiechnął się niewinnie, podając mi kubeczek z wodą i gazik.
- Jak rozmoczysz zaschniętą krew, to będzie ci łatwiej - powiedział, po czym rzucił coś o tym, że musi poszukać jakiejś maści w swoim składziku i najzwyczajniej w świecie zostawił nas samych.
Kiedy w końcu uporałem się z butem, faktycznie poszedłem za radą Jina i zacząłem namaczać skarpetkę Jeona wodą. Była praktycznie cała w zaschniętej krwi, a z rany wciąż się sączyło. Jak to możliwe, że on jeszcze nie padł z wykrwawienia?
- To wcale nie są aż trzy centymetry - odezwał się nagle Kook, gdy zsunąłem mu skarpetkę.
Mojemu mózgowi chwilę zajęło przetworzenie jego słów. Spojrzałem na niego z niedowierzaniem, podczas gdy on wciąż uważnie przypatrywał się swojej kończynie i moim poczynaniom. Aż mi ciśnienie podskoczyło.
CZYTASZ
Dying Light | Jikook
Fiksi Penggemar"Oczy całego świata są zwrócone na miasto Harran, gdzie dwa miesiące temu wybuchła epidemia nieznanej dotąd choroby. Wciąż nie jest jasne, co spowodowało ten wybuch. Miejscowe Ministerstwo Obrony wzniosło wokół miasta mur, mający zapobiec rozprzestr...