Przeskoczyłem przez płot z drobnej siatki, tym samym dostając się na teren małej elektrowni, której szukałem dobrą godzinę. Miała może z dwadzieścia metrów długości i szerokości, a oprócz kilku transmiterów stojących w jednym rzędzie i niemal krzyczących "Uwaga! Nie dotykać! Grozi śmiercią!", znajdował się tutaj tylko niewielki budyneczek z drzwiami garażowymi i bocznym wejściem zastawionym pudłami. Intuicja skierowała moje kroki do ogromnych drzwi, nieco wyszczerbionych od dołu, które nie zostały do końca opuszczone. W razie gdyby nie udało mi się ich trochę szerzej otworzyć, na pewno będę w stanie przecisnąć się pod spodem.
Rozejrzałem się tylko szybko, a nie widząc żadnych zarażonych w pobliżu, złapałem za drzwi, chcąc podciągnąć je do góry. Stawiały spory opór i już miałem się poddać, gdy nagle drzwi dosłownie wyleciały w powietrze, ciągnąc mnie za sobą.
Upadłem na plecy kilkanaście metrów dalej, a moja głowa niemal dotknęła jednego z transmiterów. Czułem, jak moje włosy stanęły dęba, gdy napięcie delikatnie je liznęło. Szybko podniosłem się do siadu, gdy doszedł mnie bardzo niepokojący, niski ryk z wnętrza budynku elektrowni, a ból w lędźwiach znów dał o sobie znać.
Nie spodziewałem się zobaczyć ogromnego zarażonego w roboczym stroju, dzierżącego dwumetrowy pręt zbrojeniowy z kawałkiem betonu na końcu. Jednak zombie z osobliwym młotem faktycznie właśnie wyszedł z budynku i zaczął się ociężale wlec w moją stronę, ciągnąc za sobą ciężką broń. Na tak małej przestrzeni jego wolne ruchy nie dawały mi jednakże żadnych forów, bo bardzo szybko do mnie dotarł. Zdążyłem się przeturlać na bok i podnieść z ziemi dokładnie w momencie, w którym zarażony zamachnął się prętem, a broń opadła z hukiem w miejsce, w którym przed chwilą leżałem, żłobiąc tam głęboką dziurę. Uciekłem w stronę pudełek, mając nadzieję, że uda mi się za nimi schować albo chociaż wspiąć na płaski dach niskiego budyneczku, by mieć chwilę do namysłu. Na szczęście były na tyle sztywne, że bez problemu mogłem na nie wskoczyć i wdrapać się na płaski, betonowy strop.
Kiedy znalazłem się już na budynku, w ostatniej chwili uciekając przed "młotem", który zmiażdżył kartony, odszedłem jak najdalej od krawędzi dachu, żeby zniknąć z pola widzenia ogromnego przeciwnika. Miał na pewno ponad trzy metry wzrostu, jak nic.
Gorączkowo zastanawiałem się, co zrobić. Zerknąłem odruchowo na zegarek, który jasno wskazywał, że zdecydowanie zbyt długo zeszło mi na szukaniu tej cholernej elektrowni. Było już grubo po szesnastej, a jeśli chciałem jeszcze znaleźć Dirty Dancing i Jeona przed zmierzchem, musiałem się pospieszyć.
Wymacałem w kieszeni pozostałości petard i ostrożnie wyjrzałem zza krawędzi dachu. Potwór wciąż stał w jednym miejscu, patrząc w punkt, gdzie wcześniej mu zniknąłem. Kiedy tylko mnie dojrzał, ryknął głośno i podszedł jeszcze bliżej budynku, a ja zacząłem wątpić w to, czy w tym przypadku fajerwerki również mogły mi pomóc. Postanowiłem jednak zaryzykować, rzucając petardy daleko za potwora. Monstrum podążyło wzrokiem za przelatującymi nad nim fajerwerkami, a migoczące wybuchy na krótką chwilę odwróciły jego uwagę. Skorzystałem z okazji i przebiegłem na drugą stronę dachu, by zeskoczyć tuż przy wejściu do budynku, które teraz stało dla mnie otworem za sprawą zarażonego konserwatora.
Pomieszczenie było najzwyczajniejszym w świecie warsztatem, ale wewnętrzna ściana kryła jeszcze jedne drzwi, które ku mojej uciesze okazały się być otwarte. Wszedłem do środka w akompaniamencie ryku zombie-powolniaka, który najwidoczniej dopiero teraz zorientował się, że go wykiwałem.
Drugi pokój był mniejszy i pełen metalowych szaf, z których każda migotała jak choinka. Każda, oprócz jednej, która najwyraźniej była moim celem. Podszedłem bliżej, dziękując w duchu tej jednej, chyboczącej się na boki żarówce, która oświetlała pomieszczenie. Gdyby nie ona, to w mroku nawet nie miałbym szansy zauważyć na podłodze korków, które musiały zostać wyrzucone przez skoki napięcia. Szybko je podniosłem i włożyłem na miejsce, przełączając na czuja kilka pstryczków.
CZYTASZ
Dying Light | Jikook
Fiksi Penggemar"Oczy całego świata są zwrócone na miasto Harran, gdzie dwa miesiące temu wybuchła epidemia nieznanej dotąd choroby. Wciąż nie jest jasne, co spowodowało ten wybuch. Miejscowe Ministerstwo Obrony wzniosło wokół miasta mur, mający zapobiec rozprzestr...