[22,0] - Prawda

297 30 51
                                    

Korytarz skończył się, zanim dobrze się zaczął, a my biegiem wypadliśmy na plac budowy otaczający arenę. Na pewno nie był to garnizon Raisa, do którego udaliśmy się z Tae, żeby odzyskać doktora Zere'a, co tylko dodatkowo mnie zaniepokoiło. Kolejne strzały posypały się w naszą stronę, więc Kim wskazał mi sterty materiałów budowlanych, za którymi mogliśmy przebiec i nie być przy tym aż tak bardzo na widoku.

Byłem na tyle sparaliżowany strachem, że po prostu biegłem na ślepo za Taehyungem, starając się nie zabić o własne nogi. Plac budowy był pełen różnych śmieci, podobnie jak sama arena. Co rusz potykałem się o jakiś pręt albo folię, których nie byłem w stanie zauważyć w biegu. Zachodzące słońce raziło nas prosto w oczy, przez co te zaczęły mi łzawić, jeszcze bardziej ograniczając pole widzenia.

W którymś momencie zauważyłem, że plac budowy skończył się, a Taehyung zeskoczył w dół, znikając mi z oczu. Chciałem najpierw zorientować się, co było pod spodem, ale kolejna salwa z karabinów skutecznie sprawiła, że od razu wskoczyłem w przejście, gdzie już czekał na mnie Tae.

- To ciemna strefa, ale dzięki temu może uda nam się ich zgubić - powiedział szybko i ruszył dalej. Jego sylwetka szybko zniknęła w cieniu, a ja naprawdę nie chciałem zostawać tutaj sam.

- Czym... czym jest ciemna strefa? - wydyszałem, próbując go dogonić i nie zgubić się przy okazji, chociaż ciemny tunel, który brał swój początek w dziurze, do której przed chwilą wskoczyliśmy, wydawał się w miarę prosty.

- W takie miejsca w dzień nie dociera światło słoneczne. A wiesz, czego przemieńcy nie lubią najbardziej, prawda? - spytał, a mnie momentalnie zalała kolejna fala stresu. - Po prostu biegnij, dobra? Powinno udać nam się uciec.

Kiwnąłem głową, chociaż sam nie byłem pewien, czy zaufanie Taehyungowi kolejny raz było dobrym pomysłem. Ukrywał coś, o czym dowiedział się sam Rais i postanowił to wykorzystać. A ja wciąż wiedziałem o Kimie całe nic. Zresztą, zakładałem, że nie tylko ja.

Mimo wszystko przyspieszyłem w tym samym momencie, co Taehyung, kiedy z wnęki w tunelu dało się usłyszeć charakterystyczny ryk, który do tej pory miałem okazję usłyszeć tylko w nocy. Nie oglądałem się za siebie, ale doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że, w miarę upływu czasu, coraz więcej zarażonych deptało nam po piętach.

Dystans pomiędzy mną i Tae wciąż się powiększał, w przeciwieństwie do dystansu między mną a przemieńcami. Traciłem siły, a maraton nie zdawał się chylić ku końcowi. Taehyung co chwilę zwalniał, bym miał szansę go dogonić, ale nic to nie dawało. Jego sylwetka momentami zlewała mi się z ciemnym korytarzem, dopóki w którejś chwili nie zorientowałem się, że w oddali zamajaczyły mi jakieś światła.

Na początku pomyślałem, że może to ludzie Raisa, którzy postanowili odgrodzić nam drogę ucieczki, pozwalając przemieńcom rozszarpać nas na kawałki. Zaraz jednak okazało się, że światło po prostu przebijało się przez sufit, tuż za ogromną wyrwą w podłodze. Do otwartej śluzy można było dostać się drabinką, ale... najpierw to do drabinki trzeba było się dostać.

- Skacz z rozbiegu! - krzyknął Taehyung przez ramię, samemu będąc już niemal na skraju wyrwy.

Patrzyłem w szoku, jak Kim faktycznie przeskakiwał przez ogromną dziurę, lądując idealnie po nasłonecznionej stronie korytarza. W jego wykonaniu wyglądało to tak okropnie łatwo, że chyba dodało mi to otuchy, bo wbrew wszystkim instynktom samozachowawczym, które krzyczały, aby nie skakał, przyspieszyłem biegu i wybiłem się do skoku tuż przy krawędzi wyrwy.

Moment, w którym zawisłem w powietrzu, wydawał mi się dłużyć w nieskończoność, przez co już w trakcie skoku zdążyłem zauważyć, że nie miałem szans na wylądowanie po drugiej stronie. Byłem blisko, ale niewystarczająco.

Dying Light | JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz