Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo byłem wyczerpany tym wszystkim, co mnie spotkało, dopóki nie opadłem na niewygodne łóżko, w końcu mogąc odetchnąć. Zasnąłem prawie od razu, gdy tylko moja głowa dotknęła poduszki pachnącej tak, jakby nigdy nie została wrzucona do prania. Jednak ani zatęchły zapach, ani gryzący koc nie przeszkodziły mi w natychmiastowym odpłynięciu.
Dopiero po przebudzeniu poczułem, jak bardzo bolał mnie każdy najdrobniejszy mięsień. Zakwasy po treningach tanecznych wydały mi się nagle nic nieznaczącym dyskomfortem.
Jęknąłem cicho, przewracając się z boku na bok. Zaraz poraziły mnie promienie słońca wpadające przez uchylone okno. Do pomieszczenia wdzierało się przez nie też gorąco panujące na zewnątrz, powodując okropny zaduch. Przetarłem oczy, siadając na posłaniu. Przez chwilę bezcelowo wpatrywałem się w ścianę, czekając aż mój umysł obudzi się do końca. Kiedy to nastąpiło, postanowiłem wstać i spróbować wziąć prysznic.
Łazienka w moim pokoju nie była zbytnio górnolotna. Zapewne od wybuchu epidemii nikt do niej nie zaglądał. Szybko wskoczyłem do kabiny, by nie skupiać uwagi na wszechobecnych pajęczynach i przekręciłem kurek z nadzieją, że w bloku wciąż była bieżąca woda. Zniechęcony tym, że na początku w rurach jedynie zabulgotało i nic poza tym, odwróciłem się z powrotem do wyjścia. Ostatkiem sił powstrzymałem się przed piśnięciem niczym wystraszona nastolatka, gdy nagle na mój kark trysnął lodowaty strumień. Błyskawicznie obmyłem ciało, po czym wyskoczyłem spod natrysku, niemal wywijając orła na zdradliwie śliskich kafelkach.
Gdy tylko wytarłem się, uprzednio wybrawszy najczystszy ręcznik, jaki udało mi się znaleźć w małej szafce przy umywalce, z niezadowoleniem uświadomiłem sobie, że będę zmuszony wcisnąć się w swoje zmaltretowane i przepocone ubrania z wczoraj. W małym mieszkanku, które teraz stanowiło mój pokój, nie było prawie niczego, a szafa świeciła pustkami, podobnie jak niedziałająca lodówka.
Wstrzymałem powietrze, naciągając śmierdzącą koszulkę przez głowę, a następnie spojrzałem zrezygnowany na swoje stopy. Były całe w otarciach i pęcherzach. Nie chciałem wiedzieć, jak bardzo będzie mnie bolało założenie butów, które zdążyłem już wczoraj znienawidzić.
Wyszedłem z pokoju po kilku minutach, przekręcając klucz w zamku tylko dla zasady - cały mój dobytek, stanowiący ubrania i rozładowany telefon, i tak miałem przy sobie. Ruszyłem żwawo do gabinetu Mina, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się, co takiego mogę zrobić dla tej małej społeczności. W końcu w sytuacji, w której się wszyscy znaleźliśmy, czas liczył się jak nic innego.
Jak się okazało, dotarłem do biura Sugi akurat, gdy Taehyung chciał z niego wyjść. Blondyn wpadł na mnie z impetem, przez co zatoczyłem się do tyłu, w ostatniej chwili łapiąc równowagę.
- O rany, wybacz! - krzyknął, mijając mnie i ruszając truchtem w stronę wind. Nie miałem pojęcia, co sprawiło, że od rana tryskał takim entuzjazmem, szczególnie, że miało go tutaj dzisiaj ponoć nie być, ale szybko stwierdziłem, że wolałem nie wiedzieć. Patrzyłem za nim przez chwilę, tylko po to, by po obróceniu się, napotkać przeszywające spojrzenie Jungkooka, obserwującego mnie z wnętrza gabinetu.
Przełknąłem ślinę, starając się nie utrzymywać z chłopakiem kontaktu wzrokowego. Zdawałem sobie sprawę z tego, że za mną nie przepadał (mówiąc bardzo delikatnie), a ja, chociaż mnie uratował, też nie potrafiłem się przemóc, szczególnie, gdy cały czas zachowywał się jak rasowy dupek.
Bardzo przystojny, ale wciąż dupek.
Wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi i dopiero wtedy zauważyłem Sugę. Stał przy jednym z regałów uginających się pod ciężarem książek i akt, przegrzebując jego zawartość.
CZYTASZ
Dying Light | Jikook
Fanfiction"Oczy całego świata są zwrócone na miasto Harran, gdzie dwa miesiące temu wybuchła epidemia nieznanej dotąd choroby. Wciąż nie jest jasne, co spowodowało ten wybuch. Miejscowe Ministerstwo Obrony wzniosło wokół miasta mur, mający zapobiec rozprzestr...