Bardzo ciężko pisało mi się ten rozdział, dlatego jest spóźniony, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Kill... Kill your darlings, they say.
- Tae, masz, weź to - usłyszałem głos Jungkooka. Był o wiele wyższy niż zazwyczaj, a do tego drżał od emocji, które targały chłopakiem. - Ja mam to pod kontrolą, wytrzymam.
- Gówno masz pod kontrolą - odparł zachrypnięty Kim. - Tego nie da się kontrolować.
- Przestań i bierz to, do cholery!
Przez chwilę chyba się szarpali, bo szuranie na dole nagle przybrało na sile. Bałem się tam spojrzeć. Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że któryś z nich niedługo się zmieni. Nie chciałem tracić ani jednego, ani drugiego. W Harranie i tak straciliśmy już zbyt wielu.
Mimo to zerknąłem przez ramię na mężczyzn, gdy doszedł mnie dziwny, zduszony krzyk bólu. Jungkook zginał się właśnie wpół, łapiąc za głowę, jakby ta nagle go rozbolała do takiego stopnia, że nie był w stanie kontrolować własnego ciała. Antyzyna wypadła mu z rąk, co wykorzystał Taehyung, szybko chwytając mechanizm do podawania leku. Zanim Jeon był w stanie go powstrzymać, agent wstrzyknął mu zawartość fiolki w udo, ledwo utrzymując się na czworaka.
Kim uśmiechnął się, jakby mu ulżyło. Ja natomiast poczułem kolejną falę łez, szczególnie, że mężczyzna przelotnie spojrzał również na mnie.
- Nie spierdol tego, co macie, Kook. Mówię ci to, jako przyjaciel - powiedział tak cicho Tae, że ledwo go usłyszałem. - I obiecaj mi, że kiedy przyjdzie pora, to właśnie ty skręcisz mi kark.
- Taehyung - jęknął słabo Jeon. Jego oczy lśniły, jakby również miał się rozpłakać.
- Proszę, proszę - wtrącił Rais. - W końcu udało ci się podjąć jakąś decyzję, V. Szkoda, że to twoja ostatnia.
- Pier... pierdol się, Rais.
Taehyung, o dziwo, wstał o własnych siłach i nawet wyprostował się, patrząc hardo na Raisa. Turek uśmiechał się z politowaniem, zaraz zerkając na kilku ludzi, którzy stali na antresoli wraz z nim i Hoseokiem.
- Ty, ty, ty i ty. Zejdźcie tam i zabijcie ich. Skorpion mnie rozczarował - powiedział tylko, wzruszając ramionami, na co Grizzly parsknął śmiechem.
Spojrzałem z powrotem na dół, gdzie Jeon ciągle siedział na podłodze, wpatrując się w to, co działo się tuż przed nim. Nie ruszył się z miejsca, kiedy czterech ludzi Raisa zeszło z antresoli, by rzucić się jednocześnie na Taehyunga. Kim rozbroił pierwszego, posyłając go na ziemię mocnym uderzeniem pięści, drugiego kopnął w głowę, przy okazji zabierając mu maczetę, którą wbił w brzuch kolejnego. Ostatni próbował się wycofać, gdy tylko zauważył, że pomimo choroby toczącej organizm agenta, ten wciąż był w stanie zabić ich bez większego wysiłku. Nie zdążył jednak uciec, bo Taehyung zwyczajnie skoczył na niego, upadając razem z napastnikiem na ziemię.
Kim z każdą chwilą okładał twarz leżącego nieruchomo faceta coraz wolniej, aż w końcu przestał, ostatni raz uderzając w niemal doszczętnie rozwaloną głowę i nie podnosząc swojej pięści z czerwonej papki. Oczekiwałem, że wstanie, obróci się do nas albo chociaż wystawi środkowy palec w stronę Raisa, ale on wciąż siedział na brzuchu zabitego strażnika.
Nie wiedziałem, co miał zamiar zrobić, ale szybko dotarło do mnie, że jego zamiary, jakiekolwiek by nie były, nie miały już żadnego znaczenia - agent pochylił się i łapczywie zatopił zęby w ramieniu swojego martwego przeciwnika, odrywając spory kawał mięsa, by zaraz wepchnąć go sobie do buzi brudnymi rękami.
CZYTASZ
Dying Light | Jikook
Fanfiction"Oczy całego świata są zwrócone na miasto Harran, gdzie dwa miesiące temu wybuchła epidemia nieznanej dotąd choroby. Wciąż nie jest jasne, co spowodowało ten wybuch. Miejscowe Ministerstwo Obrony wzniosło wokół miasta mur, mający zapobiec rozprzestr...