Nagłe zimno i gwałtowne szarpnięcie stanowiły dla mnie bardzo nieprzyjemną pobudkę po, jak zgadywałem, zaledwie kilku godzinach snu. Przetarłem oczy, szybko podnosząc się do siadu i szukając wzrokiem Jeona. Mój zaspany umysł zalała fala czarnych scenariuszy, w których przemieńcy zdołali dostać się do naszego schronienia i właśnie pożerali boksera, mnie zostawiając sobie na deser. Ze zdziwieniem jednak stwierdziłem, że dookoła wciąż było strasznie cicho, a Jungkook w jednym kawałku krzątał się po pomieszczeniu. Właśnie zapinał pasek od spodni, kiedy nasze spojrzenia się spotkały.
- Zbieraj się, do cholery, albo cię tutaj zostawię - warknął, przez co instynktownie ruszyłem się z posłania, niemal wywracając przy próbie wstania na równe nogi. Zostanie samemu w tym miejscu było ostatnim, czego chciałem.
- Co się dzieje? - zapytałem w końcu zachrypniętym, sennym głosem, kątem oka zauważając, że na dworze wciąż było ciemno, a lampy UV niezmiennie oświetlały najbliższe metry wokół warzywniaka.
- Przed chwilą leciał samolot. Wypuścili zrzut nieplanowo, jeden gdzieś tutaj, niedaleko, a dwa w zupełnie innej części Harranu, za Wieżą. Przynajmniej tak mi się wydaje. Mamy tam mało pułapek świetlnych, mogą mieć problem z dostaniem się do tamtych zrzutów, więc sami spróbujemy zgarnąć ten blisko nas. Musimy się pośpieszyć, jeśli chcemy tam dotrzeć przed przydupasami Raisa - wyjaśnił, sprawnie wiążąc buty i zabierając się za przesuwanie szafy. - Bądź maksymalnie cicho i blisko mnie. Mam jedną latarkę UV, powinna na spokojnie starczyć, w razie czego mam jeszcze dwie flary.
Niezgrabnie, skacząc na jednej nodze, wciągnąłem własne buty, zmierzając na zewnątrz zaraz za Jeonem. Chłopak nie zamierzał dawać mi żadnych innych wyjaśnień ani czekać, aż przyswoję chociaż część informacji. Do tego chyba faktycznie wierzył, że uda nam się zdobyć ten zrzut we dwójkę, bez żadnego uprzedniego przygotowania się do takiej akcji.
- Jungkook, to szaleństwo - powiedziałem szeptem, kiedy brunet zamykał już drzwi bezpiecznej strefy. Nie wyłączył lamp UV, więc najwyraźniej miał zamiar szybko wrócić i nie brał pod uwagę tego, że mogliśmy zginąć gdzieś po drodze. Optymista. - Poza tym miałeś nie nadwyrężać nogi.
- Jeśli będzie tam antyzyna, to mogą mi nawet amputować obie - odparł, zbiegając po schodach. Rozejrzał się, szybko wskazując mi kłęby czerwonego dymu z racy, która najpewniej oznaczała, że właśnie tam wylądował zrzut. Nie było to daleko, może jakieś pół kilometra od nas. - Przemieńcy mają słaby wzrok, ale są bardzo zwinni i szybcy. Jeszcze gorsi niż wirale. Jeśli mnie złapią, to nie próbuj mnie ratować. Po prostu biegnij do strefy i nie oglądaj się za siebie, nieważne jak bardzo bym nie błagał o pomoc, jasne?
- Jungkook... - chciałem zaprotestować. Nie miałem zamiaru go zostawiać i ratować własnej dupy, ale chłopak szybko mi przerwał.
- Jasne? - powtórzył tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Jimin, to naprawdę ważne, czaisz? Nie będziesz w stanie ich odciągnąć, jak zrobiłeś to z wiralami. Jeśli zginę, to ty masz przeżyć.
Poczułem piekące łzy pod powiekami, chociaż wcale nie chciałem płakać. Jedynym, na co było mnie stać, było pomachanie głową na boki. Nie mogłem się z nim zgodzić. Nawet nie byłem w stanie wyobrazić momentu, w którym zostawiam za sobą pożeranego przez zarażonych Jeona, samemu uciekając, a wcześniej nie podejmując żadnej próby pomocy. Zbyt wiele mu zawdzięczałem i, nawet jeśli nie do końca jeszcze zdawałem sobie z tego wtedy sprawę, za bardzo go polubiłem, by nie mieć później wyrzutów sumienia do końca życia.. Poza tym (czysto teoretycznie oczywiście) moje szanse na przeżycie bez Jungkooka u boku drastycznie by spadły, o czym sam chłopak też musiał dobrze wiedzieć.
CZYTASZ
Dying Light | Jikook
Fanfiction"Oczy całego świata są zwrócone na miasto Harran, gdzie dwa miesiące temu wybuchła epidemia nieznanej dotąd choroby. Wciąż nie jest jasne, co spowodowało ten wybuch. Miejscowe Ministerstwo Obrony wzniosło wokół miasta mur, mający zapobiec rozprzestr...