[6,0] - Gniazdo

394 39 21
                                    

Kilka następnych dni minęło mi głównie na trenowaniu umiejętności "survivalowych". Codziennie biegałem po torze przeszkód, jaki stanowiło dla mnie kilka ostatnich pięter budynku. Starałem się to robić zgodnie ze wskazówkami, których niedawno udzielił mi Jeon, ale w tajemnicy przed chłopakiem. Absolutnie nie chciałem, żeby jeszcze on dodatkowo znęcał się nade mną psychicznie, wjeżdżając na ambicję, kiedy niemal wypluwałem płuca, starając się nie spaść z żadnej krawędzi budynku kilkanaście pięter w dół. Poza tym, miał odpoczywać, a nie łazić za mną krok w krok. Wystarczało mi już, że za każdym razem, gdy widzieliśmy się gdzieś w Wieży, zwracał się do mnie per "księżniczko" (nie miałem pojęcia dlaczego, ale strasznie spodobał mu się ten zwrot), tym samym kompromitując mnie w oczach wszystkich naokoło. Zrobił się jednak o wiele przyjemniejszy, niż przed naszym nieszczęsnym wypadem do magazynów. Może faktycznie zaczął się do mnie przekonywać? Byłoby bosko, bo w żadnych wypadku nie chciałem mieć w nim wroga. 

Byłem też raz u doktora Zere'a, który okazał się być przemiłym, aczkolwiek trochę roztrzepanym naukowcem. Współpracował zdalnie z lekarzem o nazwisku Camden, który został uwięziony w innej części Harranu. Próbowali wspólnie opracować lek na wirusa lub chociaż alternatywę dla antyzyny, której z dnia na dzień było coraz mniej. Jego przyczepa stała w bezpiecznej strefie tuż obok Wieży, gdzie urzędował też Spike. Obaj czarnoskórzy mężczyźni wytłumaczyli mi co nieco o bezpiecznych strefach i rodzajach zarażonych, którzy pojawiali się na ulicach w dzień i w nocy. Jedynymi miejscami, w których mogli się schronić zwykli cywile, były właśnie budynki czy nawet boiska koszykarskie otoczone wysoką siatką, gdzie Spike'owi i jego ludziom udało się rozmieścić zasilanie do lamp UV. Właśnie to światło odstraszało zombie różnego kalibru, zapewniając nam wszystkim bezpieczeństwo, bo (nie oszukujmy się) nawet wyważenie najbardziej pancernych drzwi byłoby dla grupki przemieńców dziecinnie prostym wyzwaniem.

Po wycieczce do magazynów dostałem również swój własny zegarek (w nagrodę za to, że nie zginąłem). Przy okazji dałem się obwołać " biegaczem" - tak właśnie nazywali się śmiałkowie, którzy wychodzili z Wieży po zrzuty, czy inne potrzebne rzeczy. Musieli być szybcy - albo żeby przegonić ludzi Raisa, albo żeby uciec przed zarażonymi. Zgodziłem się, gdy Suga zaproponował mi oficjalne wstąpienie w szeregi jego pomocników, bo w końcu obiecałem Jeonowi, że zajmę się tym, co zazwyczaj robił on, a właśnie tym chłopak się tutaj parał - bieganiem, zabijaniem zombie i zdobywaniem surowców, niezbędnych innym do przeżycia. Nie zapominając o walce z ludźmi Raisa.

O Raisie też dowiedziałem się nieco więcej, bo nawet w Wieży co chwilę ktoś coś o nim szeptał. Z zasłyszanych plotek wywnioskowałem, że kiedyś nazywał się Kadir Suleiman, był żołnierzem i ambasadorem, kiedy wybuchła epidemia. Był odpowiedzialny za ochronę doktora Zere'a oraz jego współpracownika, ale nagle (z jakichś niewiadomych przyczyn) jego podejście do spraw Harranu zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Założył swój własny gang, czy coś podobnego i terroryzował mieszkańców, którym udało się przeżyć. Handlował antyzyną, jedzeniem i bronią, a mając pod sobą wielu ludzi, których przełożonym był jeszcze w wojsku, był praktycznie niezniszczalny, a do tego nieludzko bezwzględny i okrutny.

Najgorsze w tym wszystkim było jednak, że jak na złość nie było żadnych nowych zrzutów, więc nikt nie ruszał się z Wieży, ani nie potyczkował się z ludźmi Suleimana - po co wychodzić na pewną śmierć? To jeszcze bardziej denerwowało Jeona, który niemal wyrywał się do bitki z Raisem o antyzynę, ale na szczęście miał na tyle zdrowego rozsądku, żeby się nie wymykać i nie próbować zdziałać czegoś na własną rękę. Ludzie przebąkiwali, że jeśli tak dalej pójdzie, to będziemy musieli płaszczyć się przed Raisem, zdani na łaskę jego zapasów. Nie miałem jednak głowy do takich rozmyślań, starając się skupiać na poprawianiu swojej kondycji fizycznej. I tak nie wymyśliłbym żadnego sensownego planu, czułem się za głupi na dyplomatyczne przepychanki z jakimś niezrównoważonym psychicznie gościem.

Dying Light | JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz