Był 24 czerwca - dzień trzeciego zadania Turnieju Trójmagicznego. Razem z Clarą właśnie zajęłyśmy miejsca na ogromnych trybunach, znajdujących się na boisku do Quidditch'a. Przed nami rozciągał się gigantyczny labirynt, który był wykonany cały z żywopłotu.
- Cześć panienki! - usłyszałyśmy za sobą głosy trzech chłopaków. Byli to Dean, George i Fred.
- Wreszcie jesteście. - mruknęła Clara, gdy oni zajęli miejsca obok nas.
Po parunastu minutach rozległ się donośny głos Dumbledore'a. Oznajmił, iż zaraz zacznie się kolejne zadanie, które jest najniebezpieczniejsze. Zawodnicy rywalizują o puchar Turnieju Trójmagicznego.
Po krótkiej przemowie i wyjaśnieniu zasad do labiryntu wszedł Potter wraz z Diggory'm, ponieważ przeważali oni liczbami punktów, które zdobyli w poprzednich rundach.
- Czyli mamy tak siedzieć i gapić się na jakieś krzaki, tak? - zapytał się znudzony już Fred. Wychodziło na to, że właśnie to będziemy robić. Było to kolejne mało widowiskowe zadanie i już odechciało mi się je oglądać. A zresztą tu nie było co oglądać...
Po upływie dosyć długiego czasu na niebie dało się zauważyć czerwone iskry, które zawodnicy mogli wystrzelić w razie potrzebowania pomocy. Z labiryntu wyciągnięto Fleur. Pewnie została zaatakowana przez jakąś przeszkodę i niestety przegrała.
- Ciekawe jak idzie reszcie. - mruknęła lekko znudzona Clara i odgarnęła włosy do tyłu. Obok niej siedział równie znudzony Dean, który od 20 minut jedynie głaskał swoją dziewczynę po nodze.
- Harry to wygra na sto procent. - powiedział George i spojrzał się w unosząca się nad labiryntem mgłę.
Było po 9.00 wieczorem, dlatego zrobiło się lekko chłodnawo.
- Chcesz? - zapytał troskliwie Fred i narzucił na mnie swoją bluzę do Quidditch'a.
- Nie, nie musisz...
- Zmarzniesz jeszcze. Nałóż ją na siebie - przerwał mi chłopak i spojrzał się na mnie prosząco. Wciągnęłam przez głowę jego bluzę, która sięgała mi aż do kolan.
- Zatrzymaj ją. - mruknął Weasley. Położył ramię za moją głowę, tak, żebym mogła się o niego oprzeć.
Kolejne czerwone iskry uniosły się w powietrzu. Tym razem zadanie zakończył bułgarski uczeń czyli Wiktor Krum.
- A temu co jest? - zapytałam.
- Zaklęciem go trafili. - odparł Dean. Faktycznie, Wiktor wyglądał na trafionego jakimś silnym zaklęciem.
Powoli upływał czas, który był przeznaczony na zadanie. Z labiryntu nadal jednak nie wyłonili się Harry i Cedric. Dumbledore zaczynał się martwić tak samo jak minister.
Nagle rozbłysło bardzo jasne światło. Na ziemi leżał Harry i Cedric. Z głośników wybuchła radosna muzyka. Wszyscy wstali i wiwatowali na cześć zwycięzców turnieju. Rozległy się wesołe okrzyki uczniów Hogwartu oraz głośne gwizdy i piski. Niesamowitą dumę odczuli czarodzieje z naszej szkoły. Dyrektor podbiegł do Harry'ego i Cedrica by serdecznie pogratulować wygranej. Jednak coś nie pasowało...
Harry leżał na ziemi ciężko oddychając. Był zalany potem i krwią, a jego całą koszulkę pokrywało błoto wymieszane z piachem. Pochylał się nad Diggory'm, który nadal leżał na murawie kompletnie się nie ruszając. Dumbledore nachylił się nad chłopakiem, a tamten pełen łez usiłował coś powiedzieć. Nie było słychać co...
Z tłumu wybiegł mężczyzna - ojciec Cedrica i rzucił się na syna.
- To mój syn! To mój chłopiec! - krzyknął, pochylając się nad ciałem chłopaka. Rozpacz jaką wszyscy wyczuli w jego głosie nie zwiastowała nic dobrego.
- O-on....on nie.... - zaczęłam mówić, ale słowa te nie przechodziły mi przez gardło. - On nie żyje...
Wszystkie śmiechy i wiwaty momentalnie ucichły. Słychać było jedynie potworny płacz ojca chłopaka i szlochy Harry'ego. Wśród tłumu także dało się dosłyszeć ciche łzy.
Fred złapał mnie mocno za rękę i przyciągnął do siebie. Wtuliłam się w jego klatę czując przerażenie.
Teraz wszyscy już wiedzieli co się stało. Cedric Diggory leżał właśnie martwy na ciemnej od krwi trawie. Miał otwarte oczy, które poblakły i zrobiły się czarniejsze. Po jego rozczochranych włosach i pobrudzonych ubraniach spływały delikatne strumyki krwi. Na policzku miał ranę. Nie dało się znieść widoku jego taty, który tak bardzo przeżył stratę syna. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić co musiał czuć. W tłumie stała także zapłakana Cho. W tamtym momencie zrobiło mi się jej strasznie żal, mimo tego, że byłyśmy pokłócone. Poczułam ukłucie w sercu, ponieważ z Cedricem także moja relacja była...nieciekawa. Nie przeprosiłam go za wszystko co mu zrobiłam... ale kto by się spodziewał takiej sytuacji?
Byłam nadal wtulona w ciepłe ciało Freda. Chłopak delikatnie masował mi plecy i starał się mnie uspokoić, ponieważ trzęsłam się ze strachu. Wyczułam, że on także się boi. Spojrzałam z ukosa na Clarę, która stała i wpatrywała się w nieżyjącego chłopaka. Jej wzrok był pusty...
***
Wracając do szkoły nikt nie miał ochoty na rozmowę. Po prostu szliśmy w stronę zamku wpatrując się w podłoże. Cała szkoła pogrążyła się w żałobie.
- Pójdziesz do mnie, zgoda? - zapytał cicho Freddie. Jego głos był suchy i roztrzęsiony. - Musisz ochłonąć.
Kiwnęłam jedynie głową, bo tylko na tyle było mnie stać. Dobrze, że mogę spędzić czas u Weasleya, to dobrze mi zrobi.
Myślę, że śmierć puchona pozostawi bardzo trwały ślad w naszych pamięciach. Mimo, iż był moim wrogiem, czuję pustkę....chyba każdy czuje.
CZEŚĆ PEREŁKI ☠️
DZISIAJ TROCHĘ SMUTNIEJ ALE CÓŻ...Z CEDRICA ZROBIŁ SIĘ DEADRIC.JEŻELI ROZDZIAŁ WAM SIĘ SPODOBAŁ ZACZECAM DO GWIAZDKOWANIA I KOMENTOWANIA, BARDZO MNIE TO CIESZY! ❤️ A TERAZ:
DO ZOBACZONKA
CZYTASZ
Skubany || Fred Weasley ||
FanfictionAnna Davies jest ślizgonką na 5 roku nauki w Hogwarcie. Jest jedną z osób bardziej lubianych i ciężko jej znaleźć w kimś wroga....napewno? No tak....jest przecież ten skubany rudzielec Weasley. Wpędził ją nie tylko w kłopoty i duże zmieszanie uczuc...