- Percy! Ann! - krzyknął za nami Harry. Po moich policzkach spływały gęste strumienie łez. Ron podszedł do nas i starał się odciągnąć brata od leżącego na ziemi ciała Freda.
- Już mu nie pomożecie! Musimy iść... - powiedział Ron i szarpnął Percy'ego do siebie. Złapał mnie za ramię i próbował postawić na nogi, ale zwyczajnie nie dał rady. Klęczałam przy zimnym ciele chłopaka i nie zdawałam sobie jeszcze sprawy z tego, co właśnie się stało.
- Ann! Chodź, proszę, on już nie wstanie. - wyszeptała do mnie Hermiona. Jej głos był bardzo spokojny, ale dało się wyczuć straszny żal.
,,On już nie wstanie"
***
Wielka Sala stała się teraz szpitalem. Na ziemi leżeli czarodzieje i czarownice, którzy polegli w bitwie. Była też masa osób rannych oraz ich przyjaciół.
Moje nogi trzęsły się, nie wiedziałam co się dzieje. Gdy ujrzałam przed sobą kilka ciał poczułam kompletną pustkę. Na brudnej posadzce leżał Freddie.
Percy, z którym szłam objął mnie ramieniem, żeby doprowadzić mnie do rannego chłopaka. Wiedział, że sama bym tam nie doszła, zwyczajnie nie miałam siły.
Nad ciałem rudzielca klęczała pani Weasley i tuliła jego klatkę piersiową. Obok żony kucał Arthur i głaskał syna po czole. Dalej stała Ginny i cicho płakała. Percy podbiegł do rodziców i mocno ich ścisnął, a następnie pochylił się nad Fredem.
Widząc go leżącego bezwładnie na ziemi czułam pustkę, której wcześniej nie doświadczyłam. Wtedy nogi ugięły się pode mną i upadłam na kolana. Pani Molly odsunęła się, by pozwolić mi spojrzeć w oczy rudzielcowi.
- Fred... nie, błagam nie... - wyszeptałam bardzo cicho, a następnie wybuchnęłam niekontrolowanym płaczem. Drżącą ręką złapałam jego zimne, brudne od ziemi policzki.
Czy umiecie sobie wyobrazić, że klękacie przed umierającą osobą, która stanowiła dla was wszystko?
Chłopak bardzo powoli uchylił swoje oczy. Spojrzał na mnie przeszklonym wzrokiem i starał się coś powiedzieć, ale nie dawał rady.
- Freddie, proszę nie... nie możesz mnie tak zostawić... - moje łzy zaczęły kapać na ubrudzoną twarz Weasleya oraz na jego klatkę piersiową.
- Mogę ci przynieść autograf od Jezusa. - wyszeptał z trudem, żartując chłopak. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Skubany...- mruknęłam, przeczesując jego rudą grzywkę.
Oparłam swoją głowę o jego czoło. Zamiast ciepła biło od niego zimno i chłód. Rękami przytrzymałam policzki Freda i ostrożnie głaskałam je palcami. Chłopak leżał spokojnie i delikatnie uśmiechał się do siebie. Po chwili oderwałam się od niego, widząc, że chce coś powiedzieć.
- Ej, ale nie płacz... - mruknął do mnie bardzo cicho, prawie niesłyszalnie. Jego dygocąca, lodowata dłoń otarła się o moją. Położył rękę na mnie i zamknął swoje zawsze rozbawione oczy.
- Nie...Fred...słyszysz mnie? - zapytałam, dławiąc się własnymi łzami. - FRED!?
Ale on już mnie nie słyszał.
Ron i George pochylili się nad bratem i zaczęli płakać. Pani Weasley położyła dłoń na moim ramieniu, by mnie uspokoić. Ale co to dało? Nic.
Fred Weasley, chłopak, któremu zawdzięczam wszystko, chłopak, który nauczył mnie co to tak naprawdę znaczy kochać. Chłopak, który nadał mojemu życiu zupełnie nowy, lepszy sens. Dzięki niemu wreszcie czułam, że jestem szczęśliwa. Przy NIM byłam szczęśliwa.
Na zawsze zamknął swoje czekoladowe, hipnotyzujące, wiecznie roześmiane oczy. Na jego brudnej i spoconej twarzy wciąż błąkał się uśmiech...
CZYTASZ
Skubany || Fred Weasley ||
FanfictionAnna Davies jest ślizgonką na 5 roku nauki w Hogwarcie. Jest jedną z osób bardziej lubianych i ciężko jej znaleźć w kimś wroga....napewno? No tak....jest przecież ten skubany rudzielec Weasley. Wpędził ją nie tylko w kłopoty i duże zmieszanie uczuc...