Dlaczego czas płynie tak wolno? Godziny dłużyły mi się niemiłosiernie i było to nie do zniesienia. Całe południe spędziłam na gorączkowym wypatrywaniu przez okno członków Zakonu wracających z Harrym.
Rzuciłam się na łóżko i wlepiłam wzrok w sufit. Przez szpary w drzwiach do pokoju wdarł się przeciąg. Zasłony powiewały, a kartki papieru leżące na biurku sfrunęły na podłogę. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na niebo, na którym miałam nadzieję ujrzeć postacie na miotłach.
Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi i gwałtownie podniosłam się z łóżka. Do pokoju ostrożnie zaglądnęła Ginny.
- Już są? - zapytałam i spojrzałam błagalnie na dziewczynę.
- Jeszcze nie...mama mówi, że skoro nie wrócili teraz to pewnie przylecą dopiero późnym wieczorem.
Opadłam zrezygnowana na poduszki. Poczułam nieprzyjemny, kłujący ból w gardle, który narastał z każdą minutą czekania na Freda i resztę.
- Napewno wrócą. - zapewniła mnie Ginny, ale powiedziała to niepewnie. Gryfonka wyszła, zamykając drzwi za sobą i pozostawiła mnie znów samą.
,,Błagam wracajcie już." powiedziałam do siebie w myślach i ścisnęłam powieki powstrzymując płacz.
***
Był już wieczór, słychać było wyraźne cykanie świerszczy w wysokiej trawie.
Pani Weasley przygotowywała posiłek w oczekiwaniu na przybycie Harry'ego oraz Zakonu. Poszłam do pokoju Ginny, aby zawołać ją na herbatę, ale usłyszałam przeraźliwy huk, który dobiegał od podwórza. Rzuciłam się pędem do drzwi, za mną wybiegła pani Molly, a na końcu Ginny.
Wybiegłam bosymi stopami na wilgotną trawę przed domem i ujrzałam dwie postacie wyłaniające się z ciemności. Był to Harry oraz Hagrid.
- Harry! Hagrid! - krzyknęła uradowana pani Weasley i podbiegła do nich. Za mną stanęła Ginny i patrzyła na matkę, która ściska Pottera.
- Gdzie reszta? - zapytałam i poczułam niesamowity strach. Coś im się stało...?
- Nie ma ich jeszcze? - powiedział Harry, który również się przestraszył. - Myślałem, że przylecą przed nami... Tam na górze zaatakowali nas śmierciożercy i...
W tamtym momencie już go nie słuchałam. Popatrzyłam w niebo i wyobraziłam sobie najczarniejsze scenariusze. Co jeżeli ktoś dopadł też resztę drużyny?
Po chwili oślepił mnie błysk błękitnego światła. Rozpoznałam pojawiające się dwie sylwetki: Lupin i George. Remus podtrzymywał chłopaka, który był nieprzytomny. Gdy zbliżyli się do mnie, zauważyłam, że z ucha George'a cieknie krew.
Wbiegłam do salonu wraz z panią Weasley i jej poszkodowanym synem. Matka pochyliła się nad nim i pogładziła go po włosach. Po całej jego szyi spływała jeszcze świeża, szkarłatna krew.
- George? - zapytałam i podeszłam bliżej chłopaka. Ten jednak tylko uchylił powieki, a po chwili z powrotem je zamknął. Przerażenie ogarnęło całe moje ciało. Mamy pierwszego rannego, boję się nawet pomyśleć co stało się z resztą.
Wyszłam przed ganek, gdy przede mną pojawiła się Hermiona, a wraz z nią Kingsley. Wyglądali na całych i zdrowych.
- Hermiona! - krzyknęłam i podbiegłam do niej. - Gdzie jest Fred? Ron? Pan Weasley? Gdzie Moody? Bill'a i Fleur także nie ma.
- Powinni zaraz tu być, spokojnie. - mruknęła do mnie i poklepała mnie po ramieniu.
Emocje jakie się we mnie wzbierała były nie do opisania. Cieszyłam się z bezpiecznego powrotu członków, ale jednak cały czas czekałam aż zobaczę Freda. Myśli, że mogło mu się coś stać nie dawały mi spokoju.
Kolejny blask światła rozbłysnął na ziemi. Dwie postacie pobiegły w stronę domu. Był to Arthur Weasley i...
- Fred...- chciałam krzyknąć, ale z radości załamał mi się głos. Poczułam okropną ulgę, gdy zobaczyłam biegnącego do mnie chłopaka.
Chciałam wybiec do niego, ale nogi się pode mną załamały. Freddie zatrzymał się tuż przy mnie i bez słowa chwycił mnie w ramiona. Podniósł wysoko do góry, tak, że mogłam owinąć swoje nogi wokół jego bioder. Wtuliłam zapłakaną twarz w jego ciepłą marynarkę. Był cały mokry i brudny, ale nie przeszkadzało mi to.
Zeskakując z objęć chłopaka stanęłam przed nim i dokładnie mu się przyjrzałam. Drżącą dłonią obejrzałam jego twarz, by zobaczyć czy wszystko w porządku.
- Nic cię nie boli? - zapytałam roztrzęsionym, ale uradowanym głosem.
- No co ty, mnie by miało coś boleć? Jestem jak z żelaza, nic mnie nie zniszczy. - zażartował i pogładził moje włosy.
Po chwili czułości pobiegliśmy do George'a, który nadal leżał na kanapie. Jego ucho ciagle lekko krwawiło, ale nie tak intensywnie jak na początku.
- Jak się czujesz, George? - zapytał Fred i uklęknął przy bracie.
- Jak uduchowiony. - wychrypiał bardzo cicho chłopak i wskazał na swoje ucho...a właściwie na jego brak.
- Co? Mózg ci się uszkodził? - spytał z lekkim przerażeniem Fred.
- Czuję się jak...uduchowiony. - powtórzył George i otworzył szerzej oczy. - Uduchowiony, a bardziej ODUCHOWIONY, łapiesz?
- Żałosny jesteś. - prychnął Freddie, a z jego twarzy zniknęło przerażenie. - Tyle jest na świecie żartów o uszach, a ty wybrałeś akurat ten.
- Dajcie mu odpocząć! - przerwała w końcu pani Weasley i odtrąciła wszystkich od George'a.
Fred chwycił mnie wtedy za rękę i wyszedł na dwór, gdzie chwilę później pojawili się ostatni członkowie Zakonu.
- Bałam się. - wyszeptałam cicho, mocniej ściskając rękę chłopaka.
- Myślisz, że ja nie? - zapytał mnie i popatrzył w moje zielonkawe oczy.
CZEŚĆ PEREŁKI 🤎
CHCE TYLKO POWIEDZIEĆ ZE NIEKTÓRE FRAGMENTY ZACZERPNĘŁAM Z KSIĄŻKI. PARĘ WYDARZEŃ MOŻE BYĆ TAKŻE ZMIENIONYCH.
MAM NADZIEJE ZE PRZYJEMNIE SIĘ CZYTAŁO A TERAZ ŻYCZĘ WAM MIŁEGO DNIA LUB NOCY!
CZYTASZ
Skubany || Fred Weasley ||
FanficAnna Davies jest ślizgonką na 5 roku nauki w Hogwarcie. Jest jedną z osób bardziej lubianych i ciężko jej znaleźć w kimś wroga....napewno? No tak....jest przecież ten skubany rudzielec Weasley. Wpędził ją nie tylko w kłopoty i duże zmieszanie uczuc...