Był maj... a dokładniej 2 maja.
Stałam znów w Wielkiej Sali. Magiczne sklepienie pomieszczenia było tym razem czarne i nie wnioskowało nic dobrego. Przez ogromne, zdobione drzwi wychodziły grupy uczniów. Nauczyciele pomagali wyprowadzić wszystkich w bezpieczne miejsca. Patrzyłam na to wszystko z przerażeniem i bólem w sercu.
Przez ostatnie pare miesięcy bardzo wiele się zmieniło. Nigdzie już nie było się bezpiecznym, Czarny Pan powrócił i tym razem zamierzał ostatecznie stawić czoło Harry'emu Potter'owi. Właściwie każdy dzień, aż do dzisiaj spędziłam w wiecznym strachu. Myślę, że nie tylko ja obawiałam się tego, co za chwilę czeka nas wszystkich.
Stojąc tak w Wielkiej Sali przypomniał mi się mój pierwszy rok w Hogwarcie. Gdy otrzymałam swój list ze szkoły byłam chyba najszczęśliwszą dziewczynką na świecie. Wchodząc po raz pierwszy tutaj, wiele lat temu, czułam ekscytację i niesamowitą radość. Byłam jeszcze małym dzieckiem i w życiu nie pomyślałabym, że kiedyś wrócę tutaj, by stoczyć decydującą bitwę.
Fred Weasley, rudowłosy chłopak, którego poznałam swojego pierwszego dnia nauki, obejmował mnie teraz ramieniem i czekał na to co zaraz się stanie. Jego mocno bijące serce uderzało mnie w plecy.
- Ktoś będzie musiał bronić tajne wejścia do Hogwartu. - oznajmił Kinghsley, który omawiał właśnie plan działania.
- To chyba robota dla mnie i dla George'a. - powiedział Fred i skinął głową na swojego brata.
- Dobrze, a teraz przywódcy do mnie, podzielimy się na oddziały! - krzyknął i klasnął ochoczo w dłonie Shacklebolt.
Fred mocniej ścisnął moje ramię. Czułam, że się stresuję, bo jego mięśnie zesztywniały, a z czoła zaczęły kapać krople potu.
- Ann idzie z wami. - mruknął do bliźniaków pan Arthur Weasley. - Napewno wam się przyda.
- Ale to jest niebezpieczne. - odparł lekko zakłopotany Freddie i spojrzał się na mnie.
- To co? Mam tutaj stać bezczynnie? - zapytałam.
Chłopak nie miał innego wyboru - musiał zgodzić się żebym z nimi poszła. To dobrze, że mogę pomóc im w obronie, ponieważ z nimi będę czuła się bezpieczniej.
Po ostatnich minutach ustalania i dzielenia się na grupy udaliśmy się w swoje strony. Ja wraz z Fredem i Georgem pobiegliśmy chronić tajnych wejść do budynku szkoły.
- Idziemy wszyscy razem czy rozdzielamy się? - spytał w biegu George.
- Masz mapę? - odkrzyknął mój chłopak.
- Jasne, że mam, zawsze ją zabieram.
- No to możemy się rozdzielić, ale musimy być w miarę blisko siebie. Zawsze można nieco zabarykadować niektóre z wejść.
- Macie jakieś swoje produkty? - zapytałam spoglądając na chłopaków.
- Coś tam się znajdzie.
- No to możemy podłożyć kilka bomb w wejściach i wyjściach do Hogwartu, nie sądzicie?
- Dobry pomysł, George biegniesz na dół, a my na górę. - rozkazał Fred i chwycił mnie za rękę, ciągnąc na górę.
Wbiegliśmy po stromych schodach na wyższe piętro. Zimne podmuchy wiatru wleciały przez otwory w ścianie. Ścisnęłam mocniej swoją różdżkę, modląc się w duchu, by wszystko zakończyło się dobrze i szczęśliwie.
Właśnie na tym piętrze znajdowały się dwa ukryte wejścia. Jedno z nich zastawiliśmy na wszelki wypadek bombami, a po ziemi rozsypaliśmy trujące proszki. To powinno chociaż na chwilę zdezorientować wrogów, którzy będą próbowali się tędy dostać. Przy drugim tajnym przejściu stanęliśmy oboje. Fred trzymał w dłoni mapę i co chwila sprawdzał, kto się zbliża.
Z tego właśnie miejsca było idealnie widać plac przed Hogwartem i kilka wież. Spojrzałam przez gigantyczne okno. Na niebie nie było widać ani gwiazd, ani księżyca. Nastała kompletna ciemność, która przerażała i dobijała jeszcze bardziej. Wiatr wiał mocno i ogarniał chłodem. Na dole widać było nauczycieli, którzy rzucali zaklęcia obronne wokół szkoły. Z ich różdżek wydobywało się niebieskie i białe światło.
Freddie widząc, że patrzę w tamtą stronę, także się obrócił. Podszedł do mnie od tyłu, a ja poczułam natychmiastowe ciepło, które biło od chłopaka.
- Mała? - zapytał, gdy zauważył, że patrzę się pustym wzrokiem w czarne, nocne niebo.
- Freddie...patrz. - wyszeptałam. Zacisnęłam mocniej palce na różdżce, co sprawiło, że moja dłoń zrobiła się cała czerwona.
Gdzieś wysoko wśród chmur dało się zauważyć ogromną liczbę sunących w naszym kierunku postaci. Były czarne i zakapturzone.
Chwilę później rozległ się huk i wrzask. W oddali słychać było echo rozmowy ludzi. Ktoś rzucał zaklęcia...
Rzuciłam przestraszone spojrzenie w dół budynku. Zielone, ostre światło błysnęło i rozjaśniło korytarz niżej. Ktoś rzucił zaklęcie Avada Kedavra...
Rudzielec, który stał do tej pory za mną pobiegł w stronę, z której zaczynały dobiegać krzyki i hałasy. Pobiegłam za nim, szykując się na wojnę.
Bitwa właśnie się rozpoczęła.
CZEŚĆ PEREŁKI 🥀
JAK WIDZICIE ZACZYNAMY OSTATECZNE ROZDZIAŁY NASZEJ KSIĄŻKI! MAM NADZIEJĘ ZE WAM SIĘ PODOBAŁO I ZACHĘCIŁO TO WAS DO NASTĘPNYCH CZĘŚCI.A TERAZ:
DOBRANOC/MIŁEGO DNIA*sceny zostały zmienione na potrzeby książki*
CZYTASZ
Skubany || Fred Weasley ||
FanfictionAnna Davies jest ślizgonką na 5 roku nauki w Hogwarcie. Jest jedną z osób bardziej lubianych i ciężko jej znaleźć w kimś wroga....napewno? No tak....jest przecież ten skubany rudzielec Weasley. Wpędził ją nie tylko w kłopoty i duże zmieszanie uczuc...