,,Kocham Cię"

1.6K 61 16
                                    

- Depczesz mi po butach, Fred. - mruknęłam cicho do chłopaka, który poruszał moimi biodrami w rytm głośnej muzyki.

- Nie depczę.

- Owszem, depczesz.

- Niemożliwe.

Już chciałam odwarknąć ale powstrzymałam się od komentarza. Przewaliłam tylko oczami, a Weasley uśmiechnął się do mnie zadziornie.

Byliśmy na weselu Bill'a i Fleur. Impreza trwała już dosyć długo. Tańczyliśmy wśród gości, ale po jakimś czasie usiedliśmy przy stołach padnięci.

Chwyciłam po szklankę soku, która leżała blisko mnie i wzięłam porządnego łyka. Było mi już gorąco, a w nogach czułam ból od ciągłego tańca. Fred również nie miał siły.

- Ale musisz przyznać, że jestem najlepszym tancerzem. - powiedział w końcu Freddie i dumie wyprostował się na krześle.

- Kwestia sporna... - mruknęłam pod nosem, ale po chwili dodałam: - Żartuję, spokojnie. Tańczysz pięknie.

Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy przez dobre 15 minut. Wszędzie słychać było wesołą muzykę i rozmowy gości. Panował tłok i zamieszanie, ale nikomu to nie przeszkadzało. Usiadłam na kolanach Freda, żeby nie zajmować niepotrzebnie krzeseł (tak właściwie to zrobiłam to też z innych powodów, ale cicho).

- Chodź, mała, wyjdziemy na...- zaczął rudzielec, ale jego wypowiedź przerwał niesamowity huk i świst. Cały namiot, w którym odbywała się impreza wypełnił czarny dym. Rozległy się piski i przerażone krzyki czarodziejów. Fred momentalnie zerwał się z krzesła i wyciągnął z marynarki różdżkę. Chwycił moją rękę, przyciągając mnie do siebie.

Z ciemnej mgły wyłonił się lśniący patronus w postaci rysia. Otworzył usta i przemówił głosem Kingsleya Shacklebolta:

- Ministerstwo padło. Scrimgeour nie żyje. Nadchodzą.

Jedyne co w tamtym momencie usłyszałam to przestraszony głos Freda, który krzyknął na mnie i zaciągnął mnie do wyjścia. Wszyscy goście pchali się i popychali, wybuchła panika. Słychać było miotane zaklęcia, a w powietrzu unosiły się iskry i błyski świateł z różdżek. Ścisnęłam mocniej rękę swojego chłopaka, bo nie chciałam zgubić się i rozdzielić w takim zamieszaniu.

Zamaskowane postacie pojawiły się tuż obok nas. Przeszedł mnie mrożący chłód. Chwyciłam swoją różdżkę i rzuciłam jedno z zaklęć oszałamiających w śmierciożercę, który stanął obok mnie. Fred odepchnął mnie, przez co upadłam na miękką trawę. Właściwie dalej nie wiem co się działo, ponieważ zamknęłam oczy i ocknęłam się dopiero jakiś czas później...

***

- Hej! Budź się! No weź, mała. - czyjaś ręka poklepała mnie delikatnie po policzku. Uchyliłam oczy i od razu podniosłam się na łokciach, widząc Freda.

- Co się stało? Co z resztą? - zapytałam, rozglądając się po zrujnowanym podwórzu. Wszędzie były porozbijane szklanki i pozostałości po namiocie. Parę osób nadal leżało na ziemi, inni opatrywali sobie zadrapania, a jeszcze inni próbowali pomóc poszkodowanym. - Wszyscy żyją?

- Tak, spokojnie. - uspokoił mnie chłopak i pomógł mi się podnieść. - Dobrze się czujesz? Chciałem cię tylko ochronić przed śmierciożercami i nie wiedziałem, że tak porządnie walniesz o ziemię.

- Raczej wszystko jest okej, dzięki Freddie. - poczochrałam jego rudą czuprynę i otrzepałam marynarkę rudzielca z brudu i kurzu.

- Nie ma ich! - krzyknęła zrozpaczona Pani Weasley i podbiegła do nas. - Zniknęli!

- Kto zniknął, mamo? - spytał zdezorientowany Fred.

- Ron, Harry i Hermiona!

- Może się teleportowali?

- Ale po co? - Na twarzy Molly było widać bezsilność i strach.

- Pewnie chcieli nawiać śmierciożercom. Gdzie Ginny, George i tata? Dobrze z nimi?

Pani Weasley pokiwała znacząco głową i podeszła do starszej pani, która leżała na ziemi.

***

Siedziałam oparta o poduszki na łóżku. Na moim brzuchu położył głowę Fred, a ja lekko przeczesywałam jego włosy palcami. Chłopak zamknął oczy i leżał tak przez większość wieczoru.

Czytałam książkę, masując Weasleya po czole, gdy nagle on powiedział ospale:

- To był atak śmierciożerców...i to drugi.

- Wiem, Freddie. - wyszeptałam cicho i odchyliłam głowę do tyłu. - Strach pomyśleć co będzie dalej.

Chłopak spoważniał i podniósł się z moich kolan. Usiadł ciężko na łóżku i spojrzał się w moje szmaragdowe oczy. Widać było, że chce powiedzieć coś ważniejszego, ale jakby mu mowę odebrało.

- W tym roku...będzie bitwa, ostateczna. - w jego głosie wyczułam lęk, ale on starał się nie okazywać strachu.

- Ja... - zająkałam się. Starałam się odpowiedzieć, ale słowa nie przechodziły mi przez gardło. Doszło do mnie, że to co mówi Fred jest racją. Prawdopodobnie dojdzie do decydującej walki między Voldemortem a Harrym Potterem. Co roku w Hogwarcie czekało dużo niebezpieczeństw, a Sami-Wiecie-Kto tylko czekał, by złapać chłopca w swe sidła. Podziwiam Harry'ego za jego odwagę, którą wykazał między innymi na 4 roku w Turnieju Trójmagicznym czy w Komnacie Tajemnic.

Moje myślenie przerwał Freddie, który delikatnie chwycił mój policzek i ponownie zmusił mnie do spojrzenia w jego czarne oczy. Po chwili powiedział swoim spokojnym, uzależniającym głosem:

- Bez względu na to co się się stanie, kocham cię.


CZEŚĆ PEREŁKI 🔮
BARDZO DZIĘKUJE ZA KAŻDE WASZE WYŚWIETLENIE, GWIAZDKĘ, KOMENTARZ TO DLA MNIE WIELKA RADOŚĆ 💜💜💜

MAM NADZIEJE ZE SIĘ PODOBAŁO A TERAZ ŻYCZĘ MIŁEJ NOCY/DNIA

Skubany || Fred Weasley ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz