- Drętwota! - krzyknęłam, kierując różdżkę na jednego ze śmierciożerców. Przeciwnik upadł twardo na ziemię i wyrzucił z ręki różdżkę, którą Fred natychmiastowo połamał.
Biegliśmy jednym z korytarzy szkolnych. Z dachu i ścian sypał się proch, a w oddali było słuchać wybuchy i eksplozje. Co chwila widać było światła wydobywające się z różdżek.
Zbiegliśmy po schodach na niższe piętro. Było na nim nieco bardziej pusto i spokojnie. W oddali zauważyłam rudego chłopaka, który rzucał zaklęcie w jakąś postać.
- George!? - krzyknął Fred i przyspieszył, by dobiec do brata.
- Fred! Ann! Cholera, szukałem was po prawie całym Hogwarcie. - odparł chłopak i kopnął leżące pod nim ciało mężczyzny.
- Nie żyje? - zapytałam i przyjrzałam się twarzy śmierciożercy.
- Najprawdopodobniej tak, spadł z wyższego piętra i oberwał ode mnie zaklęciem. Chyba go dobiłem.
- Wiecie co z Ronem, Harrym i Hermioną? Z mamą i tatą, Billem i Percy'm? - Fred popatrzył na bliźniaka i odgarnął pasmo włosów, które opadło na jego spoconą twarz.
- Nie mam pojęcia, a nie widzieliście ich?
Pokręciliśmy przecząco głowami. Napewno dobrze byłoby ich zobaczyć i sprawdzić czy wszystko w porządku.
Nagle usłyszałam niesamowity huk, który rozległ się tuż obok nas. Ściana zawaliła się, a szyby w oknach rozbiły na tysiące kawałków. Z wielkiej dziury wyskoczyły dwie zamaskowane postacie. Zdążyłam jedynie odskoczyć w bok, gdy jasny promień światła świsnął mi koło ucha. Chwyciłam mocniej różdżkę i wykrzyknęłam, celując w jednego ze śmierciożerców:
- Petrificus totalus!
Postać momentalnie znieruchomiała i po chwili opadła na ziemię, uderzając potężnie głową o posadzkę. Drugi przeciwnik zdezorientowany obejrzał się za swoim towarzyszem. Moment jego nieuwagi wykorzystał Fred, który rzucił zaklęcie Drętwota i unieruchomił mężczyznę.
Wzięłam głęboki oddech, by nabrać trochę powietrza w płuca. Podniosłam się szybko z podłogi, ponieważ Fred rzucając zaklęcie popchnął mnie na stertę gruzu.
Już mieliśmy biec w inne miejsce, gdy jeden ze śmierciożerców podniósł się z ziemi. Stanął na chwiejnych nogach i wziął z ziemi swoją różdżkę. George odwrócił się i gdy zobaczył podnoszącego się faceta szybko szarpnął swojego bliźniaka za ramię. Fred złapał mocniej swoją różdżkę i próbował wycelować w przeciwnika zaklęciem, ale ten co chwila robił unik.
- Conjunctivitus - wykrzyknął rudzielec i machnął różdżką. Zaklęcie trafiło w śmierciożercę, ale wiele nie zdziałało. Po chwili wróg znów był gotowy do walki.
- Crucio! - warknął mężczyzna i tym razem wycelował zaklęcie we mnie. Z różdżki nie wydobyło się żadne światło. Poczułam okropny ból, który uderzył we mnie niewyobrażalnie mocno. W następnej sekundzie walnęłam z całej siły plecami o twardą, chłodną ścianę, która znajdowała się za mną. Uderzenie było na tyle silne, że po tym upadłam na posadzkę bezsilnie. Niesamowicie potworny ból skręcił moje ciało, tak, że nie mogłam się nawet poruszyć. Przez to, że oberwałam plecami w ścianę, przez moment nie mogłam oddychać. Zwyczajnie osunęłam się na ziemię i jedyne co pamiętam to krzyk Freda. Widziałam też kilka błysków wydobywających się z różdżek chłopców i śmierciożercy. Później zamknęłam oczy, czując wciąż przerażający ból w klatce piersiowej i kończynach.
***
- Obudzi się? - usłyszałam głos nad moją głową. Widziałam dwie wysokie postacie męskie, które pochylały się blisko mojej twarzy. Mocny podmuch wiatru zawiał w moją stronę i ocknęłam się czując zimno.- Mówiłem, że nic jej nie będzie? Silna babka. - powiedział drugi głos i wtedy już wyraźnie poznałam osoby stojące przy mnie; Fred i George uśmiechnęli się radośnie.
- Byłem pewny, że już po tobie. - mruknął cicho George i od razu oberwał od brata różdżką po swoim pustym łbie.
- A chcesz w ryj? - zapytał Fred unosząc ponownie rękę w celu walnięcia bliźniaka po raz drugi. - Jak się czujesz, młoda? - zwrócił się do mnie swoim troskliwym i opiekuńczym głosem.
- Jest w porządku...co się stało? - spytałam zdezorientowana i podniosłam się z podłogi. Dotknęłam się po pulsującej głowie i poczułam coś ciepłego. Spojrzałam na swoją dłoń i zobaczyłam szkarłatną krew.
- Nie wystrasz się tylko... - powiedział bardzo cicho i uspokajająco mój chłopak. W ręce trzymał kilka szmatek, które były całe czerwone od krwi. Przełknęłam ślinę i miałam ochotę krzyknąć, ale powstrzymałam się jedynie do cichego pisku.
- Oberwałaś zaklęciem i to naprawdę ostro. Myśleliśmy, że to już koniec. - wytłumaczył George, który także trzymał kilka mokrych kawałków materiału.
- Grunt, że żyję. Dobra nie ma co leżakować, idziemy dalej. - mruknęłam i dźwignęłam się na nogach.
- Ale dobrze się czujesz? - spytał lekko zdziwiony moją postawą Fred. Chwycił mój policzek, ocierając strużki krwi, które spływały po mojej twarzy.
- Myślę, że tak, a teraz biegniemy na górę. - oznajmiłam i złapałam dla otuchy rękę Weasleya.
- Kobieta wulkan... - mruknął Freddie i spojrzał się na swojego równie zdziwionego bliźniaka.
CZEŚĆ PEREŁKI 😼
KURCZĘ MUSZĘ NAPRAWDĘ PODZIĘKOWAĆ ZA TYLE WYŚWIETLEŃ. DLA MNIE JEST ICH SERIO DUŻO I CIESZY MNIE ZE CHOCIAŻ JAKIEJŚ GARSTCE OSÓB SPODOBAŁA SIĘ MOJA PRACA 🧡Z CAŁEGO SERCA DZIĘKUJE I POZDRAWIAM WAS KOCHANI
CZYTASZ
Skubany || Fred Weasley ||
FanfictionAnna Davies jest ślizgonką na 5 roku nauki w Hogwarcie. Jest jedną z osób bardziej lubianych i ciężko jej znaleźć w kimś wroga....napewno? No tak....jest przecież ten skubany rudzielec Weasley. Wpędził ją nie tylko w kłopoty i duże zmieszanie uczuc...