22.„...Kocham was."

95 5 5
                                    

~***~

Głęboki wdech i wydech. Maksymalne skupienie. Wyjęłam miecz z pochwy i przeciągnęłam w bok. Kropla wody, która leciała z rynny rozbiła się, o zimną stal mojego miecza. Schowałam miecz do pochwy.
Podniosłam powieki, słysząc zbliżające się w moją stronę kroki. Odwróciłam się i w tym momencie drzwi zostały rozsunięte. Stanął przede mną młody, biało włosy mężczyzna w czerwonym kimono. Pochyliłam głowę, oddając mu szacunek.
— Czy jesteś gotowa na ostatnią część treningu ?
— Oczywiście Królu.
Mężczyzna uśmiechnął się i ruszył przed siebie. Szłam za nim przez pałac, aż do ogrodu, a stamtąd na pobliską polanę, która służyła jako plac treningowy. Starałam się zachować jak największe skupienie, jednak moje myśli krążyły wokół bliskich mi osób. Ich cierpienie doskwierało mi każdego dnia. Zaczynałam się do tego przyzwyczajać, że ich serca oraz myśli wołały moje imię. Bolało, jednak uczyłam się żyć z tym bólem. Każdego dnia prosili mnie o powrót do domu, zwłaszcza złotooki chłopak. Za każdym razem, gdy kładłam się do łóżka, słyszałam, jak mówił „Dobranoc kochanie". Jakby wiedział, że nie odeszłam.
Na polanie czekał na nas kolejny mężczyzna. Ciemnowłosy, z lekkim zarostem przypominał mi mojego brata, ale starszego o kilka lat. Ubrany w błękitne kimono uśmiechnął się szeroko na nasz widok.
— To ostatnia część treningu — powiedział i w tej chwili zobaczyłam drewnianą skrzynię, a na niej starą, zniszczoną przez czas księgę. — Polega na poznaniu mocy Hao.
— Skąd ją masz ? — Nie mogłam się powstrzymać, żeby o to nie zapytać. — Czy ona czasami nie należy do Anny ?
— Spokojnie — odezwał się z szerokim uśmiechem. — Gdy skończymy, odniesiesz ją właścicielce, z resztą teraz nam się o wiele bardziej przyda.
Skoro tak mówił, to musiała być prawda. Z drewnianej skrzyni wyjął kilkumetrowy sznur z czarnych korali. Sto tysięcy duchów członków rodu Asakura samoistnie wyszły z jego ręki i stworzyły portal. Przeciągnęłam się i westchnęłam. Chciałam, żeby to wszystko już było za mną. Junko pojawiła się przy moim boku. Nie pytając o nic, przekroczyłyśmy próg.
Znalazłyśmy się w całkowicie obcym miejscu. W oddali zobaczyłyśmy grupę mężczyzn oraz stojącego naprzeciw niego szamana. Czyżby wspomnienie ? Podeszłam bliżej.
— Jesteś niesamowity — odezwał się jeden z mężczyzn do szamana. — Potrzebujemy kogoś takiego.
Po chwili usłyszałam serce mężczyzny. Krzyczało, że należy zabić potwora, pozbyć się go. Szaman spojrzał na mnie. Po jego twarzy spływały łzy.
— Taka jest ludzka natura droga siostro — przemówił bezpośrednio do mnie. — Ludzie boją się, tego, czego nie rozumieją. To okropne kreatury.

~~Anna~~

Cały dzień marszu przez pustynie i w końcu udało nam się dojść do pobliskiego miasteczka. Pustynie zawsze były zdradliwe, bo w dzień myślałam, że zwariuję z upału, a teraz gdy słońce zaczęło zachodzić za horyzont, myślałam, że zamarznę. Dojście do tego miasteczka było niczym zbawienie, jednak nie podobała mi się tam ilość szamanów. Każdy patrzył się na nas spod byka, jakbyśmy mieli ich od razu zaatakować. My również musieliśmy zachować czujność.

— Nie wiem jak wy, ale obstawiam, że znajdzie się ktoś, kto wyzwie nas do pojedynku — stwierdził niebiesko włosy, patrząc na tych wszystkich ludzi.
— Boisz się Śnieżynko, że przegrasz ?
— Jestem zmęczony. Nie mam ochoty na żadne potyczki.
Jak na zawołanie drzwi jednego z budynków otworzyły się, a jakaś postać z impetem wyleciała prosto na piaszczystą drogę. Przejechała kilka metrów, aż w końcu zatrzymała się w połowie. W rękach trzymała jakąś torbę. Ze środka po chwili wyszedł jakiś mężczyzna. Podszedł do leżącej na ziemi dziewczyny. Złapał ją za białoniebieskie włosy i podniósł do góry.
— Posłuchaj mnie mała dziwko — warknął do niej. — Za oszustwa i kradzież powinnaś zapłacić życiem.
Len wyszedł przed szereg. W jego ręku pojawiła się broń. Podszedł do mężczyzny, aby stanąć w obronie młodej szamanki.
— Dam raczej nie powinno się tak traktować.
— Spierdalaj stąd. To nie twój interes.
Do Len podszedł Trey oraz Joco. Stanęli obok swojego przyjaciela gotowi do walki. Drużyna Lena znów została reaktywowana. Cała reszta również chciała pomóc, ale zabroniłam im. Sami także mogli dać sobie radę. Zresztą to był dobry trening przed walkami w grupach.
— Może jednak wolisz powalczyć z równie silnymi ?
Kości w palcach Treya strzeliły, gdy złożył je w pięść. Przeciągnął się, rozgrzewając do walki.
— Jestem sam, więc to nie jest sprawiedliwe. Chcę walczyć z jednym.
Na twarzy Lena pojawił się uśmiech. Oczywiste było, że ona weźmie całą walkę na siebie.
— Zgadzam się i to ja będę walczył, ale pod warunkiem, że będzie to oficjalna walka szamańska. Kto przegra, ten odpada w turnieju. Zgoda ?
Trey i Joco zaczęli się przekrzykiwać, że oni również chcą walczyć. Len podjął już decyzje, a oni nie mieli nic do powiedzenia. Mężczyzna również zgodził się na warunki Lena. W sekundę zjawił się Kalim, który miał nadzorować całą walkę.
— Walka rozpocznie się za piętnaście minut po wschodniej stronie miasta.

Król Szamanów - "Do you believe in destiny?"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz