~~Anna~~~
Niedziela. Kolejny taki sam dzień jak zawsze. Przewróciłam się na prawy bok i popatrzyłam na śpiącego obok chłopaka. Wyglądał na szczęśliwego i spokojnego. Moje kompletne przeciwieństwo, ale byłam wdzięczna losowi i rodzinie Asakura, że właśnie jego wybrali na mojego męża.
Pochyliłam się, delikatnie całując jego usta. Ledwo musnęłam jego warki, a poczułam jak ręka chłopaka, wylądowała w moich włosach, przyciskając mocniej. Nie odrywając się od niego, wspięłam się i usiadłam okrakiem na jego brzuchu. Rozchyliłam usta, a on od razu wsunął w nie swój język. Usiadł, napierając na mnie swoim ciałem, aż w końcu wylądowałam na plecach. Tym razem on był nade mną. Leżał większą częścią swojego ciała na mnie i podpierał się rękami. Jego pocałunki zeszły z ust na szyję. Dreszcz przebiegł po całym moim ciele.
– Yoh powinniśmy już wstać – powiedziałam w końcu, gdy jego ręka znajdowała się coraz bliżej moich majtek.
– Zróbmy dzisiaj wolne.
– O nie – powiedziałam, łapiąc jego nadgarstek. – Odpuściłam wam już w sumie półtora dnia.
Wyślizgnęłam się z jego uścisku i wstałam. Podeszłam do szafy z lustrem. W odbiciu widziała, że chłopak ruszył za mną. Stanął za mną. Jego ręce wylądowały na moich biodrach, przyciskając do niego. Pochylił się i znów całował moją szyję. Doskonale wiedział, że to było moje czułe miejsce. Westchnęłam, gdy kolejny dreszcz przebiegł po moim ciele. W odbiciu lustra widziałam jego spojrzenie.
– Yoh...jak nie przestaniesz, będę musiała zrobić ci krzywdę.
Jego usta wygięły się w uśmiech. Wyprostował się i pocałował czubek mojej głowy.
Oboje patrzeliśmy w swoje odbicie. Staliśmy tak przez chwilę w ciszy.
– Obiecaj mi, że ten wieczór spędzimy sami.
– A wykonasz cały trening ?
Przerzucił oczami na drugą stronę i westchnął.
– Miałem nadzieję, że to będzie raczej przyjemny wieczór, a nie śpiący, bo znów będę wyjebany jak bezpiecznik.
Ten tekst był tak bezsensowny, ale nie mogłam powstrzymać się bez śmiechu. Odwróciłam się do niego, krzyżując ręce na piersi.
– Kolejny z tekstów Treya ?
– Zastanawiam się, skąd on je bierze.
– Nie wiem, ale chyba pójdę już obudzić Ryu i sprawdzę co u zakochanych.
Od dwóch dni Len wprowadził się do pokoju Mayumi. Wizja bardzo się na niej odbiła. Silna migrena i stan depresyjny dosłownie przywiązały ją do łóżka. W ciągu dwóch dni widziałam ją w salonie może dwa razy. Modliłam się, żeby szybko jej przeszło i znów mogli zacząć treningi.
– Myślisz, że coś ich więcej łączy ?
– To jest Len – uświadomiłam mu. – Przypomnij sobie, co się działo w zeszłym roku. Nawet jeśli jeszcze tego nie zrobili to tylko kwestia dni.
Wyszłam na korytarz. W całym domu panowała wciąż cisza, ale nie na długo...
Pierwszy najbliższy pokój był Treya. Weszłam do niego i to, co zobaczyłam, już mnie nie dziwiło. Ubrania, naczynia oraz róże śmieci walały się po całym pokoju. Chłopak spał spokojnie przykryty ciepłą kołdrą.
– Wstawaj !
Kopnęłam go w stopę, która wystawała za łóżka. Skrzywił się i przekręcił na drugą stronę. Moja cierpliwość właśnie wtedy wyszła. Kolejny dzień i znów to samo. Wróciłam się i weszłam do łazienki. Złapałam wiadro, które zawsze służy nam do mycia podłogi. Yoh wyszedł z pokoju ze swoim duchem, który w końcu się pojawił.
– Anna co robisz ? – Zapytał zdezorientowany chłopak.
– Muszę obudzić twojego leniwego przyjaciela.
Wiadro wypełniło się wodą. Yoh stał w progu z telefonem, szczerząc się od ucha do ucha. Wzięłam je i bez żadnych wyrzutów sumienia stanęłam nad łóżkiem chłopaka. Podniósł powieki i w tym momencie wiaderko z wodą spadło na niego. Wydarł się na cały dom, zrywając z łóżka.
– Mówiłam ci tyle razy, że jestem trenerką szamanów, a nie przedszkolanką.
Oprócz tego, że wszystko było mokre, to jeszcze chłopak nabił sobie guza. Palcami poprawił swoją fryzurę i popatrzył na mnie. Uśmiechnął się i podszedł.
– Przepraszam Anno – powiedział to dziwnym tonem. – Obiecuję, że to ostatni raz. Pogódźmy się.
Zanim się zorientowałam, chłopak już trzymał mnie w swoich ramionach.
– Trey ty parszywy nienażarty Eskimosie puszczaj mnie !
Próbowałam się wyrwać z jego objęć, ale był wyższy i silniejszy ode mnie. Moje krzyki i wyzwiska musiały już obudzić każdego w domu, bo w drzwiach oprócz Yoh pojawiła się reszta szamanów z duchami.
– Może zmówmy już kwiaty i zarezerwujmy mu miejsce na cmentarzu.
Mayumi momentami była taka sama jak jej brat cymbał, który powinien mi pomóc, a nie jeszcze to nagrywać.
– Po co ? Zakopiemy go w ogródku i narwiemy jakichś kwiatów przy drodze.
– Zaraz was wszystkich zakopię żywcem – wycedziłam do Tao, gdy Trey już mnie puścił.
Zmierzyłam ich wszystkich wzrokiem. Yoh schował telefon, Mayumi z resztą duchów cofnęła się, aby cała moja złość skupiła się na reszcie.
– Yoh zrób coś – poprosił zielonowłosy.
Nie zdążył, bo ja się odezwałam.
– Wy wszyscy – zaczęłam spokojnie.– Bez śniadania zaczynacie trening w parku. Pójdę z wami osobiście.
~~Mayumi~~
Jak Anna obiecała, tak się stało. Bez śniadania musieliśmy iść do parku. Na szczęście nie było daleko i pogoda też była dobra.
Szybko przebrałam się w legginsy, które ostatnio kupiła mi Jun, gdy była na zakupach. Założyłam białą bluzkę na krótki rękaw i czarną bluzę. Zeszłam na dół i wszyscy już na nas czekali. Yoh próbowała udobruchać dziewczynę, ale Anna była nieugięta.
Yoh podał mi jeden ze swoich starych mieczy. Założyłam go na plecy i wyszliśmy. Jak tylko przekroczyliśmy próg znów rozbolała mnie głowa.
Przez ostatnie dwa dni leżałam w swoim pokoju. Migrena i stan depresyjny dosłownie przywiązały mnie do łóżka. Na szczęście miałam przy sobie Lena. Spędzał ze mną cały ten czas. Do niczego nie doszło oprócz przytulania, ale zaufałam mu jak nikomu innemu. Miałam wrażenie, że wiedział o mnie dosłownie wszystko. Dobra, najwięcej wiedziała Junko, która mogła spokojnie spędzać czas ze swoim ukochanym, bo ja byłam bezpieczna.
Pomasowałam lekko swoją skroń. Len i Anna od razu to zauważyli. To w sumie nie było nic takiego, porównując, to co się działo pierwszego dnia w nocy. Dostałam najsilniejsze leki przeciwbólowe, jakie udało się załatwić. Nie pomogło. Każdy dźwięk sprawiał, że cierpiałam i wyżywałam się na Lenie. On jednak to rozumiał i siedział ze mną przez ten cały czas.
Ból ustępował, ale miałam przeczucia. Dziwne przeczucia.
Anna nie miała dla nas litości. W parku mieliśmy zrobić dziesięć okrążeń, później sto pompek, dwieście brzuszków, trzysta przysiadów i dla relaksu dziesięć minut siedzącego psa. Dla mnie okazała łaskę i pozwoliła zrobić tylko to co mogłam, ale nie miałam zamiaru. Czasu było coraz mniej, a ja wciąż mało umiałam.
Na sam koniec już naprawdę nie miała siły. Gdy tylko ugięłam nogi do psa, przewracałam się pod własnym ciężarem. Miałam trzy podejścia do tego, aż w końcu Anna wstała z ławki.
– Dobra – odezwała się nagle, poprawiając okulary. – Siedzę tutaj już cztery godziny, bo ruszacie się jak muchy w smole. Przećwiczmy walkę i wracamy.
Podeszłam do ławki. Wzięłam miecz, który dokładnie był owinięty w materiał. Nie mogłam się doczekać. To była moja ulubiona część treningu.
Głowa znów mnie rozbolała. Zamknęłam oczy i tym razem zobaczyłam trzy dziewczyny. Nie widziałam ich twarzy, a włosy i ubrania. Pojawił się śmiech i zaraz po tym ktoś mówił moje imię.
– Mayumi w porządku ?
Zdezorientowana podniosłam powieki. Leżałam na ziemi z głową na kolanach Lyserga. Musiał mnie złapać w ostatniej chwili, zanim upadłam. Wszyscy patrzyli na mnie wystraszeni.
– Wszystko dobrze ? – Powtórzył.– Odpuść sobie dzisiaj trening.
Uśmiechnęłam się, podniosłam do siadu. Chłopak wstał jako pierwszy i pomógł mi wstać.
– Na pewno wszystko dobrze ? – Zapytała tym razem Anna. – Za każdym razem, gdy boli cię głowa, nie masz może jakichś obrazów przed oczami?
Jej mina była poważna, a wszyscy patrzyli na nią, jakby żartowała. Skrzyżowała ręce na piersi i podeszła bliżej. Popatrzyła mi w oczy i jeszcze raz zadała to samo pytanie.
– Widzisz coś ?
Huk i zaraz po tym miałam wrażenie, że ktoś mnie podpalił. Każdy centymetr mojej skóry krzyczał z bólu. Padłam na ziemię, jęcząc z bólu.
– To wy – wycedził wściekły Len. – Znów Hao zbiera swoje marionetki ?
– Chciałyśmy zobaczyć co u was i przywitać się z nową koleżanką.
– Mistrz chciałby się z nią spotkać.
– Po naszym trupie – stwierdził Lyserg.
Rozpoczęła się walka. Tym razem przed moimi oczami pojawiły się czyjeś nogi. To była Anna.
– Żałosne – stwierdziła. – Wszyscy nad stawiają sobie karku za ciebie, a ty sobie leżysz. Nie wiem jak, porazisz sobie na Turnieju. W ostatniej rundzie walki będą indywidualne. Nikt nie uratuje ci tyłka, a oberwanie z pocisku wypełnionym foryoku to tylko początek...
– Dobra – jęknęłam, zapierając się i podnosząc na rękach. – Wiem już, o co ci chodzi.
Zaparłam się na rękach i podniosłam. Podstawiłam jedno kolano i zaraz kolejne. Klęczałam przez chwilę. Strzały słyszałam nie mal co sekundę i nawet nie zdawałam sobie sprawy, że kolejny leciała w moją stronę. Anna przeklęła pod nosem. W mgnieniu oka znalazłam się trzy metry od miejsca, gdzie jeszcze klęczałam.
– Uważaj na nie – poprosił Len, odstawiając mnie na ziemię. – Mogą cię zranić. To już elitarne wojowniczki Hao.
– Jak to ładnie brzmi. Zaraz się zarumienię.
Dopiero wtedy przyjrzałam się naszym napastniczką. Niebiesko włosa ubrana dość skąpo oraz blondynka i rudowłosa. Duch tej drugiej znów w nas mierzył. Odskoczyliśmy. Padłam na ziemię i znów cierpiałam. Westchnęłam i szybko się pozbierałam. Przestało to mi się podobać.
– Mayumi !
Yoh rzucił mieć w moją stronę. Wyjęłam go płynnym ruchem z pochwy. Wyciągnęłam prawą rękę nad głowę. Teraz albo nigdy.
– Junko ! – Duch znalazł się przy mnie. – Forma ducha ! Jedność !
Duch zmienił się w małą kulkę i wtedy ja przyłożyłam ją do swojej klatki piersiowej. Połączyłyśmy się w jedność. Dopiero wtedy zaczęłam zabawę.
Lyserg zaatakował wahadłem wszystkie na raz, Trey zamroził rudej włosy, Len wykonał szybkie tempo, a Yoh walczył z duchem w zbroi. Chyba przez adrenalinę mój humor poprawił się i miałam ochotę pożartować.
– Yoh – odezwałam się, stojąc za nimi i obserwując ich postępy. – Wiesz co, łączy ciebie i twojego przeciwnika ? Zakute łby.
Z tego tylko Yoh zaczął się śmiać.
– Nie wierzę ! – Wydarł się Trey. – Czemu nie ma tutaj Joco ? Dogadaliby się, nie dość, że żartują w mało odpowiednich momentach, to jeszcze ich żarty są żałosne.
Kolejny z pocisków zaatakował, ale tym razem ja i Junko zareagowałyśmy w odpowiedniej chwili. Jedno machnięcie na nabój pękł. Uśmiechnęłam się, czując moc, która ogarnęła moje ciało.
– Pomóżmy Yoh – usłyszałam głos Junko i zareagowałyśmy. Podbiegłyśmy, wybiłyśmy się i zaatakowałyśmy z góry.
Miecz bez problemu wbił się w zbroję, która była medium i przeciął ją. Opadłyśmy na ziemię delikatnie i zaatakowałyśmy kolejną. Rudo włosa trzymała ducha w rękach. Jeszcze lepiej. Jeden zamach z bliska wystarczył, żeby blondynka poleciała dwa metry dalej i uderzyła plecami o drzewo.
Cholera ! Chciałam, żeby cierpiały. Chciałam widzieć ich cierpiące twarze, czuć strach i czerpać satysfakcję. Niebiesko włosa bez medium była bezbronna, czyli została tylko rudo włosa. Byłam blisko, gdy jej duch, a raczej lalka z dynią, zamiast głowy próbowała zaatakować mnie toporem. No cóż. Znów jedno machnięcie i medium się rozpadło. Dziewczyna upadła na kolana.
Poniosły porażkę. Wygrałam, ale mi wciąż było mało. Stanęłam nad nią. Patrzyła na mnie ze łzami w oczach. Podniosłam broń. Zimna stal dotykała jej gardła. Junko opuściła moje ciało i stanęła obok, obserwując mnie.
– Mayumi skończ – powiedziała zdenerwowana. – Wygrałaś.
– Nie – mój ton był rozbawiony. – Chciały się bawić to będą miły zabawę.
Przekręciłam głowę na bok. Wyglądała tak żałośnie.
Straciłam kontakt z rzeczywistością. Z rozbawieniem wyobrażałam sobie dziewczynę konającą w katuszach. Z chwili na chwilę moja żądza zrobienia jej krzywdy była coraz silniejsza. Zamachnęłam się mieczem i czyjeś ręce boleśnie zacisnęły się na moim nadgarstku. Wypuściłam miecz.
Spojrzałam we wściekłe oczy Yoh. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, co tak naprawdę właśnie chciałam zrobić.
Chciałam ją zabić.
– Wracajmy do domu.
Odwrócił się na pięcie i odszedł. Szedł twardo przed siebie, nawet się nie odwracając.

CZYTASZ
Król Szamanów - "Do you believe in destiny?"
FanfictionMinęły cztery lata od pokonania Hao i zawieszenia Turnieju Szamanów. Życie wszystkich wróciło do normy. Yoh wraz ze swoimi przyjaciółmi stara się żyć codziennością. Porzucili mordercze treningi, a jedynym co trzyma ich jeszcze przy szamaństwie to ic...