~~Yuno~~
Zapadła noc. Nie wiedziałam, która dokładnie była godzina, może około pierwszej w nocy. To był krok oraz ogromne ryzyko. Nie mogliśmy już na nic czekać. Musieliśmy jak najszybciej znaleźć moją kuzynkę wraz z jej towarzyszami i powiedzieć wszystko. Tylko wtedy mogliśmy oddać się w ręce Rady Szamańskiej. W przeciwnym razie mogli nas stracić wcześniej. Kiedyś bałam się śmierci, ale teraz stała się sensem mojego istnienia. Kochałam Hao, a on za swoje błędy był uznany za największe zło tego świata, więc wiadome było, co go czeka. Ja jako narzeczona byłam gotowa razem z nim umrzeć. Nie widziałam sensu istnienia na tym świecie bez niego, bo on był moim sensem.
Duch Ognia posilił się, tym co znalazł w lesie. Daliśmy mu wolną rękę i chyba nawet nie chcieliśmy, wiedzieć co zjadł, jednak nabrał sporo energii. Na tyle dużo, że mogliśmy spokojnie uciec stamtąd i przelecieć kilkanaście kilometrów. Zabraliśmy rzeczy, które naprawdę mogłyby nam się przydać. Wyszliśmy z naszego namiotu i pobiegliśmy w las. Wskoczyliśmy na Ducha Ognia i odlecieliśmy z tamtego okropnego miejsca. Moją misją było jak najszybsze zamierzenie Anny.~~Mayumi~~
— Kto wpadł na genialny pomysł lotu z Chin i to normalnymi liniami lotniczymi?
Anna zgniotła kartonik po soku, z takimi nerwami jakby chciała komuś skręcić kark. Palce wskazujące padły na Lena, a on bezproblemowo podniósł swoją lewą rękę.
— Ostatni raz... Gdzie jest twój prywatny samolot Len ? Przecież jesteś głową najpotężniejszego Chińskiego rodu czyż nie ? A musimy się teraz tłuc zwykłym samolotem do opóźnionym o trzy godziny i trzeba było przekupić celników, bo nie moglibyście nawet broni przewieźć.
Zdenerwowana blondynka najwyraźniej musiała się wygadać i dokopać młodemu chińczykowi, ale nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia.
— Wygrałem !
Wykrzyczał radośnie Trey, zrywając się na równe nogi. Zaczął machać telefonem przed twarzą swoich kolegów. Od kiedy tylko wyruszyliśmy, wszyscy grali w jakąś gierkę, darli się, wyzywali i nie dali nawet nam odpocząć. Najbardziej zdenerwowana tym wszystkim była Anna. Miałam wrażenie, że ich pozabija.
— Możecie...w końcu...zamknąć...ryje ?
Powiało już grozą, że nawet ja się zaczęłam bać, oddychać. Wszyscy momentalnie odłożyli telefony i wymyślili sobie inną zabawę. Patrzyłam na nich i zastanawiałam się, czy na pewno mieli te dwadzieścia lat.
Kiedy ci się bawili, to moją uwagę przykuł jakiś napis obok numeru naszego lotu. Nie znałam chińskiego, więc nie miałam bladego pojęcia, co to oznaczało, ale było na czerwono, więc chyba ważne. Szturchnęłam lekko Lena i wskazałam na ekran. Przerwał rozmowę z Lysergiem i spojrzał na nasze głowy.
— Ja pierdole — wyrwało się z jego ust. — Odwołano nam lot.
Nic gorszego już nie mogło nas spotkać. Len wstał i obiecał, że pójdzie do informacji dowiedzieć się, kiedy odbędzie się nasz lot. Kraken w moim żołądku odezwał się, w tej chwili dając znać, jak bardzo był głodny. Podniosłam plecak w podłogi w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Myślałam, że zaraz kogoś zabije. Jedyne co zostało to wyłącznie opakowania. Mój wzrok padł na Trey, który od razu odwrócił się do mnie plecami.
— Skoro zżarłeś wszystko, to mogłeś wyrzucić...
— Ale ładna pogoda — stwierdził, patrząc w okno. Szkoda tylko, że była druga nad ranem.
Podeszłam do niego z tym plecakiem i wsadziłam mu go na ten pusty łeb. Ścisnęłam lekko na szyi tak, aby się nie udusił, ale poczuł grozę.
— Jeszcze raz — powiedziałam, puszczając plecak.
Zdjął go szybko i zaczął łapać powietrze w płuca. Anna na to uśmiechnęła się i stwierdziła, że będą ze mnie ludzie. Miałam kilka drobnych w kieszeni, więc stwierdziłam, że pójdę do automatu z jedzeniem. Poinformowałam ich o tym i odeszłam. Lotnisko o tej godzinie było praktycznie puste. Kilka osób siedziało przy barze, inni spali na ławkach, a kolejni krążyli bez celu po lotnisku. Gdy wyszłam, na jeden z korytarzy zobaczyłam Lena. Rozmawiał z młodą dziewczyną na recepcji. Urocza dziewczyna z jasnymi włosami uśmiechała się szeroko, gdy Len coś do niej mówił. Nie wyglądało to, jak zwykła informacja dotycząca lotu. Stałam tak chwilę i ich obserwowałam. Tamta zapisała coś na kartce i podała Lenowi. On z uśmiechem schował to go kieszeni. Głęboki wdech, aby się uspokoić i odwróciłam się plecami. Zastanawiałam się, co mu dała i o czym tak zażarcie rozmawiali. Wściekła poszłam do tego pieprzonego automatu. Stanęłam przed nim i zaczęłam się zastanawiać co wziąć z niego. Od razu cały apetyt mi przeszedł. Myślałam o tej sytuacji.
— Proszę, proszę, kogo my tutaj mamy.
Spojrzałam w prawą stronę. Jeszcze tylko jego mi brakowało. Było tyle lotnisk i tyle lotów, a on akurat musiał trafić tutaj. Skrzywiłam się na jego widok i odwróciłam wzrok. On był jednak natarczywy jak mucha. Wrzuciłam monety i wybrałam butelkę pepsi. Stanął przede mną tak, że czułam jego oddech na czubku swojej głowy.
— Widziałem, jak Len rozmawia z tą dziewczyną. Na twoim miejscu już dawno kopnąłbym go w dupę.
— Zaraz tobie jebnę, jak się nie zamkniesz.
— Spróbuj.
Zamachnęłam się, ale on złapał mnie za nadgarstek. Drugą rękę wymierzyłam w jego policzek, a później odskoczyłam na bezpieczną odległość.
— A może chcesz stoczyć szamańską walkę ?
To była kusząca propozycja.
— Za dziesięć minut na polu przy lotnisku ? — Zaproponowałam.
— Umowa stoi, ale się nie spóźnij.
Odwróciłam się i w tym momencie zobaczyłam, że mój narzeczony wszystkiemu się przyglądał. Moja zazdrość była silniejsza, więc skrzyżowałam ręce na piersi i przeszłam obok niego.
— Możesz mi, łaskawie wytłumaczyć co się dzieje ?
— Zaraz mam walkę z Hayato.

CZYTASZ
Król Szamanów - "Do you believe in destiny?"
FanfictionMinęły cztery lata od pokonania Hao i zawieszenia Turnieju Szamanów. Życie wszystkich wróciło do normy. Yoh wraz ze swoimi przyjaciółmi stara się żyć codziennością. Porzucili mordercze treningi, a jedynym co trzyma ich jeszcze przy szamaństwie to ic...