~~Anna~~
Ciężkie chmury przykryły niebo, a krople deszczu uderzały w szybę okna. Westchnęłam ciężko, przykładając czoło do zimnego szkła. Ostatnie dwa dni minęły jak jeden sen. Każdego dnia kładłam się, spać prosząc, aby to wszystko tylko mi się śniło. Niestety każdego ranka nie było nigdzie Mayumi ani Junko. Ich śmiechy umilkły, uśmiechy zniknęły, oczy zamknęły się na zawsze i nikt nie mógł określić dlaczego.
Rodzina Tao przyjechała, kiedy tylko dowiedzieli się, o śmierdzi narzeczonej Lena. Obiecali, że wszystkim się zajmą. Strasznie dużo było rzeczy do załatwienia z transportem ciała, szpitalem, przyjazdem Asakurów oraz samym pogrzebem. Tego dnia mieliśmy udać się do szpitala pożegnać się z dziewczyną. Ledwo otworzyłam oczy, a musiałam biec do łazienki. Oddałam cała zawartość swojego żołądka. Mój narzeczony poszedł za mną. Wolał, abym została w hotelu, jego zdaniem w moim stanie to było zdecydowanie za dużo. Musiałam jechać, pożegnać się z dziewczyną. To była moja ostatnia szansa.
Przekręcanie zamka wyrwało mnie z zamyślenia. Odwróciłam się i zobaczyłam Yoh. Ubrany w czarne kimono jak nakazywała tradycja. Westchnęłam ciężko. Znów zachciało mi się płakać, więc szybko odwróciłam głowę. Podszedł do mnie i objął mnie delikatnie, całując w głowę.
— Zrobiliśmy wszystko, jednak gdzieś popełniliśmy błąd, którego już nie cofniemy.
—Widziałam w niej kogoś innego niż tylko twoją siostrę i narzeczoną Lena. Widziałam w niej przyjaciółkę, a tak słabo to okazywałam... Liczyłam że jeszcze...
Położyłam rękę na swoje podbrzusze. Pukanie do drzwi to był już czas. Musieliśmy już się zbierać. Yoh otworzył drzwi. Do środka wszedł Lyserg ubrany w czarny garnitur. Każdy z nas pochodził z innej kultury, więc stwierdziliśmy, że każdy przyjdzie ubrany według jego tradycji. Zapytał, czy jesteśmy gotowi. Nie byliśmy i nigdy byśmy nie byli na coś. Pokiwaliśmy wyłącznie głowami i wyszliśmy z pokoju. Rodzina Tao stała na końcu korytarza ubrana w białe hanfu, a obok Asakurowie w czarnych kimonach. Na bladej rzeczy Keiko było widać zaczerwienioną skórę po łzach oraz przekrwione oczy. Wyglądała okropnie, ale nie dziwiłam jej się, że tak źle wyglądała. Przywitaliśmy się z nimi i czekaliśmy na resztę. Jun i Lee Pai-Long wyszli z pokoju również w białych strojach. Za nimi pojawił się Trey z Mortym, Faust z Elizą, Joco, Ryu oraz na samym końcu Len. Wyglądał najgorzej ze wszystkich. Od śmierci siedział w swoim pokoju albo wychodził upijać się do barów. Kilka razy już wysyłałam swoje Shikigami, żeby przyprowadziły go do hotelu. Rozumiałam, że zawalił mu się świat, jednak to nie było rozwiązanie problemów. Blady z wykańczającym kacem, załamany z przekrwionymi oczami wyglądał jak nie on.
— Nie ma na co czekać.
Powiedział Mikihisa i złapał swoją żonę za rękę. Podałam rękę Yoh. Przed hotelem już stała limuzyna hummer, która mogła pomieścić nas wszystkich. Wszyscy zajęliśmy miejsca. Ruszyliśmy. Modliłam się, żeby nie zwymiotować, ale żeby droga trwała jak najdłużej. Niestety okazało się, że miejsce pożegnania było znacznie bliżej, niż mogło nam się wydawać.
Auto zatrzymało się pod białym budynkiem. Wyskoczyłam z samochodu jako pierwsza i oddałam po raz kolejny zawartość swojego żołądka do śmietnika na ulicy. Ktoś złapał za moje włosy.
— Nikt nie powiedział, że bycie rodzicem to łatwa sprawa — ciemnowłosa kobieta delikatnie odgarnęła moje włosy. — Wieczne poświęcenia, strach i ból, ale także szczęście, gdy patrzysz na swoją pociechę.
— Teraz zdaje sobie z tego sprawę.
Pani Tao podała mi chusteczkę, żebym mogła wytrzeć swoje usta, a Len podał butelkę wody, która była zarezerwowana dla niego.

CZYTASZ
Król Szamanów - "Do you believe in destiny?"
FanfictionMinęły cztery lata od pokonania Hao i zawieszenia Turnieju Szamanów. Życie wszystkich wróciło do normy. Yoh wraz ze swoimi przyjaciółmi stara się żyć codziennością. Porzucili mordercze treningi, a jedynym co trzyma ich jeszcze przy szamaństwie to ic...