18.1 Ten, w którym znowu nie kończą rozmowy.

2.3K 251 202
                                    

      Obejrzałam się przez ramię, orientując się, czy Chester faktycznie podążył za mną z zamiarem odprowadzenia do mieszkania. Pod względem upartości przypominał mi Miguela, więc wygięłam kąciki ust, układając je w przyjaznym uśmiechu. Miguel nadal się nie odezwał, ale myśl, że zadbał o wszystko, była pokrzepiająca. Dbał o mnie. Zawsze i wszędzie. Nawet na odległość. Częściowo wynikało to oczywiście z jego poczucia obowiązku, ale z drugiej strony, wiedziałam, że wiązało się to również z naszą przyjaźnią. Był moim przyjacielem. Od dawna.

      — Jesteś świadomy, że mogłeś zostawić mnie pod drzwiami? — zapytałam, robiąc głupią minę. Czasy, w których istniało jakiekolwiek zagrożenie już minęły, ale dziadek nie potrafił odpuścić. Dlatego wymagał, by ochrona mi towarzyszyła.

      Z dziadkiem spędziłam kilka godzin. Nim się obejrzałam po wypiciu kawy i rozmowie, nadeszła pora na kolację, więc i ją zjedliśmy wspólnie. Po tym popołudniu zyskałam nieco inną perspektywę, jeśli chodziło o postępowanie seniora — najwyraźniej bywałam ślepa na pewne, podobno oczywiste fakty. Chester nie narzekał. Według informacji, których udzielił mi Winston, zwiedził rezydencję i poznał wszystkich pozostałych członków ochrony.

      — To jest twoje zdanie — odparł, wzruszając lekko ramionami. — Miguel chyba przyłożyłby mi, gdybym nie wypełnił swoich obowiązków. To pan zasada, nigdy ich nie łamał — zażartował, puszczając do mnie oczko. — Znasz go. I on również odprowadzał cię, aż po próg. No i to ja mam zapasowe klucze.

      Oczywiście, że musiał przypomnieć mi o tym, że przez Adama zostawiłam wszystko w pracy. Wtedy nie myślałam zbyt logicznie, bo priorytetem było zobaczenie dziadka.

      — Bo z nim mieszkam — zauważyłam, kręcąc z niedowierzaniem głową. — Tak. Miguel uwielbia te swoje zasady. W ich imię kilka lat dręczył mnie, nazywając mnie panienką. Całe szczęście, że ty sobie to odpuściłeś. Nie znoszę tego.

      — Sugerował, że powinienem, ale chyba bym nie umiał. Znamy się. Piliśmy razem. Dziwnie, by to brzmiało — oświadczył, przeczesując palcami włosy, które i tak ponownie opadły mu na czoło. — Panienko Mio. Błagam, nawet Miguel używa tego tylko po to, by cię wkurzyć. To więcej, niż oczywiste. Wkurzający z niego dupek.

      Uśmiechnęłam się do niego, po raz kolejny zerkając w jego kierunku. Chyba, dlatego tak późno zauważyłam Cihangira, który stał przed drzwiami do mieszkania. Chester automatycznie złapał mój nadgarstek, gotowy zasłonić mnie własnym ciałem. Instynktowne sięgnął za plecy, gdzie chował broń. Przynajmniej tak mi się wydawało. Każdy członek naszej ochrony posiadał pistolet, byłam tego świadoma, ale tak długo jak jej nie widziałam, żyło mi się lepiej. Nie chciałam być zlęknioną, bojącą się własnego cienia osobą. Lubiłam wierzyć w to, że nie byłam zagrożona bardziej, niż każda inna osoba w tym mieście. Chociaż to nie było prawdą — w końcu byłam wnuczką jednego z najbogatszych mieszkańców.

      — Spokojnie, to mój szef — wyjaśniłam pospiesznie, oswobadzając dłoń z uścisku. Uśmiechnęłam się lekko. — Cihangir, co tu robisz? — zapytałam, robiąc kolejny krok w jego stronę.

      Odwrócił się, powoli, wsuwając dłoń do kieszeni materiałowych spodni. Nadal miał na sobie garnitur, w którym widziałam go w pracy. Nie przebrał się. Najpewniej przyjechał tu prosto z biura. Jego mina nie wyrażała nic i gdybym nie poznała go już nieco lepiej, nie zauważyłabym cienia złości, który mignął mu na twarzy. O ile to była złość, bo podobnie okazywał rozczarowanie.

      — Zostawiłaś w pracy wszystkie rzeczy, postanowiłem ci je podrzucić — odpowiedział i dopiero wtedy zauważyłam, że w drugiej ręce trzymał moją torebkę.

Nie wiń mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz