7.2 Ten, w którym poważnie rozmawiają.

4.3K 371 522
                                    

    Cihangir, tak jak zapowiedział, zabrał dokumenty i opuścił swój gabinet, rzucając przy okazji kilka słów w ramach pożegnania. Obdarzył mnie nawet kolejnym, nieco zdawkowym uśmiechem przed tym, jak przekroczył próg. Ciągle mnie zaskakiwał swoim zachowaniem. Potrafił w jednym momencie zmienić się z totalnego buraka w całkiem przyzwoitego i sympatycznego faceta. Miałam nadzieję, że jako szef będzie jednak zdecydowanym, konkretnym i spokojnym typem. Nie byłam gotowa na to, by radzić sobie z jego zmiennymi humorami. 

    Chwilę jeszcze stałam w gabinecie, planując swoje kolejne kroki. Nie miałam jednak innego wyjścia, musiałam posłuchać polecenia. Chociaż z drugiej strony brzmiało ono jak uprzejma wskazówka. Nie chciałam tracić więcej czasu i zaczęłam działać.

    Rozejrzałam się po piętrze, przywitałam z kilkoma osobami i się im przedstawiłam. Ciężko było mi zapamiętać imiona, ponieważ tak dużo ich wtedy padło. Większość osób traktowała mnie uprzejmie, ale z jakąś nutką podejrzliwości. 

    Najpewniej Cihangir nie kłamał, gdy mówił o tym, że często zmieniał asystentki i nikt nie planował traktować mnie poważnie, licząc na to, że i ja szybko wylecę. Takie odniosłam wrażenie, dostrzegając złośliwe uśmieszki na wargach kilku kobiet. Męska część personelu była dla mnie łaskawsza.

    Miles oprowadził mnie po firmie, więc pamiętałam mniej więcej, gdzie co się znajdowało, ale przeszłam po korytarzach kilkukrotnie, chcąc sobie utrwalić te informacje. 

    Podczas przechadzki natknęłam się ponownie na Halinę, która poinformowała mnie o swoim wyjeździe do Grecji. Mimochodem, chociaż wyczułam w tej wiadomości ostrzeżenie. Z trudem powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem. Z jednej strony wierzyła w mój idealny związek i nie posądzała mnie o chęć poderwania bratanka, a z drugiej nadal była podejrzliwa. Słusznie, ale nie mogła o tym wiedzieć. 

    Cihangir nie był w moim typie. Wprawdzie nie miałam żadnego typu, nie licząc tego, że chciałam spotkać porządnego mężczyznę, który szanowałby i kochał mnie za to, jaka jestem, a nie z kim jestem spokrewniona. Wbrew pozorom ciężko było takiego znaleźć, ponieważ zazwyczaj spotykałam takich, którzy wiedzieli wcześniej, że jestem Amelią Ortegą. 

    Siedziba Anetakis Group niezbyt różniła się w kwestii wystroju  od firmy dziadka. Wszędzie dominowała stalowa szarość i szkło. Nowocześnie i bezosobowo. Nie przeszkadzało mi to jednak, ponieważ nie potrzebowałam domowego ciepła, by pracować. Właściwie doceniałam taką formę wystroju, pozwalała się skupić na tym, co najważniejsze — pracy.

    Wyłączyłam firmowy laptop, zerkając kątem oka na zegarek, tkwiący na moim prawym nadgarstku. Dochodziła dopiero jedenasta trzydzieści, a ja maksymalnie ociągałam się z wyjściem. Nigdy nie logowałam się na pocztę tak długo, jak tamtego dnia. Ustaliłam nowe hasła, przejrzałam przelotnie projekty, nad którymi pracował Cihangir oraz jego terminarz. Mniej więcej zorientowałam się w bieżących sprawach nowego szefa.

    Miałam pozwolenie, by wyjść z pracy dużo wcześniej, ale prawdą było, że odwlekałam ten moment, jak tylko potrafiłam. Przed wejściem do budynku, obiecałam Miguelowi, że porozmawiam z dziadkiem. I wiedziałam, że będę musiała to zrobić jeszcze tego samego dnia. Miguel nie znosił, gdy ktoś unikał odpowiedzialności, więc nie istniał nawet cień szansy, że da mi więcej czasu na przygotowanie się do tej rozmowy. Wystarczająco poświęcił się, pozwalając mi zająć się tym dopiero po weekendzie.

    Westchnęłam ciężko, pocierając palcami skronie, mając ochotę uderzyć czołem w blat biurka. Powstrzymałam się jednak, słysząc pukanie.

    Nie spodziewałam się żadnych gości. Wyprostowałam się nagle, bardziej, o ile było to w ogóle możliwe.

    — Proszę — rzuciłam w eter, dostrzegając za matowym szkłem tylko zarys sylwetki. 

Nie wiń mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz