Początkowy szok zastąpiła ekscytacja, ponieważ doskonale wiedziałam, co działo się dookoła. Doszłam do tego dosłownie w kilkanaście sekund, ponieważ więcej czasu nie posiadałam. Kilka lat studiowania nie poszło na marne i mogłam się wykazać, a przynajmniej sprawdzić, czy faktycznie wiedza, którą dysponowałam, była wystarczająca.
Serce galopowało mi w klatce piersiowej w zatrważającym tempie, ale skutecznie to ignorowałam. Skupiłam się na problemie. Normalnie bym uciekła i nawet nie oglądała za siebie, ale jakiś cichy głosik w mojej głowie nakazał mi nie tchórzyć. Posłuchałam go, ponieważ to mogła być niesamowita okazja, ewentualnie porażka, ale wolałam wierzyć w wersję odniesienia sukcesu.
Wczułam się w rolę, którą mi narzucono. Przypadkowo, ale jednak. Liczyłam, że nie zostanę zbyt szybko zdemaskowana i odpowiednia kobieta nie wpadnie do pomieszczenia. Karkołomna awantura byłaby nieunikniona. Sama postąpiłabym tak, gdyby ktoś się pode mnie podszywał, ale lubiłam mieć złudzenia. Dlatego wierzyłam w to, że jednak nieznajoma utknęła na drugim końcu miasta i nie zdąży dotrzeć. Ewentualnie, że złamała nogę i czekała w szpitalu na poskładanie, chociaż ta myśl całkiem źle o mnie świadczyła. Potrząsnęłam głową, uśmiechając się sama do siebie, by dodać sobie odwagi. Potrzebowałam jej. Nie mogłam mieć tak wielkiego pecha, ponieważ ze wstydu, nie potrafiłabym później spojrzeć Juliowi w oczy, a wiedziałam, że prędzej czy później jeszcze go spotkam.
Przeprosiłam zebranych mężczyzn za spóźnienie, tłumacząc się jakimś korkiem, który zapewne gdzieś na mieście istniał i kolejne kilkanaście minut poświęciłam, odpowiadając na pytania, które mi zadawali.
Nie były proste, nie. Chcieli znać wszelkie szczegóły i dopytywali o drobiazgi.
Urzędnicy nie znali słowa łaski, więc mi jej nie okazywali. Właściwie robili dosłownie wszystko, by pokazać mi, że gdzieś się wyłożę i pomylę. Faktycznie mogłabym to zrobić, gdybym nie miała pojęcia, o czym mówiłam. Na całe szczęście wszystko dotyczyło informacji, które już posiadałam. Nie przyjrzałam się dokładnie całemu projektowi, ale starałam się robić to na bieżąco, przerzucając kolejne kartki, wraz z całą resztą.
Uzupełniałam wiedzę na bieżąco, z całkiem zadowalającym skutkiem. Tak przynajmniej wtedy mi się wydawało.
Najbardziej wymagający był jednak Julio Gaddis. Niezbyt wysoki, szczupły z ciemnymi włosami, które były efektem pracy dobrego fryzjera. Wiedziałam to, ponieważ pamiętałam go jeszcze z czasów, gdy na jego głowie pojawiały się pierwsze siwe niteczki. Nosił krótką, modną brodę i okrągłe okulary, przysłaniające mu krystalicznie niebieskie oczy. Gdyby nie fakt, że był farbowanym brunetem, przypominał z wyglądu szczupłego, modnego Świętego Mikołaja. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak mi się skojarzył. Zupełnie.
Jeśli wierzyć brukowcom, sporo w życiu przeszedł, dlatego charakteryzował się ogromną odpowiedzialnością i uczciwością. Nienawidził niepunktualnych ludzi, co było jego wspólną cechą i mojego dziadka.
Najpewniej, dlatego tymi pytaniami próbował mnie ukarać za spóźnienie. Nie przeszkadzało mi to.
Był najważniejszym członkiem komisji, a jednocześnie dość znanym politykiem. Jedni go kochali, inni nienawidzili, ale mój dziadek należał do tej pierwszej grupy. Na całe szczęście mężczyzna mnie z nim nie skojarzył. To on zadawał pytania, a inni je podłapywali. Było ich w sumie czterech, ale dwóch, okazało się asystentami, którzy co jakiś czas opuszczali salę, by odebrać jakieś ważne telefony, przypominając mi o tym, że ich czas był cenny.
Normalnie przedstawiłabym się i wykorzystała fakt bycia członkiem imperium rodziny Ortega — tylko po to, by utrzeć im nosa — ale nie chciałam tego. Musiałam zapracować na własną pozycję, nawet jeśli cała sytuacja była niefortunną pomyłką.
CZYTASZ
Nie wiń mnie
ChickLitMia wie, że ma w życiu wszystko, mimo to postanawia wywrócić swój świat do góry nogami. Nigdy nie uważała się za tchórza, ale tylko ucieczka mogła uratować ją przed podzieleniem losu starszej siostry. Pięć lat później wraca w rodzinne strony. Nadal...