2. Ten, w którym przeszłość dopada Mię.

7.3K 447 473
                                    


    Kilka minut później dziadek odsunął mnie od siebie na odległość ramion i ponownie zaczął mi się uważnie przyglądać. Trącił mój nos palcem wskazującym, uśmiechnął się i odwrócił.

    Nie dlatego że nie chciał na mnie patrzeć, a z powodu łez, które zdążyłam dostrzec w kącikach jego oczu.

    Poczułam ulgę. Dobrze było mieć świadomość, że i na nim to spotkanie robiło odpowiednie wrażenie. Uciekałam przed tym przez pięć długich lat i naprawdę w mojej głowie pojawiło się przez ten czas milion czarnych scenariuszy. Tęsknił za mną, wcale nie pokazywał złości, a przecież mógł mnie wydziedziczyć. To ciążyło nade mną. Bałam się tego. Nawet nie z powodu utraty pieniędzy, ponieważ naprawdę wierzyłam w to, że byłam gotowa poradzić sobie bez fortuny. Obawiałam się stracić rodzinę. Dziadka i siostrę, bo tylko ta dwójka najbliższych osób pozostała mi na świecie. 

    — Dobrze cię widzieć — zaczęłam, licząc na to, że ta rozmowa będzie mogła należeć do tych przyjemniejszych.

    To nie tak, że miałam tylko nieprzyjemne wspomnienia związane z rodziną. Posiadałam ich całkiem sporo i właściwie większa część była dobra. Niewielu ludzi potrafiło uwierzyć w to, że rekin biznesu, jakim był Pablo Ortega, potrafił spędzać z wnuczkami wieczory, czytając im i popijając kakao z piankami. 

    Uśmiechnęłam się pod nosem, wycierając ręce w materiał sukienki. Stres powoli mijał. 

    — Usiądź, kruszyno — poprosił, gestem dłoni wskazując mi fotel naprzeciwko swojego. 

    Sam zajął swoje standardowe miejsce przy biurku, sięgając po telefon. W kilku słowach wydał asystentce odpowiednie polecenia. Nie spytał mnie o zdanie. Z góry założył, że będę chciała wypić waniliowe latte. Nie mylił się, ale jednak wcale mi się to nie spodobało. Ten drobny szczegół przypomniał mi o tym, że mój dziadek lubił decydować za innych — dla ich dobra, oczywiście. Nie chciałam się jednak kłócić. 

    Gdy on rozmawiał, sięgnęłam po jedną z ramek, które stały na blacie. Trafiłam akurat na zdjęcie z zakończenia szkoły. Moje. Dumnie uśmiechałam się do obiektywu, tkwiąc w objęciach dziadka. Kilka dni po zrobieniu tej fotografii, zniknęłam z ich życia.

    Wprawdzie zamierzałam zostać i cieszyć się wakacjami, ale padło między nami tak wiele przykrych słów, że przyspieszyłam swoją ucieczkę. Tłumaczyłam to chęcią aklimatyzacji w nowym miejscu, ale prawdą był fakt, że bolał mnie brak akceptacji ze strony seniora.

    Według jego planu miałam zostać w Ameryce, studiować cokolwiek, byleby na Columbii i w międzyczasie zaręczyć się z Adamem Moreno.

    Na żadną z tych opcji nie mogłam się zgodzić. W Adamie nie podobało mi się nic, dosłownie, nawet jeśli uchodził za chodzący ideał, przynajmniej z wyglądu. Dbał o siebie. Spędzał kilka godzin z trenerem personalnym na siłowni i korzystał z usług stylisty. I chociaż wyglądał niczym gwiazda, nie wzbudzał mojego zainteresowania. Najpewniej, dlatego że dla niego nie istniało nic prócz pieniędzy i władzy. Liczyła się pozycja. Wiedziałam, że gdybym nie była wnuczką Pablo, nawet by na mnie nie spojrzał. Był piękny na zewnątrz, ale paskudny w środku.

    — Jak ci minął lot, moje dziecko? — Głos dziadka wyrwał mnie z chwilowego zawieszenia.

    Odstawiłam zdjęcie na właściwe miejsce i skupiłam uwagę na człowieku, który siedział naprzeciw mnie.

    Uśmiechnęłam się nieznacznie, poprawiając zbłąkane kosmyki włosów, opadające mi na twarz.

    — Nie był zły — przyznałam. — Jak się czujesz, dziadku? — zapytałam, wracając do tematu, który bardziej mnie interesował.

Nie wiń mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz