25.2 Ten z upartą Mią.

1K 158 80
                                    

             Wzięłam kilka głębokich wdechów, nim zdecydowałam się zapukać do drzwi. Miałam świadomość, że Cihangir nie chciał mnie widzieć. Zwłaszcza w dzień wolny od pracy, w swoim prywatnym mieszkaniu — to był jego azyl. Wiedziałam, że był w domu, ponieważ nakłoniłam Milesa, by do niego zadzwonił i zaproponował mu spotkanie.

             Umówili się. A właściwie to umówił nas, o czym Cihangir nie miał bladego pojęcia. Nie zgodziłby się na to. Od kilku tygodni ledwo tolerował mój widok i jeśli istniała taka opcja, unikał mnie. Wiadomości przekazywała mi jego nowa asystentka, a wszelkie uwagi do projektów zgłaszał mi w mailach. Ograniczał nasz kontakt do minimum.

             Z jednej strony trochę go za to nienawidziłam, a z drugiej byłam mu wdzięczna. Tęskniłam za nim jak głupia. Brakowało mi go, ale jednocześnie uczyłam się żyć z dala od niego. I szło mi coraz lepiej. Pozornie.

             Po rozmowie z Zacharym zyskałam nieco odwagi i postanowiłam skonfrontować się z Cihangirem. Hilda czekała na moją odpowiedź i nie mogłam odwlekać tego w nieskończoność. Wprawdzie wiedziałam, że odmówię, ale jednak chciałam przedyskutować to z Cihangirem. Ta potrzeba była silniejsza ode mnie albo od jakiejkolwiek logiki. Bo przecież proszenie go o zgodę było naprawdę żałośnie głupie. Jednak musiałam. Chciałam usłyszeć to na głos. Z jego ust. Że mnie nie chciał w pobliżu, nigdzie. Po raz kolejny.

             — Co ty tu robisz? — warknął, gdy tylko ujrzał mnie na swoim progu. Mój widok nie sprawił mu radości. Nic dziwnego. Nachodziłam go, naruszałam jego przestrzeń w naprawdę bezczelny sposób. Asekuracyjnie wysunęłam stopę, by zablokować drzwi, gdyby wpadł na to, by zatrzasnąć mi je przed nosem. Mógł to zrobić. Miał do tego pełne prawo. Nie był zadowolony. Kilkukrotnie przypominał mi już, że jest moim szefem i nie mogę pozwalać sobie na taką samowolkę.

             — Wybacz to najście, ale musimy porozmawiać. Zajmę ci tylko chwilę — odpowiedziałam, wysilając się na lekki, przyjazny uśmiech. — Mogę wejść?

             Dziwne to było. Dawniej był powodem mojego uśmiechu. Potrafiłam uśmiechać się do niego godzinami i nie miałam dość. A później został tylko niepokój, że ten gest zostanie źle odebrany. Bo nie miałam prawda się do niego zbliżać. Nie w taki sposób.

             — Czekam na kogoś — odpowiedział, nadal blokując mi wejście.

            Westchnęłam ciężko, zaciskając usta w wąską linię. Spodziewałam się oporu, jasne, ale nie na taką skalę. Liczyłam na odrobinę dobrej woli z jego strony. I po raz kolejny się rozczarowałam.

             — Wiem. Czekasz na mnie — odparłam, wzruszając lekko, z pozoru niedbale ramionami, chociaż tak naprawdę byłam przerażona.

             Nie potrafiłam już z nim rozmawiać. I to było przykre. Bo do niedawna był osobą, z którą rozmawiałam najwięcej. I najłatwiej mi to przychodziło. Naturalnie wręcz. O wszystkim i o niczym.

             — Wciągnęłaś w to Milesa? Naprawdę? — zapytał gorzko, kręcąc z niedowierzaniem głową. Skapitulował i wpuścił mnie do środka.

         Wykorzystałam to od razu, bo nie chciałam, by się rozmyślił, a mógł.

             — Inaczej byś się nie zgodził. A ja nie chciałam czekać — wyjaśniłam. — I zrobił to bardzo niechętnie.

             — Ile razy mam ci powtórzyć, że nie chcę cię znać, by to w końcu do ciebie dotarło? Gardzę oszustami. A ty jesteś oszustką, Mio — skwitował chłodno, rzucając mi pełne pogardy spojrzenie.

Nie wiń mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz