9.2 Ten, w którym Mia zostaje nazwana Urwisem.

3.8K 414 313
                                    

          Wzięłam kilka głębszych wdechów, nie chcąc wybuchnąć. To nie był dobry czas ani tym bardziej miejsce, by wyrzucać pracodawcy, co się o nim naprawdę myślało. Nie powinnam złościć się o to, ale skutecznie wyprowadził mnie z równowagi.

          Wyglądając tak jak on, nie potrzebował asystentki do tego, by organizować swoje randki. Nie potrafiłam pojąć, dlaczego w ogóle to zrobił. Dbał o swoją prywatność, a przecież pracowałam dla niego na tyle krótko, że nie mógł mi jeszcze w pełni zaufać. Zaufanie nie było czymś, co łatwo było zdobyć w naszym świecie. Sprzedanie takiej informacji mogłoby zasilić moje konto o pokaźną sumkę. Nigdy bym nie posunęła się do czegoś takiego, ale on nie mógł mieć takiej pewności.

          Więc albo mi bezgranicznie ufał, albo był skończonym idiotą.

          Zaklęłam pod nosem, wygładziłam materiał sukienki i właśnie wtedy Cihangir mnie zauważył. Kąciki jego ust drgnęły, układając się w lekkim, sardonicznym uśmieszku. Zacisnęłam dłoń w pięść i odwzajemniłam gest, z wielkim wysiłkiem. Dużo bardziej miałam ochotę krzyczeć, niż się uśmiechać.

          Ciężko było mi zrozumieć postępowanie własnego szefa. Miałam go za odpowiedzialnego i inteligentnego faceta, chociaż czasami sam sobie przeczył, udowadniając mi tym samym, że się myliłam.

          Nie lubiłam się mylić.

          — Udało się? — zapytał, pocierając kciukiem po brwi.

          Zmrużyłam oczy, chcąc odpyskować, ale w porę się opamiętałam. Pytał przecież o dostawę, co do której miałam zdobyć informację.

          A ja miałam być profesjonalistką, idealną asystentką i właśnie na tym się skupiłam. Na pracy. Nie złości, która zalewała moje ciało niczym kwas.

          — Tak, oczywiście. Wszystko załatwione, materiały będą tutaj najpóźniej za trzy godziny — zapewniłam, zakładając zbłąkany kosmyk włosów za ucho.

          Cihangir, chciał coś dodać, ale usłyszeliśmy dźwięk telefonu. Mojego. Służbowego. Wzruszyłam ramionami, wygrzebałam go z torebki i odebrałam.

          W pełni oddałam się rozmowie, jednocześnie podążając za Cihangirem. Dla bezpieczeństwa oparł dłoń na dole moich pleców, gotowy złapać mnie w każdej chwili, gdybym znowu miała stracić równowagę. Chciałam, by ten gest nie zrobił na mnie wrażenia, ale jednak było inaczej. Nic nie mogłam na to poradzić.

          Pożegnał się z kilkoma osobami, wymieniając z nimi krótkie uściski dłoni. Oddaliśmy kaski i wsiedliśmy do samochodu. W tym czasie potwierdziłam kilka spotkań, wprowadzając je do grafiku szefa.

          — Dzisiaj na dwudziestą zarezerwowałam stolik w Ferraro — oświadczyłam, kończąc kolejne połączenie.

          Nie było łatwo to osiągnąć, z dnia na dzień, ale na całe szczęście odpowiednia ilość gotówki ułatwiała sprawę. I nazwisko.

          Cihangir zmarszczył lekko brwi, rzucając mi pytające spojrzenie.

          — Twoja randka, nie pamiętasz? — mruknęłam, nie potrafiąc nad tym zapanować.

          W samochodzie rozbrzmiał jego gardłowy śmiech. Nie spodziewałam się po nim takiej reakcji. Prędzej, że mnie skrytykuje za zbyt sarkastyczny ton. I przypomni, że był moim szefem, a nie kolegą, co już kilka razy mu się zdarzyło.

          — Pamiętam, pamiętam. Wydawało mi się jednak, że plan był nieco inny. Agentka Aurory wysłała ci wskazówki, prawda? — odparł, nadal się uśmiechając.

Nie wiń mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz