11.3 Ten z dziwną Mią.

3.7K 400 425
                                    

          Jennifer wstała, więc zrobiłam to samo. Spojrzała na mnie ponownie i poszerzyła swój uśmiech. Wywróciła mój światopogląd do góry nogami i właściwie niewiele sobie z tego robiła. Nie przejęła się tym, podczas gdy ja nie potrafiłam pozbyć się kotłujących myśli. Ciężko mi było porzucić chęci analizowania całej rozmowy.

          — Gdybyś chciała o tym pogadać, o Cihangirze, Miguelu albo czymkolwiek, wiesz, że jestem dla ciebie zawsze, prawda? — zapytała łagodnie, opierając dłoń na moim ramieniu. Zacisnęła ją, jakby chciała dodać mi otuchy, dostrzegając najpewniej mój nieco roztrzęsiony stan. Najwyraźniej nie byłam zbyt dobrą aktorką. — Niezależnie od pory dnia i nocy, dobrze?

          — Jasne, ale na razie nie ma o czym mówić. Nic się nie wydarzyło — zapewniłam, odwzajemniając jej uśmiech.

          Kłamałam, ponieważ nawet jeśli była to zwyczajna rozmowa, dla mnie zmieniała wszystko. O ile tylko była prawdą, a nie wymysłem zbyt bujnej wyobraźni Jennifer. Nie miałam pojęcia, dlaczego, ale wolałam drugą opcję.

          — Ale zakładasz, że się wydarzy, znam cię — dodała, kręcąc z niedowierzaniem głową. — I właściwie tego się po tobie spodziewam, tobie zawsze coś się przydarza — dorzuciła, obejmując mnie w ramach pożegnania. Ucałowała mój policzek i skrzyżowała ze sobą nasze spojrzenia. — Pamiętaj, jeśli ktoś naprawdę ci się podoba, nie możesz go okłamywać, na dłuższą metę to wszystko niszczy, zawsze. Życie w kłamstwie to nie życie.

          — Poradzę sobie — zapewniłam, odsuwając się nieznacznie.

          Nie istniała inna opcja. Zawsze było jakieś rozwiązanie, nawet jeśli początkowo wydawało nam się, że sytuacja jest skrajnie beznadziejna. Chciałam w to wierzyć.

          — I to mnie martwi, Mia — odparła, mrużąc podejrzliwie oczy. — Kombinujesz, niepotrzebnie kombinujesz, ale nie będę ci mówiła, jak masz żyć, to nie moja rola. Pójdę już, zrobiło się późno — dorzuciła i się odwróciła.

          Dokładnie w tamtym momencie, usłyszałyśmy trzask przekręcanego zamka i w mieszkaniu pojawił się Miguel.

          Przełknęłam cicho ślinę, odczuwając dziwny dyskomfort. Zbyt wiele myśli kłębiło się w mojej głowie, nie potrafiąc połączyć się w jakąś logiczną całość. Nie byłam gotowa, by zadać mężczyźnie pytania, na które pragnęłam odpowiedzi. To nie był właściwy moment, chociaż wiedziałam, że dopóki nie poznam prawdy, będzie mnie to męczyć.

          — Och, widzę, że zaczęłyście imprezę beze mnie — skomentował, rozglądając się po wnętrzu. Przesunął wzrokiem po pustych kieliszkach i butelce, aż zatrzymał go na mnie. — Cześć, dziewczyny.

          — A co się stało z panią Jennifer?! — pisnęłam, nie bardzo myśląc nad tym, co właściwie powiedziałam.

          Wszystko było lepsze od pytania go o siostrę bądź uczucia, które mógł względem mnie żywić.

          — Amelio, dobrze się czujesz? — zapytała Jen, spoglądając na mnie podejrzliwie. Sam fakt, że użyła mojego pełnego imienia, powinien być dla mnie ostrzeżeniem. Rzadko korzystała z tej formy. — Jaka pani Jennifer? Znamy się od przeszło dekady i oficjalnie nie jest moim pracownikiem. W towarzystwie zachowujemy pozory, ale tutaj? To byłoby bez sensu — zaśmiała się, kręcąc z rozbawieniem głową.

          Miałam pewność, że Jennifer na tyle lubiła Miguela, że była w stanie odezwać się do niego wszędzie. Nie należała do osób, które mogłyby udawać, że kogoś nie znają tylko dlatego, że ktoś nie posiadał odpowiedniej ilości zer na koncie. Pod tym względem byłyśmy podobne. Właściwie, jeśli by nad tym pomyśleć, w wielu kwestiach myślałyśmy podobnie. To Miguel wymagał od nas, byśmy zachowywały się odpowiednio, ponieważ nie chciał stracić miana najlepszego pracownika. Ochrona nie powinna spoufalać się z pracodawcami. Czy jakoś tak?

Nie wiń mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz