16.1 Ten z pożegnaniem.

2.7K 276 221
                                    

        — Mia, hej, poczekaj — usłyszałam za sobą, więc zatrzymałam się i odwróciłam głowę, by zorientować się, kto do mnie mówił. Zobaczyłam przed sobą jedną z pracownic biura. Architektka wnętrz — Elizabeth — o ile pamięć mnie nie myliła.

        — Cześć — odparłam automatycznie, wysilając się na uprzejmy uśmiech. Poprawiłam zbłąkany kosmyk włosów, który opadł mi na czoło i spojrzałam na nią, czekając. Wiedziałam, że na własne życzenie izolowałam się od pracowników, więc nie oczekiwałam od nikogo wielkiej przyjaźni. Wystarczała mi uprzejmość, do której sama się ograniczałam. Tak było łatwiej. Nie musiałam więcej kłamać.

        Spieszyłam się. Cihangir czekał na dokumenty, a wiedziałam, że nie grzeszył cierpliwością. Zwłaszcza wtedy, ponieważ odniosłam wrażenie, że wstał lewą nogą. Mogłam jednak poświęcić jej kilka minut i nie narazić się na gniew szefa.

        — Wychodzimy z dziewczynami dzisiaj na drinka i chciałyśmy zapytać, czy nie masz ochoty pójść z nami? Ewentualnie na lunch. Na lunch też idziemy razem — powiedziała, odwzajemniając mój uśmiech.

        Dopiero gdy użyła liczby mnogiej, zauważyłam, że za jej plecami stały jeszcze dwie kobiety, które bacznie nam się przyglądały, szepcząc między sobą.

        I chociaż ich zaproszenie było miłe, nie miałam pojęcia, dlaczego w ogóle tego chciały. Byłam asystentką Cihangira, a to sprawiało, że większa część personelu raczej mnie unikała, bojąc się, że będę na nich donosić. Nie ułatwiałam im również nawiązywania ze mną kontaktów, ponieważ tego nie chciałam. Im mniej osób mnie znało, tym większe było prawdopodobieństwo, że moje kłamstwo nie wyjdzie na jaw. Na tym mi zależało. Bym to ja się przyznała. Taki miałam plan. Lekko rozchyliłam usta, ale jak tylko zorientowałam się, że zbyt jawnie okazałam własne zaskoczenie, przesunęłam językiem po wardze i poszerzyłam uśmiech.

        — Wspólny lunch brzmi świetnie — odpowiedziałam. Nie mogłam ciągle uciekać przed ludźmi i zgrywać niedostępnej księżniczki. — Chociaż, mogę wiedzieć, skąd ta zmiana? Tak z ciekawości?

        — Rozmawiałyśmy z Milesem. Opowiedział nam, co się działo w klubie i wychodzi na to, że jesteś człowiekiem, jak my. Co więcej, masz super narzeczonego i chciałyśmy cię poznać. Źle cię oceniałyśmy, ale wszystkie asystentki szefa znikały stąd szybciej, niż ktokolwiek zdołał się, chociaż do nich odezwać. Stąd nasz dystans — wyjaśniła. — Ty jednak świetnie sobie radzisz i wierzymy, że z nami zostaniesz. I Miles bardzo cię lubi. I wydaje nam się, że ty jego też.

        — Opowiedział wam o tym, co się działo w klubie? — powtórzyłam po niej, powstrzymując się od skrzywienia. Skupiłam się tylko na pierwszej części jej wypowiedzi. Resztę zignorowałam. Zupełnie wyleciało mi z głowy to, że go widziałam, że Miles też był w tamtym klubie. — Miałam nadzieję, że nikt tego nie widział. Miguel mnie zabije.

        — Miguel? Ciebie? Coś ty, facet cię kocha. Nie wiem, jak znalazłaś taki ideał, ale trzymaj się go. Niewielu jest gotowych robić takie rzeczy. — Uśmiechnęła się szeroko, z wyraźnym rozmarzeniem.

        Gdyby znała prawdę, wcale nie uważałaby tego za tak romantyczny gest. Westchnęłam cicho. Miała zamiar coś jeszcze dodać, ale wyraźnie się spięła i wyprostowała. Coś było nie tak. Odwróciłam głowę, by napotkać rozgniewane spojrzenie szefa, które stało się powodem zdenerwowania pracownicy. Gdyby istniała możliwość zabijania wzrokiem, obydwie leżałybyśmy martwe u jego stóp. Na szczęście byłam uodporniona na takie ataki po tych kilku tygodniach, które spędziłam, pracując dla niego. Przyzwyczaiłam się do tego, że takie zachowanie należy ignorować. Dla własnego bezpieczeństwa.

Nie wiń mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz