19.1 Ten, w którym odzywa się Miguel.

2.2K 229 332
                                    

        — Przekażesz to szefowi? — zapytał Neal, spoglądając na mnie z błaganiem.

       Domyślałam się, dlaczego sam nie chciał tego zrobić. Wiedział, że Cihangir się wścieknie, więc wolał, bym to ja dostała ochrzan. W pracy panował istny kocioł. Jeden z naszych głównych, a właściwie najważniejszych klientów odrzucił projekt i musieliśmy zaprezentować zmiany, jak najszybciej, jeśli chcieliśmy kontynuować współpracę. Początkowo wydawało się, że projekt kurortu mamy już w kieszeni.

        Pan Carroll chętnie oglądał prezentacje i nie zgłaszał żadnych sprzeciwów — aż do ostatniego spotkania, gdy okazało się, że jednak jego wizja jest inna, niż nasza. Oczywiście, miał do tego prawo, ale łatwiej byłoby, gdyby zgłosił własne zastrzeżenia na początkowym etapie projektu, nie gdy rysunki były gotowe, a całość praktycznie zatwierdzona. Niestety, prawdą było, że to klient rządził nami, więc bez słowa sprzeciwu, zgodziliśmy się na wszelkie zmiany. A właściwie to Cihangir podczas spotkania.

       Nerwowa atmosfera udzielała się każdemu, zwłaszcza architektom, którzy musieli tworzyć szkice od nowa. Od podstaw. Absurdalne w tej sytuacji było to, że odczuwałam ulgę — nawał pracy pozwalał mi nie mierzyć się z własnymi wątpliwościami. Nie musiałam rozmawiać z Cihangirem o incydencie, który miał miejsce kilka dni wcześniej. Nad ranem wyrzuciłam go z mieszkania, ponieważ Xiomara miała jakiś kryzys i wpadła cała zapłakana, a później konsekwentnie cały weekend unikałam jego telefonów, wysyłając mu krótką, lakoniczną wiadomość, informując, że jestem bardzo zajęta. Byłam, zadręczaniem się.

       Ciągle było coś ważniejszego i oboje spędzaliśmy w firmie znacznie więcej czasu, niż powinniśmy. Właściwie moglibyśmy już zacząć w niej nocować, by ułatwić sobie wszystko.

       — Ile czasu potrzebujesz, Neal? Potrzebne mi konkretny. Szef osobiście sprawdza wszystko, sam wiesz — dopytywałam, wiedząc, że Cihangir nie zadowoli się zdawkowymi odpowiedziami. Spojrzałam mu przez ramię na ekran, chcąc zorientować się, na jakim etapie kreślenia był.

       — Jutro. Jutro będzie gotowe, słowo. Potrzebuję czasu do jutra — odparł, zerkając na mnie przelotnie. Nerwowo kreśląc coś w tablecie rysikiem. Wiedział, jaka odpowiedzialność na nim ciążyła.

       — Jutro o dziewiątej chcę widzieć wszystkie pliki na dysku — powiedziałam, licząc na to, że weźmie moje słowa na poważnie. Nie mieliśmy czasu na dopraszanie się o takie rzeczy. — Nie będę ci już przeszkadzać, pracuj. Ale pamiętaj, że ta część budynku ma być głównie szklana, chcą maksymalnie wykorzystać widok na morze — dorzuciłam, wskazując palcem miejsce, o które mi chodziło.

       Wszyscy żyliśmy tym projektem, a ja orientowałam się najlepiej w aktualnych poprawkach, które na bieżąco były nanoszone — ponieważ przekazywałam wszystko Cihangirowi. Byłam jego uszami i oczami. Natłok obowiązków pozwalał mi nie myśleć, ani o Miguelu, ani o Cihangirze. Oboje spędzali spokojny sen z moich powiek, ale każdy w inny sposób. Nie potrafiłam ich wyrzucić z głowy.

       — Dzięki, Mia, ratujesz mi życie. Sama wiesz, że nie potrafię rozmawiać z szefem. Ten facet mnie przeraża. Wszystkich. Tylko ty umiesz się mu postawić — zauważył, odwzajemniając mój uśmiech. — Jakbyś nie bała się, że może cię zwolnić.

       — Dlatego jestem jego asystentką. Pierwsza na linii frontu — zażartowałam, spoglądając na telefon. — Nie znajdzie lepszej ode mnie, długo wytrzymałam, więc jestem spokojna — wyjaśniłam, wcale nie mijając się z prawdą.

       Oczywiście, Cihangir nadal komentował to, że nie potrafiłam porządnie zaparzyć kawy, ale niczego innego się nie czepiał. Nie mógł. Grafik układałam mu prawidłowo, nie zaliczałam wpadek, a i pomagałam przy projektach. Pozwalał mi na to, za co byłam mu wdzięczna.

Nie wiń mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz