Rozdział XLIII

1.7K 293 84
                                    

Wkrótce Josephine i Vitalis zostali zawołani przez Thomasa z powrotem do stolika, gdzie za moment miało zostać coś zaserwowane.

- Chyba zbiera się na burzę - powiedział Jeremiasz, odsuwając krzesło dla Klarysy i wskazując na blok granatowych chmur, które zbliżały się w ich kierunku.

- Rozmawiałam ze służbą, najwyżej zakończymy podwieczorek wcześniej. Na razie nie ma obaw, te burze często przechodzą bokiem. Choć oczywiście w razie niepogody wy możecie pozostać w pałacu - wyjaśniła Klarysa, powoli zajmując swoje miejsce. Jo patrzyła na nią z rezygnacją, zastanawiając się, czy siadać też będzie musiała się nauczyć na nowo.

- Właśnie też rozmawialiśmy z Josephine o pogodzie - powiedział Vitalis, na co Isla prychnęła.

- Wow, o pogodzie... No, Jo, Vitalis to ci musi zapewniać tonę rozrywki...

Vitalis zmrużył oczy, a Josephine, choć była zadowolona z rozmów z nim, miała ochotę się zaśmiać.

- Isla, a z kim ty idziesz na najbliższy bal, przypomnij mi...? - zapytał Vitalis perfidnie, chcąc się odgryźć.

- A to nie jest twój interes w ogóle.

- Czyli książę Duncan. - Zaśmiał się Vitalis.

- Jak ja ci zaraz...

- Wybaczcie, że przerwę rozmowę - wtrącił Thomas, znikąd pojawiając się z wielką tacą, którą zgrabnie położył na stół pomiędzy Vitalisem, a Jo.

- O, w samą porę - powiedziała wyraźnie zadowolona Klarysa. Thomas posłał jej krótki uśmiech, po czym pospiesznie się wycofał.

Josephine zwróciła wzrok na stół: postawiono przed nimi dziesięć różnych tortów pociętych na przebite wykałaczkami malutkie kawałeczki, które na raz można było włożyć do ust. Kolejny sługa postawił taką samą tacę przed Klarysą.

- Jedno z tych ciast będzie smakiem naszego tortu weselnego i chciałabym byście ich spróbowali razem z nami... Chcę usłyszeć wasze opinie.

- No, Klarysa... To dopiero zaszczyt. Tort to najważniejsza część tego wesela.

- Dlatego starannie dobieram degustatorów, Vitalisie - odparła ze śmiechem. - Proszę, próbujcie i nie krępujcie się powiedzieć, jak wam smakują.

Josephine zaczęła przyglądać się poszczególnym kawałkom, po ich kolorach próbując się domyślić, jak mogły smakować. W końcu zdecydowała się na ciasto z różowawym kremem w środku i ledwo włożyła je do ust, gdy odezwał się Vitalis:

- Jak w ogóle idą przygotowania do ślubu?

To pytanie, pozornie niewinne, wywołało, w opinii Josephine, dość dziwne reakcje. Isla spojrzała na Vitalisa z niedowierzaniem, a następnie ze zmartwieniem na Klarysę, która przełknęła ślinę. Atmosfera w kilka chwil zrobiła się dziwnie napięta, aż nagle odezwał się Jeremiasz:

- Jeszcze tort roboty!

Wszyscy przy stole popatrzyli na niego ze zdezorientowaniem. Josephine czuła, że za moment może zacząć krztusić się swoim słodkim, rozpływającym się w ustach kawałkiem ciasta. Utwierdzała się w przekonaniu, że nigdy jeszcze nie spotkała kogoś takiego jak Jeremiasz i pomyślała, że dobrze, że zapewne nie chodził do zwykłej szkoły, bo miałby w niej ciężko.

- W sensie, tort będzie ciężki i wysoki, czyli duży. Czyli dużo roboty! - wyjaśnił Jeremiasz, zauważywszy, że nikt się nie zaśmiał.

Wszyscy wciąż milczeli poza Josephine, która zaczęła się krztusić ciastem.

Nie Mogę Odebrać, Zostałam KsiężniczkąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz