Rozdział L

1K 130 10
                                    

Klarysa leżała na łóżku w wyznaczonej dla niej komnacie i wpatrywała się w sufit, biorąc głębokie wdechy. Lekarz jej tego nie zalecił, ale przynajmniej trochę pomagało to ukoić nerwy, zanim zdecydowałaby się na kolejną tabletkę. Ile można było ich brać, zanim zrobiłoby się to naprawdę niebezpieczne?

Wiedziała, że nie powinna, lecz czuła, że właśnie tak przeleży cały czas pozostały do przymiarek. Była piękna pogoda, a tuż za oknem hektary przepięknych ogrodów, najpiękniejszych, jakie cała Lamaria miała do zaoferowania, proszących się o to, by się po nich przespacerować... Mogłaby zabrać Josephine, wszystko jej pokazać, poopowiadać...

Ale zwyczajnie nie miała na to siły.

Ta sytuacja nie posiadała wyjścia, które Klarysie dałoby spokój ducha. Z jednej strony nie potrafiła z siebie wykrzesać ani iskry, by coś ze sobą zrobić - zwłaszcza, że wieczorem musiała jeszcze zaprezentować się na uroczystej kolacji - a z drugiej czuła się winna, że nie pomaga Josephine najlepiej, jak mogła.

Sama nie wiedziała, czego wtedy potrzebowała, co mogłoby pomóc temu stanowi beznadziei, w którym trwała... Lekarz zalecił brak stresu, ale na jej pozycji to nie wchodziło przecież w grę.

Klarysa sięgnęła po leżący na szafce telefon, lecz na ekranie nie wyświetlała się wiadomość, na którą wtedy czekała, a która na pewno poprawiłaby jej humor. Przez chwilę wpatrywała się w urządzenie bez żadnego konkretnego celu, aż wreszcie otworzyła kontakty... I nagle ją olśniło.

Był przecież ktoś, kto zawsze wiedział, czego potrzebowała.

Wystarczyły dwa kliknięcia, a potem Klarysa miała już telefon przy uchu:

- Thomas? Masz wolną chwilę?

Thomas, który był kompletnie zaskoczony telefonem od niej, prawie upuścił komórkę na marmurową podłogę.

- Tak, tak, Josephine odesłała mnie na odpoczynek - odparł pospiesznie.

- Och... To nie będę ci zabierać czasu.

- Nie, nie, proszę, powiedz, czego potrzebujesz - przekonywał chłopak, a Klarysa uśmiechnęła się sama do siebie. Znała go zbyt dobrze, żeby wiedzieć, że już nie odpuści.

- Mógłbyś do mnie przyjść na moment?

- Już idę - odpowiedział bez zawahania, po czym rozłączył się, będąc już w biegu.

Klarysa ledwo podniosła się do pozycji siedzącej, gdy już usłyszała pukanie do drzwi. Zezwoliła na wejście, by za moment zobaczyć wyraźnie przejętego Thomasa.

- W czym mogę pomóc, wasza wysokość?

Dziewczyna zdziwiła się sama sobie, ale zaśmiała się, bo już dawno tak do niej nie mówił. Gestem pokazała mu, by wszedł do środka, tak też więc zrobił i zamknął za sobą drzwi.

- Wybacz, że wyciągam cię z odpoczynku. Wiem, że teraz odpowiadasz za Josephine, ale tobie ufam najbardziej...

- Nie ma o czym mówić - przekonywał Thomas, zbliżając się do łóżka, by stanąć naprzeciw niej.

- Ja... Nie czuję się najlepiej, ale martwię się o Josephine. Mogłabym cię poprosić, byś przygotował ją na dzisiejszą kolację? Czuję się winna, że nie jestem teraz z nią i o wszystkim jej nie mówię, ale... - Urwała, wpatrując się gdzieś w swoje palce.

- Oczywiście, że to zrobię - odparł Thomas bez zawahania, zastanawiając się, czemu Klarysa myślała, że w ogóle musiałaby go o to prosić. - I nie czuj się winna. W zasadzie pomoc jej nie leży w twoich obowiązkach.

- Jak to nie, Thomas? - Klarysa gwałtownie uniosła głowę, patrząc na niego z niedowierzaniem. - Zaraz będę królową, muszę dbać o wszystkich.

Chłopak z trudem powstrzymał się od westchnięcia. Znał Klarysę już wystarczająco długo, by wiedzieć, że zawsze brała na siebie odpowiedzialność za wszystko, a odkąd oficjalnie przygotowywała się do koronacji, zupełnie ześwirowała na tym punkcie. Obawiał się, że kiedyś to ją wykończy.

- W żaden sposób nie śmiałbym umniejszać twoim zdolnościom - zaczął Thomas, starając się brzmieć dyplomatycznie - ale nawet ty nie jesteś w stanie zadbać o absolutnie każdego w Lamarii. Nikt nie może brać na siebie takiej odpowiedzialności.

Dziewczyna ponownie spuściła wzrok, bo wiedziała, że miał rację, a mimo wszystko nerwy z tym związane zupełnie jej nie opuszczały. Thomas doskonale widział ten smutek, a i potworne zmęczenie na jej twarzy, pamiętał też słowa Josephine o otrzymanej przez Klarysie diagnozie. Nie potrafił tego tak po prostu zostawić.

- Klarysa... Ja wiem, że nie powinienem się wtrącać, ale... - zaczął niepewnie, podchodząc jeszcze bliżej. - Ale widzę, że w ostatnim czasie jest coś nie tak - dokończył, poniekąd obawiając się, czy nie posunął się za daleko... A z drugiej strony wiedząc, że ona nigdy by go nie zganiła, nawet jakby zrobił coś źle.

Dziewczyna nawet nie próbowała zaprzeczać. Thomas znał ją przecież na wylot.

- Prawdą jest, że ostatnio mam trochę cięższy okres, ale to... To naturalne z tym wszystkim, co się dzieje. Ślub, koronacja, powrót Josephine... Każdy chyba stresuje się swoim ślubem. - Ostatnie zdanie wypowiedziała ze śmiechem, próbując to jakoś zbyć, ale ten śmiech nie był prawdziwy.

Thomas był szczerze zmartwiony.

- Gdybym mógł jakoś pomóc...

- Muszę tylko trochę odpocząć - przerwała mu Klarysa stanowczo. - Po tym będzie już w porządku. Nie chcę tylko zawieść Josephine...

- Obiecuję, że się nią zajmę - zadeklarował Thomas, jednocześnie chcąc jakkolwiek dodać otuchy dziewczynie poprzez położenie ręki na jej ramieniu, dłoni, gdziekolwiek, ale zdawał sobie sprawę z tego, że nie mógł. - A ty może... Się położysz?

- W sensie spać? - Klarysa spojrzała na łóżko, które niezwykle ją kusiło. - Nie powinnam...

- Mogę im wszystkim powiedzieć, że jesteś niezwykle zajęta i do przymiarek nie mogą cię zajmować.

Klarysa o mało się nie zapowietrzyła na te słowa, bo tamta propozycja była bardziej niż kusząca. W ostatnim czasie spanie w dzień było stałym elementem jej rutyny, za co też się obwiniała, ale czasem ucieczka w sen wydawała się jej jedynym rozwiązaniem.

- Thomas, nie wiem, czy mogę.

- A czy zdrowie przyszłej królowej nie jest najważniejsze?

Tu miał rację, nie mogła się kłócić.

- Ale gdyby tylko coś się działo, to natychmiast do mnie zadzwoń.

Uśmiech pojawił się na twarzy chłopaka, gdy zrozumiał, że udało mu się ją przekonać. Może nie było to wiele, ale liczył, że choć trochę jej pomoże.

- Mógłbym powiedzieć ci to samo. Pójdę już w takim razie... I na wszelki wypadek zadzwonię przed przymiarkami. - Thomas powoli zaczął się wycofywać, a Klarysa patrzyła na niego z wdzięcznością.

- Nie wiem, jak ci dziękować, Thomas - szepnęła, na co on pokręcił tylko głową.

- Nie masz za co.

Chłopak wyszedł, a Klarysa z ulgą rzuciła się z powrotem na łóżko. Skoro dostała od kogoś swego rodzaju "pozwolenie" na drzemkę, to mogła na nią przystać, choć oczywiście jako przyszła królowa nie potrzebowała pozwoleń od nikogo.

Jeszcze zanim ułożyła się do snu, spojrzała ostatni raz na telefon, a tam ujrzała wiadomość, która od razu napełniła wielką radością ją całą.

Nicholas: za moment dojedziemy do Blom

Nie Mogę Odebrać, Zostałam KsiężniczkąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz