Rozdział XXVIII

2.4K 381 110
                                    

Przez następne kilkadziesiąt minut Klarysa przedstawiała Josephine hrabiny i hrabiów z poszczególnych hrabstw w Lamarii. Było ich tyle, że dziewczyna nie była w stanie zapamiętać ich imion czy nazw poszczególnych krain, ale z Klarysą i Jeremiaszem czuła się znacznie pewniej, zwłaszcza, że to jej kuzynka zazwyczaj załatwiała całe gadanie. Później był jeszcze jeden niezręczny posiłek, kolejny równie niezręczny taniec z hrabią (o ile Josephine dobrze zapamiętała) Polpo i wreszcie do Jo podszedł Thomas z uśmiechem.

- I jak się bawiłaś? - zapytał, a dziewczyna spojrzała na niego wielkimi oczyma.

- Czekaj, co? - powiedziała zdumiona, rozglądając się po sali, po której wciąż kręciło się sporo osób. - Boże, to już? To koniec? - dopytywała z nadzieją.

Thomas zaśmiał się delikatnie przez jej entuzjazm.

- Tak. Służba teraz będzie odprowadzać wszystkich do ich komnat - wyjaśnił spokojnie. - Ja jestem oczywiście dla ciebie.

Jo złożyła ręce jak do modlitwy i spojrzała w niebo.

- Boże, dziękuję - szepnęła, a następnie z powrotem spojrzała na Thomasa. - Mogę się o ciebie oprzeć? Bo te buty mnie zabijają, nigdy nie chodzę obcasach.

- Oczywiście - odparł chłopak, oferując jej swoje ramię, a następnie zaczął ją powoli prowadzić w stronę jej komnaty. Gdy tam dotarli, Jo bez zawahania zrzuciła uciskające ją buty i, nadal w sukience, ostentacyjnje rzuciła się na łóżko.

- Mam dosyć, mam dosyć - powiedziała, czując, jak schodzą z niej nerwy i zażenowanie całego wieczoru.

- Przygotować ci kąpiel czy...?

- Tak, proszę, błagam - wypaliła Jo, zanim wciąż stojący przy drzwiach Thomas mógł skończyć pytanie. - Ale zanim sobie pójdziesz, to posiedź tu ze mną, muszę z kimś normalnym porozmawiać, by odreagować.

- Było aż tak źle? - zapytał zmartwiony Thomas, powoli podchodząc do ciężkich, niebieskich zasłon, by je spuścić.

Jo westchnęła, podnosząc się do pozycji siedzącej i wzruszając ramionami.

- Nie wiem. Wiem teraz tylko, że tu nie pasuję, Thomas. To wszystko zupełnie nie moja bajka.

- To dopiero pierwszy raz, przyzwyczaisz się - powiedział chłopak, chcąc ją jakoś pocieszyć, jednak zdawało się to nie działać.

- Wątpię. - Jo pokręciła głową. - Ci ludzie mnie przerażają... Taki Nicholas na przykład. Był bardzo miły, ale i tak boję się z nim rozmawiać... Gdyby nie Isla, to chyba bym całkiem zwariowała z nerwów i strachu.

- Fakt, Isla jest dosyć... Inna od większości dam - przyznał Thomas, ostrożnie dobierając słowa.

- No, i w ogóle... - zaczęła, po czym zorientowała się, że chłopak wciąż stał. - Hej, nie stój tak, siadaj. Widziałam, ile się dziś nastałeś.

Wyraźnie zmęczony chłopak nawet nie protestował i usiadł obok niej na łóżku.

- Dziękuję - wymamrotał pospiesznie, jednocześnie wdzięczny i skonfliktowany.

- Gdybym mogła chociaż z tobą rozmawiać, to byłoby lepiej - powiedziała Jo zgodnie z prawdą. - A teraz co, na każdym tym przyjęciu tak będzie? Nawet Klarysa mówiła, że ta zasada jej przeszkadza.

Thomas uniósł brwi, widocznie zaintrygowany.

- Tak powiedziała...?

- No tak - odparła Josephine, po czym nagle sobie o czymś przypomniała. - Swoją drogą, ty byłeś jej sługą, prawda? Nadal nie rozumiem, czemu księżna Irena przydzieliła cię do mnie.

Thomas zamyślił się na moment i unikał wzroku księżniczki. Wreszcie westchnął i zaczął powoli mówić:

- Cóż... Klarysa już dawno nie potrzebuje nikogo, kto przypomina jej o zasadach etykiety czy tym podobnych. Ona teraz potrzebuje tylko ochrony, a widziałaś, jacy są Sebastian i Philip: wysportowani, umięśnieni... I jeszcze wyszkoleni w sztukach walki. Ja już nie jestem jej potrzebny, ale tobie.

Jo potrafiła to zrozumieć. Thomas był bardzo chudy, wyglądał czasem, jakby się urwał z podstawówki... I był jej potrzebny.

- Thomas, to strasznie miłe... - powiedziała Jo, po czym spuściła głowę. - Ale nawet nie wiesz, ile bym teraz oddała, by być z powrotem na farmie. By nie wiem, usypiać ciężarną krowę czy biegać za Hildą... To wszystko - tu wskazała na swoją suknię - tak bardzo ode mnie odstaje.

Zapadła chwila ciszy, w czasie której Thomas nie wiedział, co powiedzieć, a Josephine patrzyła smutno na swoje ręce. Myślała nad czymś i wreszcie postanowiła to powiedzieć.

- Mogę cię przytulić? - zapytała cicho, patrząc na Thomasa z nadzieją. Ten od razu się wycofał.

- Nie wolno mi cię tak dotykać...

- Ale ja ci każę, Thomas, cholera - powiedziała sfrustrowana Jo, przypomniawszy sobie o swojej władzy. Po tym bez zawahania przysunęła się do niego i objęła go mocno, chcąc się w ten sposób uspokoić.

Thomas był z początku bardzo spięty, a po chwili się rozluźnił i nawet uśmiechnął: w zasadzie to nie pamiętał, kiedy ostatni raz ktoś go przytulał, a było to bardzo miłe. Odwzajemnił uścisk, nieporadnie klepiąc Jo po plecach.

- Tylko lepiej nie mówmy o tym księżnej Irenie - powiedział Thomas, wycofując się ostatecznie. Jo tylko pokręciła głową i ponownie westchnęła.

- Dobra, Thomas, odpuść sobie tę kąpiel, umiem przecież zrobić to sama - stwierdziła, wstając, na co on zrobił to samo. - Idź i odpocznij.

- Ale...

- To rozkaz - przerwała mu Josephine, wiedząc już, że tylko to go przekona. - Wyśpij się, proszę. I jeżeli masz zamiar przynieść mi jutro śniadanie, to jesz ze mną, okej?

- Księżna Irena mnie zabije - powiedział Thomas. - Dziękuję, Josephine. Śpij dobrze.

- Ty też - odparła Jo z uśmiechem. Thomas wyszedł, a dziewczyna znowu posmutniała. Złapała za swój telefon, którego nie mogła wziąć na bal i napisała zarówno ojcu, jak i przyjaciołom tą samą wiadomość:

Jo: Ja się do tego nie nadaję

Po tym odrzuciła komórkę i poszła zrobić sobie kąpiel, chcąc zmyć z siebie cały stres i pot tamtego dnia. Po kąpieli nie odpisała nawet na motywujące wiadomości Danielle czy jej ojca, tylko zasnęła od razu po przyłożeniu głowy do poduszki.

Następnego ranka Thomas wykonał wcześniejsze polecenia księżniczki, a Josephine w czasie śniadania (tym razem gofrów) kolejny raz zwierzyła mu się ze swoich wątpliwości co do tego, czy tam pasowała.

Po przebraniu się już nie w bluzę i legginsy, a tym razem lekką, błękitną suknię z długimi, przezroczystymi rękawami, Thomas zaprowadził Josephine do czegoś w rodzaju gabinetu. Przeważały w nim drewniane meble (głównie biurka i półki na książki), a również podłoga wręcz zlewała się ze ścianami. Dziewczynie kojarzył się on ze scenami z filmów, w których za półką znajdowały się tajemnicze pomieszczenia.

W środku byli Klarysa (ubrana w dokładnie tę samą suknię, co Jo) oraz nieznany księżniczce mężczyzna w garniturze, okularach i z rudymi włosami.

- Witaj, Josephine - powiedziała Klarysa, na co jej kuzynka skinęła głową, nadal nie wiedząc, jak się z nią witać. Dziewczyna zauważyła, że blondynka miała na szyi piękny, złoty łańcuszek z malutką podkową, którego na pewno nie nosiła wcześniej.

- Wasza wysokość. - Mężczyzna w okularach ukłonił się, a Thomas wskazał na niego.

- Wasza wysokość, to jest Noah Pitre, rzecznik prasowy rodziny królewskiej i specjalista od budowania wizerunku  w mediach.

Po wymienieniu grzeczności, Noah wyjaśnił, że zajmie się oficjalnym kontem społecznościowym dla Josephine jako księżniczki, jej wszelkimi starymi profilam i wreszcie specjalną sesją na te konta.

Dla Jo zapowiadał się kolejny długi dzień.

Nie Mogę Odebrać, Zostałam KsiężniczkąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz