Rozdział XXVII

2.2K 377 136
                                    

Josephine chciała się roześmiać, ale postarała się to stłumić. Przyjrzała się natomiast parze, która właśnie do nich podeszła.

Mężczyzna był wysoki i ubrany w biało-czerwony rodzaj munduru z charakterystycznym krzyżem nad sercem. Miał brązowe włosy, zupełnie takie jak Isla i na tyle długie, że, choć Jo nie dałaby głowy, związane z tyłu w kucyka za pomocą kokardki. Stojąca obok, opierająca się o niego dama była oliwkowej karnacji brunetką w pięknej, beżowej sukni.

- Wybacz cokolwiek dziwnego, co mogła wypowiedzieć moja siostra na mój temat, księżniczko Josephine - powiedział mężczyzna, na co Isla wyraźnie powstrzymała się od przewrócenia oczami.

- Same dobre rzeczy - mruknęła.

- Pozwól, że przedstawię się prawidłowo. Rylan, król Malty, a to moja małżonka, Rosalia - dodał i pocałował Jo w dłoń.

- Miło mi poznać... - odparła dziewczyna, znowu czując ten sam strach, co przy wcześniejszych rozmowach.

- Wybacz nam, że nie przywitaliśmy się wcześniej, ale Rosalia nie czuła się zbyt dobrze - wyjaśnił Rylan, wskazując na małżonkę.

- Spodziewamy się potomka - dodała Rosalia, a Jo powiedziała jakby z automatu:

- Och, to... Moje gratulacje.

- Dziękujemy - odparła Rosalia, uśmiechając się. Według Josephine wyglądała na bardzo miłą osobę, podczas gdy Rylan wywierał wrażenie nieco surowszego.

- Nie chcemy zabierać ci wiele czasu, księżniczko Josephine - kontynuował R ylan - ale oboje bardzo się cieszymy z twojego powrotu do Lamarii. Pamiętam króla Fryderyka, był bardzo szlachetnym człowiekiem.

- Dziękuję... - powiedziała Jo niepewnie, nie wiedząc, co tak naprawdę będzie odpowiednie w tej sytuacji.

Po chwili rozmowy pełnej wymieniania grzeczności, które głównie wypowiadał Rylan, on i Rosalia odeszli, a Isla odetchnęła z ulgą.

- Ugh, mam go dosyć - burknęła, kręcąc głową.

- Nie był taki zły - stwierdziła Jo zgodnie z prawdą, ale Isla pozostawała niewzruszona.

- Jest miły, bo ty tu jesteś - powiedziała oczywistym tonem. - Inaczej to na mnie wrzeszczy, że zapraszają mnie jeszcze na bale tylko dlatego, że przyjaźnię się z Klarysą. No i jeszcze to dziecko. Odkąd Rosalia jest w ciąży, wciąż tylko gadają o "potomku". - Isla zrobiła cudzysłów z palców, wypowiadając ostatnie słowo. - Ja rozumiem, dziecko, świetnie. Będę ciotką, wspaniale. Rosalia będzie dobrą mamą, tego też jestem pewna. Ale nie muszą gadać o tym od rana do nocy każdemu, kogo tylko napotkają.

Josephine pokiwała głową, poniekąd ją rozumiejąc. Kiedy znajomi Rogera spodziewali się dziecka, też rozmawiali tylko o tym, co jedenastoletnią Jo wybitnie irytowało.  Mimo tego, była teraz starsza i jakoś bardziej rozumiała całą tę radość.

- Cóż, kiedyś... - zaczęła, ale wtedy do dziewcząt powróciła Klarysa.

- Wybaczcie, że przerywam wam rozmowę, ale muszę kogoś przedstawić Josephine - powiedziała blondynka, uśmiechając się przepraszająco. Jo spojrzała na nią z przerażeniem: marzyła o wszystkim, byle nie musieć znowu rozmawiać z tymi "porządnymi" członkami rodzin królewskich. Obawiała się kolejnej porcji stresu i kompromitacji. Z drugiej strony wiedziała, że z Klarysą mogło być jej nieco łatwiej.

- Wiadomo. W ogóle zapominam, że ludzie cię tu nie znają... - powiedziała Isla. - Ale było przemiło cię poznać, Jo - dodała ze najszczerszym uśmiechem, jaki Josephine dotąd widziała.

Nie Mogę Odebrać, Zostałam KsiężniczkąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz