Rozdział VII

3.2K 535 119
                                    

Podczas gdy w Lamarii wrzało ze względu na przybycie "zaginionej" księżniczki, w innym, nie tak dalekim królestwie wrzało z innego powodu: pierwsze objawy lata dawały się we znaki i słońce świeciło niemiłosiernie mocno. Większość ludzi szukała schronienia przed upałem w domach lub chociaż w cieniu, ale do tej grupie zdecydowanie nie należało dwóch chłopców, którzy puścili się pędem przez piękny, doskonale przystrzyżony i wypielęgnowany ogród, znajdujący się za równie urodziwym zamczyskiem.

Pierwszy z nich mógł mieć więcej niż dziesięć lat i biegł tak, jakby zależało od tego jego życie. Jego długie - jak na chłopca - jasne blond włosy latały przy tym we wszystkie strony, a on sam nie zważał ani na to, ani na swoją elegancką koszulę i nieco obcisłe spodnie, które zdecydowanie nie nadawały się do (i nie ułatwiały) biegania. Chłopak mknął przed siebie z uśmiechem od ucha do ucha, w kierunku ogromnej, marmurowej fontanny znajdującej się na środku całego ogrodu.

Kilka kroków za nim biegł już raczej dorosły młodzieniec, wyglądający trochę jak większa kopia tego pierwszego, tyle, że jego blond loki zdawały się być nieco ciemniejsze. Chłopak był przystojny, dobrze zbudowany i ubrany w dokładnie to samo, co jego mniejszy towarzysz. W swoich zielonych oczach miał tyle dziecięcego obłędu, że ktoś, kto go nie znał, nigdy by nie podejrzewał, że tak naprawdę był dorosłym już księciem.

- Wygrałem! Wygrałem! - zawołał chłopczyk, dotknąwszy swoją chudą ręką białej figurki amorka, która była częścią fontanny, po czym wykonał krótki taniec szczęścia.

- No znowu? - powiedział zdyszany młodzieniec, ocierając pot z czoła. - Charlie, wykończysz mnie kiedyś.

Charlie wystawił język w stronę swojego starszego brata - on również był księciem i na takie zachowanie miał odwagę tylko wtedy, gdy wiedział, że jego rodzice nie mieli szansy go zobaczyć. Królewskie ogrody zaliczały się do tych miejsc, w których zarówno Charlie, jak i jego starszy brat mogli na chwilę zapomnieć o swoim szlachetnym pochodzeniu.

Wykończeni wyścigiem chłopcy dyszeli jeszcze przez chwilę, gdy ich radosną sielankę przerwał donośny głos dochodzący z otwartych drzwi zamku:

- Nicholas!

Nicholas, bo tak miał na imię starszy z braci, westchnął głęboko i uśmiechnął się przepraszająco do brata.

- Zaraz wrócę, młody - powiedział, na co Charlie pokiwał głową i usiadł na skraju fontanny, po czym zaczął obserwować pływające w niej ryby.

Nicholas wyprostował nieco swoją koszulę, choć i tak wiedział, że ojcu nie spodoba się jego prezencja. Mężczyzna o imieniu Lars był surową osobą z tradycjami, i choć pod tym wszystkim bardzo kochał swoich synów, niezbyt dobrze potrafił to okazywać. Gdy Nicholas zobaczył przeszywające spojrzenie siwiejącego mężczyzny spod jego krzaczastych brwi już wiedział, że czekał go kolejny wykład.

- Tak, ojcze? - zapytał spokojnie, tak, jakby nic się nie stało, ale Lars już piorunował go wzrokiem i zakładał ręce na swojej śnieżnobiałej koszuli.

- Jak ty wyglądasz? - zapytał, patrząc z dezaprobatą na pogniecioną koszulę syna i jego czerwone od biegu policzki. - Czy tak powinien wyglądać mój następca?

Nicholas przymknął oczy. Był raczej spokojny, jednak w relacjach z ojcem potrafił robić się gwałtowny, więc odliczył w głowie do trzech i odpowiedział:

- Wiesz, że robię to dla Charliego, chcę, żeby miał coś z dziecińs...

- Nicholas! - przerwał mu stanowczo mężczyzna. - Niedługo się żenisz, wydoroślej wreszcie! Charles może i ma dziewięć lat, ale ty już dawno nie.

- Ale ojcze, ja jej nie kocham - argumentował Nicholas, któremu ojciec przypomniał o jego przyszłej żonie, a na której myśl młody książè od razu tracił humor. - Ba, ja jej nawet nie lubię. Szanuję, jak każdą kobietę, ale...

- A od kiedy to uczucia wchodzą w grę w polityce - przerwał mu ponownie Lars, nieczuły na wyznanie syna. - Magdalene to urocza dziewczyna, w dodatku z drugiego największego hrabstwa w Lamarii. Nie jestem w stanie nawet wymyślić sobie kogoś lepszego.

Nicholas zrobił taką minę, jakby samo zestawienie słów "Magdalene" i "urocza" przyprawiało go o mdłości. Spotkał ją zaledwie trzy czy cztery razy, ale już wiedział, że znacznie niższa od niego brunetka była kompletnym przeciwieństwem kogoś, z kim chciałby spędzić resztę życia.

- Dlaczego nie mogła to być Klarysa? - dopytywał Nicholas jak zawsze. - Ona będzie królową...

To, że Nicholas był zakochany w Klarysie, było niedopowiedzeniem. Książę kompletnie stracił głowę dla przyszłej królowej już przy pierwszym spotkaniu z nią ponad rok temu, a z każdym następnym miał wrażenie, że to uczucie się pogłębiało. Choć Klarysie nie przystawało publicznie okazywać jakichkolwiek uczuć, zwłaszcza przez to, że była już teoretycznie zaręczona, on śmiał twierdzić, że w jakiś sposób to odwzajemniała, choćby na podstawie spojrzeń, jakimi raczyła go czasem obdarowywać. Nicholasowi te błękitne oczy śniły się po nocach i wiedział, że nie będzie w stanie o nich zapomnieć nawet po ślubie z Magdalene - ona nie miała niczego, co miała Klarysa.

Z chwilowego rozmarzenia księcia wyrwał go głos ojca, a także jego dłoń, którą ten położył na ramieniu blondyna:

- Cenię, że mierzysz wysoko, synu, ale księżniczka Klarysa została zapisana Jeremiaszowi jeszcze zanim opuściła łono matki.

- Ale ojcze, mamy dwudziesty pierwszy wiek i nadal bawimy się w ustawione małżeństwa? - zapytał Nicholas niemal zrozpaczonym głosem, który nasunął mu się po przypomnieniu sobie o Klarysie.

Tym razem to Lars westchnął i zabrał dłoń z ramienia syna.

- Posłuchaj, jeśli nie chcesz tego robić ani dla kraju, ani dla siebie, zrób to chociaż dla matki. Wiesz, jak jej zależy - powiedział nieco milszym tonem niż wcześniej, po czym znowu spoważniał. - Idź po Charlesa i wracajcie do zamku. Vitalis zaraz przyjedzie - dodał i sam zawrócił do posiadłości.

Nicholas, straciwszy zupełnie swój dobry humor, posłuchał ojca i ruszył tym razem spokojnym krokiem w stronę brata, który nadal przyglądał się fascynującym go rybom.

- Chodź, Charlie - powiedział delikatnie. - Musimy wracać - dodał ze smutnym uśmiechem.

- Jedziemy do Lamarii? - zapytał z zaciekawieniem chłopiec, zeskakując z fontanny.

- To za kilka dni - odparł Nicholas.

- A będzie tam Klarysa? - dopytywał Charlie, który sam bardzo polubił dziewczynę: przyszła królowa jako jedna z niewielu dam, z którymi miał styczność, traktowała go poważnie, a nie z wyższością.

- Mam taką nadzieję - powiedział Nicholas i uśmiechnął się.

Wizyta w Lamarii wiązała się co prawda z tym, że wszędzie będzie musiał spędzać mnóstwo czasu z Magdalene, ale to zupełnie schodziło na drugi tor myśli księcia. Liczyło się dla niego to, że choćby najmniejsze przyjęcie czy bal dawało mu okazję do porozmawiania z Klarysą, która zobowiązana była do poświęcenia choćby chwili każdemu gościowi. Dopiero po kilku minutach Nicholas stanął jak wryty, bo dopiero przypomniał sobie, po co tak naprawdę do Lamarii jechał.

- A no tak... Ta nowa księżniczka...!

Nie Mogę Odebrać, Zostałam KsiężniczkąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz